Nie jestem bezbronna! Cierpię za syna i wnuka, ale nie ugnę się przed synową!

newsempire24.com 10 godzin temu

„Nie jestem ze stali! Boli mnie to, co dzieje się z synem i wnukiem, ale już dłużej nie ugnę się przed synową” – mówi ze łzami w oczach 62-letnia Krystyna Nowak z Poznania.

Jej syn, Bartosz, to inteligentny i ambitny mężczyzna. W wieku 35 lat zajmuje kierownicze stanowisko w znanej firmie IT. Jego żona, Zofia, jest jednak jeszcze bardziej zdeterminowana – ma 9 lat więcej niż Bartosz i zbudowała oszałamiającą karierę w międzynarodowej korporacji. Przez czas długi dzieci w jej planach wcale nie istniały. Bała się utraty pozycji, pozostania w tyle za młodszą i głodną sukcesu konkurencją.

Żyli, jak to się mówi, na wysokiej stopie – luksusowe mieszkanie, dom pod Warszawą, najnowsze modele samochodów, podróże po Europie. Ale w ich domu brakowało ciepła. Widywali się rzadziej niż z kontrahentami. Krystyna, choć nie wtrącała się, z niepokojem patrzyła na syna – widać było, jak bardzo się męczy, jak stara się być dobrym mężem, ale jakby uderzał głową w mur.

Gdy Zofia niespodziewanie w wieku 40 lat oznajmiła, iż jest w ciąży, cała rodzina była w szoku. choćby Bartosz nie wiedział, czy się cieszyć, czy martwić. A teściowa, która już straciła nadzieję na wnuki, rozpłakała się ze szczęścia. Ale euforia gwałtownie zamieniła się w niepokój.

„Nawet w ostatnich miesiącach ciąży nie opuszczała biura. Urodziła adekwatnie w czasie spotkania służbowego. choćby w szpitalu nie wypuszczała telefonu z ręki” – wspomina Krystyna. „Myślałam, iż zaraz po porodzie wróci prosto do pracy.”

Jednak w pierwszych tygodniach po narodzinach syna Zofia wydaje się inną osobą. Hormony dały o sobie znać – nie odchodziła od dziecka, nie spała po nocach, bała się stracić z oczu każdy jego oddech. Nikogo nie wpuszczała do domu, choćby teściowej. Wszystko robiła sama. Ale to nie trwało długo.

Gdy tylko przestała karmić piersią, natychmiast wróciła do pracy. Twierdziła, iż firma się rozpada, iż jej zastępca nie radzi sobie, i jeżeli ona nie wróci – wszystko przepadnie. Znalezienie niańki okazało się trudne – Zofia nikomu nie ufała. Wtedy zaproponowała Krystynie opiekę nad wnukiem za wynagrodzenie. Ta zgodziła się, mając nadzieję, iż to ich zbliży.

„Na początku wszystko było idealne. Zajmowałam się wnukiem, w weekendy odpoczywałam, a rodzice sami zostawali z dzieckiem. Byłam szczęśliwa – wreszcie mogłam być z wnukiem” – opowiada babcia.

Ale niedługo zaczęło się. Zofia zwolniła sprzątaczkę i zaczęła prosić teściową nie tylko o opiekę nad dzieckiem, ale i o gotowanie, sprzątanie. Owszem, płaciła, ale praca stała się ponad siły – niemowlę wymaga ciągłej uwagi.

„Pewnego dnia czyściłam lodówkę w kuchni, a wnuczek spał w kojcu. Sypialnia była na piętrze, daleko biegać. Chciałam zrobić wszystko szybko, żeby go nie budzić” – opowiada Krystyna.

Gdy jednak Zofia wróciła i zobaczyła syna w kojcu, wybuchła jak petarda:

„Dlaczego nie jest w łóżeczku? Dlaczego nie na spacerze?! Za co wam tyle płacę? Chcę, żeby dziecko było wyspane, najedzone i zadbane!”

Następnego dnia w domu znów pojawiła się sprzątaczka. A wraz z nią – totalna kontrola. Kamery w każdym pokoju, codzienne raporty. choćby za najmniejsze zadrapanie – nagana. Krystyna czuła się nie jak babcia, ale jak służąca pod lupą.

„Bałam się choćby wyjść do łazienki” – mówi ze łzami. „Ciągle myślałam, iż ktoś patrzy. A Bartosz stoi po stronie Zofii – mówi: »Mamo, bądź wyrozumiała, przecież pracujesz za pieniądze.« Ale to nie praca – to serce boli!”

Po kolejnej awanturze, gdy Zofia nazwała ją „bezużyteczną i leniwą”, Krystyna nie wytrzymała.

„Koniec. Zwalam się. Nie jestem waszą niewolnicą. jeżeli chcecie, szukajcie niańki z dyplomem, ale ja już nie będę częścią tej wojny” – powiedziała i wyszła.

Od tamtej pory Zofia zabroniła jej przekraczać progu domu. Nie pokazuje wnuka. A Bartosz… milczy. Wysyła suche wiadomości raz na miesiąc, ale stoi po stronie żony.

„Nie jestem robotem! Boli mnie to, jest mi przykro. Żyłam dla rodziny, dla wnuka…” – szepcze Krystyna. „Ale już dłużej się nie ugnę. Nie po to wychowałam syna. Niech teraz żyją, jak chcą. Tylko coś ich nianie zmieniają się co tydzień. Widocznie nie każda wytrzyma ich »idealne zasady«.”

Gdyby Zofia choć raz podeszła i powiedziała: „Przepraszam” – może wszystko potoczyłoby się inaczej. Ale teraz mosty są spalone.

Idź do oryginalnego materiału