Nie jestem twarda! Czuje ból za syna i wnuka, ale nie ustąpię już przed synową!

newsempire24.com 1 tydzień temu

Nie jestem ze stali! Boli mnie za syna i wnuka, ale już więcej nie ugnę się przed synową.

— Do dziś nie rozumiem, po co tej Marzenie było dziecko, skoro choćby po porodzie żyła tylko dla kariery i lustra — mówi z goryczą Wanda Bronisławska, 62-letnia kobieta z Poznania.

Jej syn, Radosław, to mądry, ambitny mężczyzna. W wieku 35 lat ma kierownicze stanowisko w poważnej firmie IT. Ale jego żona, Marzena, posunęła się jeszcze dalej — jest od niego starsza o 9 lat i zbudowała oszałamiającą karierę w dużej korporacji. Dzieci długo nie było w jej planach. Bała się stracić pozycję, zostać “na boku”, przegrać z kimś młodym i żądnym sławy.

Żyli, jak to się mówi, z klasą: apartament w centrum, dom pod Warszawą, samochody najnowszych modeli, podróże po Europie. Ale ciepła w ich domu było jak na lekarstwo. Spotykali się rzadziej niż z biznesowymi partnerami. A Wanda Bronisławska, choć nie wtrącała się, martwiła się o syna — widać było, jak się męczy, jak stara się być dobrym mężem, ale jakby uderzał głową w mur.

Gdy Marzena w wieku 40 lat niespodziewanie oznajmiła, iż jest w ciąży, cała rodzina była w szoku. choćby sam Radosław nie wiedział, czy się cieszyć, czy się bać. A teściowa, która już straciła nadzieję na wnuki, rozpłakała się ze szczęścia. Ale euforia gwałtownie zamieniła się w niepokój.

— choćby w ostatnich miesiącach ciąży nie wychodziła z biura. Urodziła praktycznie na zebraniu służbowym. Telefonu nie wypuszczała z ręki choćby na sali porodowej — wspomina Wanda Bronisławska. — Myślałam, iż z porodówki od razu wróci do gabinetu.

Ale w pierwszych tygodniach po narodzinach syna Marzena jakby się odmieniła. Hormony dały o sobie znać — krążyła wokół dziecka, nie spała po nocach, bała się przegapić każdy oddech. Nikogo nie wpuszczała do domu — choćby teściowej. Wszystko robiła sama. Ale to nie trwało długo.

Gdy tylko przestała karmić piersią, stanęła przed wyborem: wracać do pracy czy nie. Marzena twierdziła, iż firma się wali, iż zastępca rujnuje projekty, i iż jeżeli ona nie wróci, to wszystko przepadnie. Znalezienie niani okazało się trudne — nie ufała nikomu. Wtedy zaproponowała Wandzie Bronisławskiej opiekę nad wnukiem za pieniądze. Ta się zgodziła, mając nadzieję, iż to je zbliży.

— Na początku było idealnie. Zajmowałam się maluchem, w weekendy odpoczywałam, a rodzice sami z nim zostawali. Cieszyłam się — wreszcie miałam wnuka — wspomina babcia.

Ale niedługo zaczęło się. Marzena zwolniła sprzątaczkę i zaczęła wymagać od teściowej nie tylko opieki nad dzieckiem, ale też gotowania i sprzątania. Płaciła, ale praca stała się ponad siły — niemowlę wymaga ciągłej uwagi.

— Pewnego dnia myłam lodówkę w kuchni, a wnuczek spał w kojcu. Sypialnia była na piętrze, daleko biegać. Chciałam zrobić wszystko szybko, żeby go nie budzić — opowiada Wanda Bronisławska.

Gdy Marzena wróciła i zobaczyła syna w kojcu, wpadła w furię:

— Dlaczego nie jest w łóżeczku? Dlaczego nie na spacerze?! Za co ci płacę takie pieniądze? Mam wymagania: dziecko ma być wyspane, najedzone i zadbane!

Następnego dnia wróciła sprzątaczka. A wraz z nią — totalna kontrola. Kamery w każdym pokoju, codzienne raporty. choćby za najmniejsze zadrapanie — reprymenda. Wanda Bronisławska czuła się nie jak babcia, ale jak służąca pod lupą.

— Bałam się choćby wyjść do toalety — mówi ze łzami. — Ciągle miałam wrażenie, iż ktoś patrzy. A syn stoi po stronie Marzeny: „Mamo, bądź wyrozumiała, przecież pracujesz za pieniądze”. A to nie praca — to ból duszy!

Po kolejnej awanturze, gdy Marzena znów nazwała ją „bezużyteczną i leniwą”, babcia nie wytrzymała.

— Koniec. ZwOd tamtej pory Wanda Bronisławska postanowiła, iż nigdy więcej nie pozwoli, by ktoś traktował ją jak sługę, choćby jeżeli oznacza to, iż już nigdy nie zobaczy swojego wnuka.

Idź do oryginalnego materiału