Nie jestem żelazna! Ból za bliskich, ale nie dam się więcej złamać!

newsempire24.com 7 godzin temu

“Nie jestem ze stali! Boli mnie za syna i wnuka, ale już więcej nie ugnę się przed synową”

— Do dziś nie rozumiem, po czym tej Marcie było dziecko, skoro choćby po porodzie żyła tylko dla kariery i lustra — mówi z goryczą Katarzyna Nowak, 62-letnia kobieta z Kielc.

Jej syn Piotr — inteligentny, ambitny, w wieku 35 lat zajmuje kierownicze stanowisko w poważanej firmie IT. Jednak jego żona, Marta, poszła jeszcze dalej — jest od niego starsza o 9 lat i zdążyła zbudować oszałamiającą karierę w dużej korporacji. Przez długi czas w jej planach w ogóle nie było dzieci. Bała się stracić pozycję, zostać „na boku”, ustąpić miejsca komuś młodszemu i bardziej żądnemu sukcesu.

Żyli, jak to się mówi, na wysokim poziomie: luksusowe mieszkanie, dom pod Warszawą, samochody najnowszych modeli, podróże po Europie. Ale ciepła w ich rodzinie było niewiele. Spotykali się w domu rzadziej niż z partnerami biznesowymi. A Katarzyna, choć się nie wtrącała, martwiła się o syna — widać było, jak się męczy, jak stara się być dobrym mężem, ale jakby uderzał głową w mur.

Gdy Marta w wieku 40 lat niespodziewanie oznajmiła, iż jest w ciąży, cała rodzina była w szoku. choćby sam Piotr nie wiedział, czy się cieszyć, czy denerwować. A teściowa, która już straciła nadzieję na wnuki, rozpłakała się ze szczęścia. Ale niedługo euforia zamieniła się w niepokój.

— choćby w ostatnich miesiącach ciąży nie wychodziła z biura. Urodziła adekwatnie podczas zebrania. Telefonu nie wypuszczała z rąk choćby na sali porodowej — wspomina Katarzyna. — Myślałam, iż zaraz po szpitalu wróci prosto do pracy.

Ale w pierwszych tygodniach po urodzeniu syna Marta jakby się zmieniła. Hormony dały o sobie znać, krzątała się przy dziecku, nie spała po nocach, bała się przegapić każdy jego oddech. Do domu nie wpuszczała nikogo — choćby teściowej. Wszystko robiła sama. Ale nie trwało to długo.

Gdy tylko przestała karmić piersią, kwestia powrotu do pracy stała się paląca. Marta twierdziła, iż firma się wali, zastępca psuje projekty, i jeżeli nie wróci — przepadnie wszystko. Znalezienie niańki okazało się trudne — Marta nikomu nie ufała. Wtedy zaproponowała Katarzynie opiekę nad wnukiem za wynagrodzenie. Ta zgodziła się, mając nadzieję, iż to je zbliży.

— Na początku wszystko było idealne. Opiekowałam się chłopcem, w weekendy odpoczywałam, a rodzice sami zajmowali się dzieckiem. Cieszyłam się — w końcu byłam przy wnuku — wspomina babcia.

Ale niedługo zaczęły się schody. Marta zwolniła sprzątaczkę i zaczęła prosić teściową nie tylko o opiekę nad dzieckiem, ale także o sprzątanie i gotowanie. Oczywiście płaciła, ale praca stała się ponad siły — niemowlę wymagało ciągłej uwagi.

— Pewnego dnia myłam lodówkę w kuchni, a wnusiek spał w kojcu. Sypialnia była na piętrze, daleko biegać. Chciałam zrobić to szybko, by nie budzić dziecka — opowiada Katarzyna.

Gdy Marta wróciła i zobaczyła syna w kojcu, wybuchła jak petarda:

— Dlaczego nie jest w łóżeczku? Dlaczego nie poszedł na spacer?! Za co ja wam tyle płacę? Chcę, żeby dziecko było wyspane, nakarmione i zadbane!

Następnego dnia w mieszkaniu znowu pojawiła się sprzątaczka. A przy okazji — totalna kontrola. Kamery w każdym pokoju, codzienne raporty. choćby za najmniejsze zadrapanie — reprymenda. Katarzyna czuła się nie jak babcia, a jak służąca pod lupą.

— Bałam się choćby wyjść do toalety — mówi ze łzami. — Ciągle miałam wrażenie, iż ktoś patrzy. A syn stoi po stronie Marty — „Mamo, bądź wyrozumiała, przecież pracujesz za pieniądze“. Ale to nie praca — to boli dusza!

Po kolejnej awanturze, gdy Marta nazwała ją „beznadziejną i leniwą”, babcia straciła cierpliwość.

— Koniec, odchodzę. Nie jestem waszą niewolnicą. jeżeli chcecie, szukajcie niańki z dyplomem, ale mnie już nie wciągajcie w wasze wojny — powiedziała i wyszła.

Od tamtej pory Marta zabrania jej choćby przekroczyć progu domu. Wnuka nie pokazuje. A syn… syn milczy. Wysyła suche wiadomości raz na miesiąc, ale stoi po stronie żony.

— Nie jestem robotem! Boli mnie, jest mi przykro. Żyłam dla rodziny, dla wnuka… — szepcze Katarzyna. — Ale już więcej się nie ugnę. Nie po to wychowywałam syna. Niech teraz żyją, jak chcą. Tylko coś niańki u nich zmieniają się co tydzień. Widocznie nie każdy wytrzyma ich „idealne zasady“.

Gdyby Marta choć raz podeszła i powiedziała: „Przepraszam“ — może potoczyłoby się inaczej. Ale teraz mosty są spalone.

Idź do oryginalnego materiału