— Nie jestem z żelaza! Boli mnie za syna i wnuka, ale już nie ugnę się przed synową!
— Do dziś nie rozumiem, po co tej Marzenie dziecko, skoro choćby po porodzie żyła tylko dla kariery i lustra — mówi z goryczą 62-letnia Jadwiga Nowak z Poznania.
Jej syn, Krzysztof, jest inteligentny i ambitny. W wieku 35 lat zajmuje kierownicze stanowisko w poważnej firmie IT. Jego żona, Marzena, poszła jeszcze dalej — jest od niego starsza o 9 lat i zbudowała oszałamiającą karierę w międzynarodowej korporacji. Przez lata dzieci nie było w jej planach. Bała się stracić pozycję, zostać „na bocznych torach”, ustąpić miejsca młodym i żądnym sukcesu.
Żyli, jak to się mówi, „na wysokiej stopie” — mieszkanie w prestiżowej dzielnicy, willa pod Warszawą, najnowsze modele samochodów, wakacje w Europie. Ale ciepła w ich domu było jak na lekarstwo. Spotykali się rzadziej niż z klientami. A Jadwiga, choć nie wtrącała się, z bólem patrzyła, jak syn męczy się, próbując być dobrym mężem, jakby uderzał głową w mur.
Gdy Marzena w wieku 40 lat nagle oznajmiła, iż jest w ciąży, cała rodzina była w szoku. choćby Krzysztof nie wiedział, czy się cieszyć, czy martwić. A teściowa, która już straciła nadzieję na wnuki, płakała ze szczęścia. Ale euforia gwałtownie zmieniła się w niepokój.
— choćby w ostatnich miesiącach ciąży nie wychodziła z biura. Urodziła praktycznie na zebraniu służbowym. Telefonu nie wypuszczała z ręki choćby na sali porodowej — wspomina Jadwiga. — Myślałam, iż z porodówki od razu pojedzie do firmy.
Lecz w pierwszych tygodniach po narodzinach syna Marzena stała się nie do poznania. Hormony zrobiły swoje — krążyła wokół dziecka, nie spała po nocach, bała się przegapić każdy jego oddech. Nikogo nie wpuszczała do domu, choćby teściową. Robiła wszystko sama. Ale to nie trwało długo.
Gdy tylko przestała karmić piersią, natychmiast wróciła do pracy. Mówiła, iż firma się wali, iż zastępca psuje projekty i jeżeli ona nie wróci — wszystko przepadnie. Znalezienie niani okazało się trudne — Marzena nie ufała nikomu. Wtedy zaproponowała Jadwidze opiekę nad wnukiem za pieniądze. Ta się zgodziła, mając nadzieję, iż to je zbliży.
— Na początku było idealnie. Zajmowałam się wnukiem, w weekendy odpoczywałam, a rodzice sami z nim zostawali. Cieszyłam się, iż wreszcie mogę być blisko niego — wspomina babcia.
Ale niedługo zaczęło się prawdziwe piekło. Marzena zwolniła sprzątaczkę i zaczęła wymagać od teściowej nie tylko opieki nad dzieckiem, ale też sprzątania i gotowania. Płaciła, ale praca stała się ponad siły — niemowlę potrzebowało nieustannej uwagi.
— Pewnego dnia myłam lodówkę w kuchni, a wnuczek spał w kojcu. Sypialnia była na piętrze — daleko biegać. Chciałam gwałtownie skończyć, żeby go nie budzić — opowiada Jadwiga.
Gdy Marzena wróciła i zobaczyła syna w kojcu, wybuchła jak petarda:
— Dlaczego nie jest w łóżeczku? Dlaczego nie na spacerze?! Za co ci płacę? Mam wymagania — dziecko ma być wyspane, nakarmione i zadbane!
Następnego dnia pojawiła się nowa sprzątaczka. A wraz z nią — totalna kontrola. Kamery w każdym pokoju, codzienne raporty. choćby za najmniejsze zadrapienie — krzyk. Jadwiga czuła się nie jak babcia, ale jak służąca pod lupą.
— Bałam się choćby wyjść do łazienki — mówi ze łzami. — Ciągle miałam wrażenie, iż ktoś patrzy. A Krzysztof stoi po stronie Marzeny: „Mamo, bądź wyrozumiała, przecież ci płacą”. Ale to nie jest praca — to moje serce krwawi!
Po kolejnej scenie, gdy Marzena nazwała ją „bezużyteczną staruchą”, Jadwiga straciła cierpliwość.
— Koniec. Zw— Już więcej nie wrócę, niech sobie radzą sami — powiedziała cicho, zamykając za sobą drzwi na zawsze.