Nie jestem żelazna! Ból za synem i wnukiem, ale nie dam się więcej zdominować!

polregion.pl 4 dni temu

„Nie jestem z żelaza! Boli mnie za syna i wnuka, ale już się nie ugnę przed synową”

— Do dziś nie rozumiem, po co tej Kasi było dziecko, skoro i po porodzie żyła tylko dla kariery i lustra — z goryczą mówi Elżbieta Wiśniewska, sześćdziesięciodwuletnia kobieta z Poznania.

Jej syn, Piotr, to mądry, ambitny mężczyzna, który w wieku trzydziestu pięciu lat objął wysokie stanowisko w poważnej firmie IT. Ale jego żona, Kasia, poszła jeszcze dalej — jest od niego starsza o dziewięć lat i zdołała zbudować oszałamiającą karierę w wielkiej korporacji. Przez długi czas dzieci nie mieściły się w jej planach. Bała się stracić pozycję, zostać „na marginesie”, ustąpić miejsca komuś młodszemu i żądnemu sławy.

Żyli, jak to się mówi, dostatnio: ekskluzywne mieszkanie, dom pod miastem, samochody najnowszych modeli, podróże po Europie. Ale ciepła w ich rodzinie było jak na lekarstwo. Spotykali się w domu rzadziej niż z partnerami biznesowymi. A Elżbieta, choć nie ingerowała, martwiła się o syna — widziała, jak się męczy, jak stara się być dobrym mężem, ale jakby uderzał głową w mur.

Gdy Kasia niespodziewanie w wieku czterdziestu lat oznajmiła, iż jest w ciąży, cała rodzina była w szoku. choćby sam Piotr nie wiedział, czy ma się cieszyć, czy denerwować. A teściowa, która już straciła nadzieję na wnuki, rozpłakała się ze szczęścia. Ale euforia gwałtownie zamieniła się w niepokój.

— choćby w ostatnich miesiącach ciąży nie wychodziła z biura. Urodziła praktycznie na zebraniu służbowym. Telefonu nie wypuszczała z ręki choćby na sali porodowej — wspomina Elżbieta. — Myślałam, iż z porodówki pojedzie prosto do gabinetu.

Lecz w pierwszych tygodniach po urodzeniu syna Kasia jakby się odmieniła. Hormony dały o sobie znać — krążyła wokół dziecka, nie spała nocami, bała się przeoczyć choćby jeden oddech. Nikogo nie wpuszczała do domu, choćby teściowej. Wszystko robiła sama. Ale to nie trwało długo.

Gdy tylko przestała karmić piersią, stanęło jasno — musiała wrócić do pracy. Kasia mówiła, iż firma się wali, zastępca psuje projekty, a jeżeli ona nie wróci, wszystko przepadnie. Znalezienie niani okazało się niełatwe — Kasia nikomu nie ufała. Wtedy zaproponowała Elżbiecie, by zajęła się wnukiem za pieniądze. Ta się zgodziła, mając nadzieję, iż to je zbliży.

— Najpierw wszystko było idealne. Opiekowałam się maluszkiem, w weekendy odpoczywałam, a rodzice sami z nim zostawali. choćby cieszyłam się — wreszcie miałam wnuka — wspomina babcia.

Ale niedługo zaczęło się. Kasia zwolniła sprzątaczkę i zaczęła prosić teściową nie tylko o opiekę nad dzieckiem, ale też o sprzątanie i gotowanie. Owszem, płaciła, ale praca stała się ponad siły — niemowlę wymaga przecież stałej uwagi.

— Pewnego razu czyściłam lodówkę w kuchni, a wnuczek spał w kojcu. Sypialnia była na piętrze — daleko biegać. Chciałam gwałtownie skończyć, żeby nie budzić dziecka — opowiada Elżbieta.

Lecz gdy Kasia weszła i zobaczyła syna w kojcu, wpadła w furię:

— Dlaczego nie jest w łóżeczku? Dlaczego nie jest na spacerze?! Za co wam płacę takie pieniądze? Chcę, żeby dziecko było wyspane, nakarmione i zadbane!

Następnego dnia w mieszkaniu znów pojawiła się sprzątaczka. A przy okazji — totalna kontrola. Kamery w każdym pokoju, codzienne raporty. choćby za najmniejsze zadrapanie — nagana. Elżbieta czuła się nie jak babcia, ale jak służąca pod lupą.

— Bałam się choćby wyjść do toalety — mówi ze łzami. — Ciągle miałam wrażenie, iż ktoś patrzy. A syn stał po stronie Kasi — „Mamo, bądź wyrozumiała, przecież pracujesz za pieniądze”. A to dla mnie nie praca — to ból duszy!

Po kolejnej awanturze, gdy Kasia znów nazwała ją „bezużyteczną i leniwą”, babcia nie wytrzymała.

— Koniec, zwalniam się. Nie jestem waszą niewolnicą. jeżeli chcecie, szukajcie niani z dyplomem, ale mnie już nie wciągajcie w wasze wojny — powiedziała i wyszła.

Od tamtej pory Kasia zabroniła jej choćby przekraczać progu domu. Wnuka nie pokazuje. A syn… syn milczy. Wysyła suche wiadomości raz na miesiąc, ale stoi po stronie żony.

— Nie jestem z kamienia! Boli mnie, jest mi przykro. Żyłam dla rodziny, dla wnuka… — szepcze Elżbieta. — Ale już się nie ugnę. Nie po to wychowałam syna. Teraz niech żyją, jak chcą. Tylko coś nianie u nich zmieniają się co tydzień. Widocznie nie każdy wytrzyma ich „doskonałe zasady”.

Gdyby Kasia kiedyś po prostu podeszła i powiedziała: „Przepraszam” — może wszystko potoczyłoby się inaczej. Ale teraz mosty są spalone.

Idź do oryginalnego materiału