Nie kłóciłam się – i przegrałam

newsempire24.com 1 tydzień temu

Nie sprzeciwiała się – i przegrała

Barbara Kowalska starannie ustawiła talerze na stole, poprawiła serwetki i raz jeszcze spojrzała na zegarek. Mąż miał wrócić z pracy za pół godziny, więc najwyższy czas wrzucić kotlety na patelnię. Ziemniaki już gotowe, surówka pokrojona, chleb równo pokrojony w kromki. Wszystko jak należy, wszystko tak, jak lubi.

— Mamo, czy mogę dziś pójść do Kasi? Przywiozła nowe płyty z Warszawy — krzyknęła z pokoju osiemnastoletnia córka Kinga.

— Nie, Kinguś, tata zaraz wróci, trzeba zjeść razem kolację — odpowiedziała Barbara, nie odwracając się. — Pójdziesz później.

— Ależ to infantylne! Mam już osiemnaście lat! — oburzyła się dziewczyna, ale nie kontynuowała sprzeczki. Wiedziała, iż matka i tak nie ustąpi.

Barbara uśmiechnęła się pod nosem. Osiemnaście lat to wciąż dziecko. Sama w tym wieku była już mężatką, a Kinga wciąż jak mała dziewczynka. Ale może i lepiej. Niech dłużej pozostanie córką, a nie czyjąś żoną.

Drzwi zatrzasnęły się i do mieszkania wszedł Jan Kowalski. Postawny mężczyzna z siwiejącymi skroniami, zmęczony, ale zadowolony. Praca na budowie wykańczała, ale przynosiła dobre pieniądze, a to się liczyło.

— Cześć, kochanie — cmoknął żonę w policzek. — Coś pysznie pachnie.

— Zrobiłam twoje ulubione kotlety, wieprzowo-wołowe — uśmiechnęła się Barbara. — Siadaj, zaraz podam.

— A Kinga gdzie?

— W pokoju, zaraz zawołam. Kinga! Tatuś wrócił!

Dziewczyna wyskoczyła z pokoju, przytuliła ojca.

— Tato, czy mogę po kolacji pójść do koleżanki? Przywieźli takie interesujące filmy…

Jan zmarszczył brwi.

— Jakie filmy? Nie każdy zachodni badziew warto oglądać, trzeba się uczyć. Niedługo studia, czas się przygotować.

— Ale tato, to nic złego, zwykłe kino…

— Powiedziałem — nie i koniec! — podniósł głos ojciec. — Basia, co ty ją tak wychowujesz? Zupełnie się rozpuściła!

Barbara pospiesznie wtrąciła:

— No co ty, Janku, ona tylko młoda jest, ciekawska. Kinguś, siadaj jeść, pogadamy później.

Kolacja minęła w względnej ciszy. Jan opowiadał o pracy, o tym, iż szefostwo znów podniosło wymagania, a premie obcięło. Barbara przytakiwała, dokładała mu kotletów, nalewała herbatę. Kinga milczała, tylko od czasu do czasu podnosząc wzrok znad talerza.

— A co sąsiedzi mówią o Nowakach? — zapytał nagle Jan, kończąc ostatniego kotleta.

— A co mają mówić? Żyją spokojnie, nie hałasują.

— Nie o to. Słyszałem, iż Nowakowa znalazła jakąś pracę, w biurze teraz siedzi. A Nowak w domu z dziećmi się kręci.

Barbara ostrożnie postawiła filiżankę na spodek.

— No i co w tym złego? Może im tak wygodniej.

— Jak to wygodniej? — oburzył się mąż. — Facet ma rodzinę utrzymywać, a nie w domu niańczyć! Kobiecie miejsce przy garach i z dziećmi. To nie tak powinno być, nie po naszemu.

— Ale jeżeli ona więcej zarabia…

— Żadnych „ale”! — uderzył pięścią w stół Jan. — W rodzinie musi być porządek! Mężczyzna głową, kobieta pomocnicą. I kropka!

Barbara cicho skinęła głową i zabrała się za sprzątanie stołu. Nie potrafiła sprzeczać się z mężem i nigdy nie chciała. Po co kłótnie, skoro można po prostu milczeć? Może i miał rację. Sama całe życie w domu siedziała i jakoś żyli.

Kinga spojrzała ukradkiem na matkę, potem na ojca i cicho zapytała:

— To czy mogę jednak pójść do Kasi? Na chwilę.

— Nie! — warknął ojciec. — Już ci mówiłem — nie! Idź lekcje odrabiaj albo książkę czytaj. Nie ma czasu w włóczenie się po koleżankach!

Dziewczyna westchnęła i poszła do swojego pokoju. Barbara spojrzała za nią i poczuła ukłucie w sercu. Biedna dziewczyna, w ogóle nie wychodzi, ciągle w domu. Ale co poradzić, skoro ojciec się sprzeciwia?

Kilka dni później Barbara spotkała na targu sąsiadkę, Annę Wiśniewską. Ta promieniała z radości.

— Barbara, słyszałaś? Moja Magda dostała się na studia do Warszawy! Wyobrażasz sobie, do stolicy!

— Jak wspaniale — ucieszyła się szczerze Barbara. — A na jaki kierunek?

— Na ekonomię. Mówi, iż chce zostać ekonomistką, zarządzać firmami. Na początku się martwiłam — tak daleko, sama tam będzie. Ale potem pomyślałam — po co trzymać dziewczynę w domu? Niech spróbuje, niech życie pozna.

— A mąż? Nie protestował?

Anna zamilkła na chwilę, potem westchnęła:

— Pokłóciliśmy się o to ostro. On swoje — po co dziewczynie studia, i tak wyjdzie za mąż, dzieci rodzić. A ja mu na to — czasy się zmieniły, kobieta też powinna zawód mieć, na nogach stać. Długo się spieraliśmy, mało nie doszło do rękoczynów. Ale postawiłam na swoim. Myślę, iż nie pożałuje.

Barbara skinęła głową w milczeniu. W domu długo rozmyślała o tej rozmowie. Kinga też niedługo miała zdawać na studia, ale gdzie? Jan już dawno wyraził swoje zdanie — po co dziewczynie wyższe wykształcenie, niech idzie do szkoły pedagogicznej, na nauczycielkę. Spokojna praca, a potem ślub i po sprawie.

A Kinga marzyła o dziennikarstwie, chciała iść na uniwersytet, pisać artykuły, przeprowadzać wywiady. Opowiadała o tym matce, gdy ojca nie było w domu, oczy jej świeciły. Ale gdy tylko zaczynała przy ojcu — ten od razu ucinał:

— Dziennikarstwo to nie zajęcie dla kobiety. Trzeba jeździć w teren, z różnymi ludźmi gadać. Nie wypada.

I Barbara milczała. Nie wspierała córki, nie sprzeciwiała się mężowi. Po prostu milczała, jak zawsze.

Lato minęło szybko. Kinga złożyła papiery do szkoły pedagogicznej, jak kazał ojciec. Dostała się, co nie było zaskoczeniem — zawsze dobrze się uczyła. W dniu immatrykulacji wróciła do domu smutna, przygnębiona.

— No cóż, córeczko, gratulacje! — ucieszył się Jan. — Będziemy mieli w rodzinie nauczycielkę! Dobry wybór.

— Dzięki, tato — cicho odpowiedziała Kinga i poszła do siebie

Idź do oryginalnego materiału