„Nie ma już darmowej opieki: jak babcia powiedziała ‘dość’”

newsempire24.com 2 dni temu

Dzisiaj obudziłam się od miękkich promieni czerwcowego słońca, które musnęły moją twarz. Poranek był dziwnie cichy. Żadnego płaczu dziecka, żadnych telefonów z prośbami: „Posiedź proszę z Mateuszkiem chociaż do wieczora”. Z rozkoszą się przeciągnęłam, spojrzałam na sufit i pierwszy raz od dawna poczułam – dziś nie muszę nigdzie biec, nikomu dogadzać, niczego tłumaczyć.

Wstałam z łóżka, przeszłam do kuchni, nasypałam do cezve zmielonej kawy, włączyłam gaz. Pachniało wolnością. Na krześle leżał notatnik – ten sam, do którego jeszcze dziesięć lat temu zapisywałam pomysły na opowiadania. Kiedyś marzyłam, by zostać pisarką, ale jakoś zawsze odkładałam to na później. Najpierw praca w szkole, potem małżeństwo, narodzina Ani, rozwód, kredyty, obowiązki. A teraz – wnuk.

Mały Mateuszek pojawił się w moim życiu nagle, tak jak całe dorosłe życie Ani. Ta, jeszcze wczoraj beztroska studentka, pewnego dnia zadzwoniła i, niepewnie jąkając się, powiedziała:
– Mamo, jestem w ciąży. Z Markiem postanowiliśmy zatrzymać dziecko.

Nic nie odpowiedziałam. Po prostu usiadłam na taborecie, mocniej ścisnęłam telefon w dłoni i cicho powiedziałam:
– Rozumiem.

Od tego dnia wszystko się zakręciło. Ania i jej chłopak Marek kontynuowali studia, a wnuk – został ze mną. Niekończące się pieluchy, kaszki, nieprzespane noce. Młodzi rodzice tłumaczyli to prosto:
– Mamo, przecież sama mówiłaś, iż marzysz o wnukach. No to masz.

Znosiłam to. Nie narzekałam. Ale z dnia na dzień czułam, jak moje własne życie wymyka mi się przez palce. Budziłam się nie z myślami o spacerze czy lekturze, ale z planem dniówki Mateuszka.

I w końcu – dziś podjęłam decyzję. Dość.

Tymczasem na drugim końcu miasta w pośpiechu pakowała się Ania. Pod oczami – sine cienie. Na ramieniu – wiecznie marudzący Mateuszek. W jednej ręce – dziecięcy plecak, w drugiej – laptop. Marek stał przy oknie i pisał do wykładowcy, umawiając się na konsultacje przed egzaminem.

– Ania, zdążysz zawieźć go do twojej mamy? – zapytał, na gwałtownie narzucając kurtkę.
– Zdążę… – burknęła przez zęby. – Znowu wszystko na mnie. A ty jakbyś nie był jego ojcem.

Wyszła z mieszkania, zapinając w biegu kurtkę. Chłopiec grymasił. W autobusie urządził scenę. W głowie Ani kołatało jedno: zdążyć, zdążyć, byle tylko mama była w domu…

Podeszli pod znajome drzwi. Zapukali. Za drzwiami – cisza. Potem kroki. Drzwi się otworzyły. Na progu stałam ja – spokojna, z filiżanką kawy w ręce. Miałam na sobie szlafrok, włosy zebrane w niedbały kok. Ale w oczach było coś, czego Ania dawno nie widziała – pewność.

– Cześć, mamo. Będziemy tylko na pół dnia. Jutro zdamy egzaminy i już nie będziemy cię męczyć, obiecuję – zaczęła Ania, próbując zmiękczyć sytuację.

Wzięłam głęboki oddech. Pociągnęłam łyk kawy. I powiedziałam:
– Nie.

– Co? – zmarszczyła brwi Ania.
– Nie wezmę dziś Mateuszka. Ani jutro. Jestem zmęczona. Nie daję rady. A co najważniejsze – nie chcę już być tym, kim mnie uczyniliście: darmową nianią bez prawa wyboru.

Marek próbował wtrącić:
– Pani Halino, no przecież rozumie, oboje studiujemy, czasu brakuje…

– A ja mam? – mój głos zabrzmiał lodowato. – Też jestem człowiekiem. Mam marzenia. Chcę pisać. Chcę po prostu… żyć. Nie mam 80 lat, jeszcze jestem młoda, i nie chcę grzebać się żywcem pod ciężarem waszych obowiązków.

– Więc tak to wygląda? – gorzko uśmiechnęła się Ania. – Znaczy, jesteśmy ci ciężarem.
– Jesteście moją rodziną. Ale rodzina to szacunek. To nie telefon wieczorem i stawianie przed faktem, iż jutro znowu masz wszystko rzucić. To nie decydowanie za twoimi plecami, iż „i tak siedzisz w domu”.

Zapadła cisza. Mateuszek ucichł. Ania i Marek stali niepewnie. W końcu Ania wypaliła zimno:
– Dobrze. Idziemy. Ale pamiętaj, mamo, gdy będziesz potrzebować pomocy – przypomnij sobie ten dzień.

– Oczywiście – skinęłam głową. – Tyle iż gdy poproszę, nie postawię was przed faktem.

Wyszli. Cicho, nie zatrzaskując drzwi. A ja wróciłam do kuchni. Usiadłam. Otworzyłam notatnik.

Ręka mi drżała – nie ze strachu, ale dlatego, iż pierwszy raz od wielu lat zrobiłam coś tylko dla siebie. Zaczęłam pisać. Z każdym zdaniem oddech stawał się lżejszy, a świat – szeroki.

Tego dnia pierwszy raz od dawna poczułam, iż znów należę do siebie. I to uczucie było cenniejsze niż wszystko.

Idź do oryginalnego materiału