Nie ma nic gorszego na świecie…

newsempire24.com 1 tydzień temu

**Dziennik, 15 marca**

“Najstraszniejsza rzecz na świecie…

— No cóż, u Adasia wszystko w porządku. Wypisuję go do przedszkola. — Lekarka podała Agnieszce zaświadczenie. — Nie choruj więcej, Adaś.

Chłopiec skinął głową i spojrzał na mamę.

— Chodźmy. — Agnieszka wzięła syna za rękę, a w drzwiach odwróciła się jeszcze raz. — Do widzenia.

— Do widzenia — powtórzył za nią Adaś.

W korytarzu Agnieszka posadziła synka na krześle i poszła do szatni po kurtkę. Adaś wesoło przebierał nogami i ciekawie przyglądał się innym dzieciom. Gdy już się ubrali, Agnieszka zawiązała mu szalik.

— Jutro do przedszkola. Stęskniłeś się? — spytała.

— Jasne! — radośnie odparł Adaś.

Wyszli z przychodni i ruszyli w stronę przystanku przez zaśnieżone ulice.

— Mamo! No mamo… — Adaś szarpnął zamyśloną Agnieszkę za rękaw.

— Co? — ocknęła się, wyrwana z rozmyślań o tym, iż jutro wreszcie wróci do pracy i życie znów się unormuje.

Podążyła wzrokiem za synem i zobaczyła kobietę z otwartym wózkiem. W środku siedział chłopiec w wieku Adasia — z otwartą buzią, z której ciekła ślina, i pustym spojrzeniem. Agnieszka natychmiast odwróciła wzrok.

— Mamo, dlaczego ten chłopiec jeździ w wózku? Przecież jest duży — szepnął Adaś.

— Jest chory — odparła.

— Ale mnie nie woziłaś w wózku, jak chorowałem — nie dawał za wygraną.

— Chodź już. On jest inaczej chory. — Agnieszka spojrzała jeszcze raz na oddalającą się kobietę i pociągnęła syna na przystanek.

Od kiedy urodził się Adaś, nie mogła patrzeć na chore dzieci, mimowolnie wyobrażając sobie siebie na ich miejscu. Żal ścisnął jej serce. Wiedziała, iż matki takich dzieci często zostają same. Mężowie przeważnie nie wytrzymują i odchodzą. Dobrze, jeżeli mają jeszcze rodzinę.

A czy ona dałaby radę? Wzięłaby na siebie ten ciężar? Czy może oddałaby dziecko do domu małego dziecka? Swojego Adasia? Nigdy. choćby myśleć o takim wyborze było strasznie.

Jechali autobusem do domu, a Agnieszka wspominała…

***

Była ładną i wesołą dziewczyną. Spotykała się z chłopakami, ale nie spieszyła się do ślubu, a już na pewno nie myślała o dzieciach. Ale czas płynął, koleżanki poukładały sobie życie, niektóre choćby po raz drugi, a u niektórych dzieci chodziły już do szkoły. Rodzina i znajomi przy każdym spotkaniu pytali, dlaczego jeszcze nie wyszła za mąż, a po jej odpowiedzi robili zdziwione miny.

Z czasem i ona zapragnęła rodziny, dzieci. Zrozumiała, iż chce gotować i prać dla ukochanego męża, bawić się z maluszkiem, spacerować z wózkiem między innymi mamami. Ale ci mężczyźni, którzy jej się podobali, byli żonaci lub, po nieudanych związkach, nie palili się do nowych relacji. A ci, którym podobała się ona — nie budzili w niej uczuć. Wieczna historia niedopasowania.

Aż pewnego dnia spotkała go. Nie był jej typem, nie takiego sobie wymarzyła. Ale koleżanki i mama chórem powtarzały, iż czas najwyższy, iż jeżeli nie wyjdzie teraz, to już nigdy. Czekanie nie ma sensu, czas ucieka, a ona wciąż szuka. A przecież nie szukała. Po prostu nic się nie układało.

Przyszły mąż mówił o miłości, dzieciach, wspólnej przyszłości, zrobił piękne oświadczyny. I Agnieszka się zgodziła. Po hucznym wesieniu prawie od razu zaszła w ciążę. Po co zwlekać? Trzydzieści trzy lata to nie żarty.

Chodziła uśmiechnięta, przyglądała się dzieciom na ulicy, w sklepach zawsze zaglądała do działów dziecięcych, oglądając malutkie sukienki i buciki. Nieświadomie kładła dłoń na brzuchu, jakby chroniąc nowe życie w środku. Już je kochała — swoją córeczkę. Dlaczegoś bardzo chciała dziewczynkę.

Zanim minęły mdłości, zaczęły się koszmary. Śniło jej się, iż gubi dziecko na ulicy albo znajduje pusty wózek. Był — i już go nie ma. Krzyczała, płakała, ale nie mogła go znaleźć. Czasem budziła się i z przerażeniem odkrywała, iż nie ma już brzucha… ale nie było też dziecka. A przecież było…

Budziła się z kołataniem serca, dotykała wypukłego brzucha, ale nie mogła się uspokoić. Bała się zasnąć, często budziła się w nocy, przerażona snami.

— To normalne. Lęki w ciąży są naturalne — tłumaczyła lekarka w przychodni.

Pewnego dnia zdała sobie sprawę, iż dziecko od dłuższego czasu się nie rusza. Cały wieczór i noc nasłuchiwała, a rano poszła do szpitala. Skierowano ją na USG.

— Dlaczego pani milczy? — spytała niemal płacząc, widząc skupioną minę lekarza. — Co z dzieckiem?

— Spokojnie, mamusiu, bicie serca jest. Proszę posłuchać. — Lekarka włączyła głośnik i Agnieszka usłyszała rytmiczne uderzenia serca swojego dziecka. — Po prostu mocno śpi. Nie mogę go dobudzić.

— On? Chłopiec? — zdziwiła się Agnieszka.

— Tak. Pani nie wiedziała?

Gdy wreszcie poczuła delikatne kopnięcie, odetchnęła z ulgą.

— Żyje! Obudził się! — zaśmiała się cicho.

Im bliżej porodu, tym większy strach. Agnieszka chodziła powoli, ciężko, z ogromnym brzuchem. Bolący kręgosłup nie dawał spokoju.

— Duży płód. Urodzi się bohater — uspokajali lekarze.

— A ja dam radę? — martwiła się Agnieszka.

— A gdzie się pani wybierze? — uśmiechnęła się położna podczas badania.

— Ale dla pierwszego porodu jestem już “starą pierworódką”, prawda? — nie dawała za wygraną.

— Kobiety rodzą i w czterdziestce, i później. Niech się pani nie martwi.

— A cesarka? Można? — spytała ostrożnie.

— Po co? Nie ma żadnych wskazań. Poradzi sobie pani.

— Ale ja… śnią mi się złe sny. Nie żebym się bała… No dobrze, boję się. Może to brzmi dziwnie, ale mam złe przeczucie…

— Niech pani nie nakręca się. Wszyscy boją się porodu. Wszystko będzie dobrze.

— A jednak… — naciskała Agnieszka na cesarkę.

— Dobrze, niech pani wybierze szpital.

— Mogę wybrać, a nie mogę zadeGdy autobus podjechał pod ich przystanek, Agnieszka mocniej ścisnęła dłoń Adasia, czując, iż największym darem, jaki mogła otrzymać, było właśnie to — jego zdrowie, jego uśmiech i zwyczajne, codzienne szczęście.

Idź do oryginalnego materiału