Nie mam pojęcia, w rubryce 'ojciec’ jesteś zaznaczony, zabierz bliźniaki!

polregion.pl 1 tydzień temu

Tak dawno temu, iż wyblakło wspomnienie, odebrałem ten telefon. „Niczego nie wiem, w rubryce «ojciec» figuruje Pan, odbieraj bliźniaki!” I tak oto, trzy lata po rozstaniu, zostałem ojcem dwojga nowo narodzonych chłopców. Sam sobie winien, formalności rozwodowych zaniedbać nie wolno! Ale los, jak się okazało, miał dla mnie podarunek.

Z Olgą byliśmy mężem i żoną dziesięć lat. Mieliśmy dwie córki, niemalże rówieśniczki, Hannę i Zofię. Życie pozornie jak u ludzi: dzień w pracy, wieczór z bliskimi. Tylko iż nasza żona i matka zaczęła się coraz częściej gdzieś niepokojąco zatrzymywać. To u koleżanki zasiedzi, to kolejka w sklepie nieskończona, to zaległości w robocie… Aż donieśli mi „życzliwi”, iż Olga ma kochanka.
Naturalnie, nie czekałem i postawiłem sprawę na ostrzu noża. Olga natychmiast przeszła do kontrataku a jak wiadomo, najlepszą obroną jest atak. Narzekała, iż za mało jej poświęcam czasu, iż czuje się niewidziana jako kobieta, iż szara codzienność pochłonęła jej życie, a dziewczynki, córki, podobno tylko mnie kochały… Wykrzyczała to wszystko i rzuciła, iż odchodzi do tamtego. I odeszła. Naprawdę. Zostawiając dziewczynki ze mną.
Hanka i Zosia długo nie mogły pojąć, gdzie podziała się mama, ale przywykły. Właśnie wtedy dostałem propozycję przeniesienia służbowego do innego miasta, aby poprowadzić nowy oddział. Nie wahałem się. Pakowaliśmy się z córkami w pośpiechu, wszystko potoczyło się tak wartko, iż wyjeżdżając, nie zdążyłem spisać rozwodu z Olgą.
W nowym miejscu poznałem kobietę. Jadwiga była w moim wieku i też samotnie wychowywała dwie córki. Nie namyślając się długo, zamieszkaliśmy razem, tworząc jedną, rozgadaną rodzinę. Dzieci praktycznie w tym samym wieku wieczorami dom huczał od śmiechu i sprzeczek: dziewczyny razem się wygłupiały, to znów dzieliły coś między sobą, istny żłobek w domu! Z Jadwigą nie mogliśmy się nacieszyć gromadką, choć w sekrecie próbowaliśmy powołać na świat syna. Bez skutku.
W chwili tego osobliwego telefonu, żyliśmy z Jadwigą już dwa lata i prawie straciliśmy nadzieję na upragnionego chłopca… Los niełaskawy, będziemy kochać nasze córki. Ale wróćmy do telefonu.
Numer na ekranie od razu wskazywał miasto rodzinne.
Mikołaj Nowakowski?
Tak, słucham.
Mam niemiłą wiadomość… Pańska żona, Olga Kowalska, niestety nie odzyskała przytomności i dziś odeszła. Proszę przyjechać po dzieci. Jutro będą wypisywane, a resztę formalności załatwimy wówczas.
To jakiś żart? Nie widziałem Olgi Kowalskiej od trzech lat! Nasze córki są przy mnie, tańczą w pokoju!
Niczego nie wiem, w rubryce «ojciec» figuruje Pan, odbieraj bliźniaki!
Słychać było trzaśnięcie słuchawką po drugiej stronie. Oszołomiony sprawdziłem numer w sieci: rzeczywiście, miejski oddział położniczy z mojej rodzinnej miejscowości.
Jadwiga patrzyła na mnie wielkimi oczami, nie rozumiejąc sytuacji, była przy rozmowie. Zwinęliśmy manatki w mgnieniu oka, zostawiliśmy dziewczynki u Dziadków i ruszyliśmy wyjaśnić, co się stało z moją byłą żoną.
Przed szpitalem spotkaliśmy koleżankę Olgi. To ona nam opowiedziała, iż kochanek rzucił Olgę natychmiast, gdy tylko ta oznajmiła mu o ciąży. Ciąża ciężka, bliźniaki przecież, pod koniec zaś stało się coś zupełnie okropnego… Dzieci uratowano od razu, ale matka zapadła w śpiączkę i po kilku dniach odeszła. Bliźniaków trzeba było zarejestrować, a chora matka nie mogła podać danych, więc zapisano je według akt w Urzędzie Stanu Cywilnego, gdzie ja wciąż widniałem jako jej mąż automatycznie stając się ich ojcem.
Koleżanka Olgi, zalewając się łzami, obiecała pomoc i odeszła. Jadwiga stała obok, ściskając moją dłoń z siłą, której nie znałem.
Jadziu, o co ci chodzi?
Mikołaju, przecież zabierzemy ich? Prawda?
W jej oczach czytałem nadzieję i ukrywaną niemal radość.
Kogo? Bliźniaków?
Tak, tak, tak… Proszę! A nuż swoich nam się nie urodzi, a tu od razu dwóch, gotowych…
Jadziu, to nie zabawki, żeby tak… Nie wiem…
Mikołaju, mówię serio! A nasze dziewczyny jakże się ucieszą! Hanie i Zosi to choć połówka krwi w tych szkrabach… No, Mikołaju…
I tak, nie miałem mocy się sprzeciwić. Zabraliśmy bliźniaków, odprowadziliśmy Olgę Kowalską na miejsce wiecznego spoczynku, jak przystało.
Dziewczyny wprost piszczały z euforii na widok braciszków, dziwiąc się tylko, jak to mogły nie zauważyć mamusi Jadzi… brzuszka!

Idź do oryginalnego materiału