Nie miałam pojęcia, iż mój mąż to maminsynek, dopóki teściowa nie przeprowadziła się bliżej nas

przytulnosc.pl 3 dni temu

Myślałam, iż poślubiłam normalnego faceta, który ma własny rozum i potrafi podejmować decyzje. Przez całe cztery lata żyłam w tym błogim złudzeniu, dopóki nagle nie odkryłam, iż wszystko to była tylko iluzja. W rzeczywistości jestem żoną najzwyklejszego maminsynka. A wyszło to na jaw dopiero po przeprowadzce teściowej.

Mój mąż, Tomek, ma teraz trzydzieści pięć lat. Cztery lata temu wzięliśmy ślub i do niedawna wszystko było w porządku. Mieszkaliśmy w jego dwupokojowym mieszkaniu, a moje wynajmowaliśmy. Dzięki temu bez większych problemów przeszliśmy przez mój urlop macierzyński, nie musząc zastanawiać się, skąd wziąć pieniądze na jedzenie.

Jesteśmy tradycyjną rodziną – uważam, iż mężczyzna powinien być głową rodziny, podejmować decyzje i brać odpowiedzialność. Tomek przez te cztery lata radził sobie z tym całkiem dobrze. Do czasu, aż jego mama nie postanowiła przenieść się bliżej nas.

Teściową widziałam wcześniej może dwa, trzy razy. Nie byłyśmy sobie specjalnie bliskie, ograniczałyśmy się do grzecznościowych życzeń na święta. Mieszkała w innym mieście, razem z siostrą Tomka, która wychowywała bliźniaki. Sama nie wiem, jakby sobie poradziła bez mamy, bo ja czasem wariuję z jednym dzieckiem, a ona miała od razu dwójkę.

Tak więc mama Tomka była zajęta wychowywaniem wnuków od córki i nie zawracała nam głowy, co bardzo nam odpowiadało. Ale pół roku temu zadzwoniła i powiedziała, iż musi znaleźć sobie mieszkanie w naszym mieście, bo córka z rodziną przeprowadza się do innego miasta, a jej samej nie ma już tam co robić.

Dodała też, iż teraz w końcu może zająć się naszym dzieckiem, bo wcześniej nie miała takiej możliwości. Nie była nam do tego potrzebna – w razie czego moi rodzice spokojnie mogli nas wspierać – ale choćby gdybym powiedziała „nie”, to i tak nic by się nie zmieniło.

Tomek znalazł jej mieszkanie, zrobił mały remont, zorganizował przeprowadzkę, a już po chwili na progu stała uśmiechnięta, pełna energii teściowa.

Podchodziłam do tego z dystansem, spodziewałam się, iż zaraz zacznie mi zaglądać do garnków i uczyć, jak kochać swojego syna. Ale nie. Teściowa miała inny pomysł – zaczęła rządzić… Tomkiem. I to było o wiele gorsze.

Mąż w jednej chwili się zmienił. Z dojrzałego, odpowiedzialnego faceta zamienił się w chłopca, który jak katarynka powtarzał: „trzeba spytać mamy”, „trzeba się skonsultować z mamą”, „mama mówiła, że”.
Jeśli mama stwierdziła, iż dziecko musi być cieplej ubrane – nie ma dyskusji. Choć wcześniej w tym samym ubraniu dziecko chodziło i nic mu nie było.

Teraz od opinii teściowej zależy, gdzie pojedziemy na wakacje, co zjemy, co kupimy. Tomek był zachwycony pomysłem, żeby spędzić urlop nad jeziorem, ale wystarczyła rozmowa z mamą, która stwierdziła, iż tam jest brudno i niebezpiecznie dla dziecka, i już – Tomek zmienił zdanie.

I tak jest ze wszystkim. Skoro mama powiedziała – to jest święte. Mam wrażenie, iż gdyby mama kazała mu skakać na jednej nodze do pracy i z powrotem, to by to zrobił, choćby nie pytając dlaczego.

Czuję się, jakbym przez te wszystkie lata mieszkała z kimś zupełnie innym. A teraz ten człowiek zniknął, a w jego miejsce pojawił się maminsynek, który nie potrafi przeżyć dnia bez „złotych rad” mamy.

Tyle iż mama ma swoje spojrzenie na świat, dostosowane do życia emerytki, a nie młodej rodziny z małym dzieckiem.

Gdy mówię Tomkowi, iż nie podoba mi się, jak się zmienił, nie rozumie.
Nawet nie słyszy, jak w co drugim zdaniu mówi „mama”. Niby urocze, ale zaczyna mnie to doprowadzać do szału.

Zaczynam rozumieć, dlaczego szwagierka z mężem i dziećmi zdecydowali się na przeprowadzkę.

Taka „zaangażowana” mama może wykończyć każdego. Coraz częściej myślę, iż powinnam znaleźć pracę w jakimś zamkniętym miasteczku wojskowym, gdzie choćby teściowa nie wjedzie bez przepustki. Bo czuję, iż w tym tempie nasz związek rozpadnie się szybciej, niż nasze dziecko pójdzie do szkoły.

Idź do oryginalnego materiału