„Nie możesz mnie zabrać… A jeżeli weźmiemy Marinę?” — chłopiec znalazł sposób, by obejść prawo i zyskać rodzinę

twojacena.pl 3 dni temu

Dom kultury w małym prowincjonalnym miasteczku na Śląsku był stary, ale przytulny. Dzieci tłoczyły się w sali, wpatrzone w scenę. Tam, w świetle wysłużonych reflektorów, znów występował Tadeusz Nowak – starszy pan, iluzjonista znany w całej okolicy. Jego kapelusz – podniszczony, ale wciąż pełen niespodzianek – od dawna był legendą.

Nie był cyrkowcem w typowym tego słowa znaczeniu. Tadeusz Nowak miał dobre serce i duszę dziecka. W każdym jego występie była magia nie sztuczek, ale nadziei. Dzisiaj – finałowy numer: z kapelusza miał wyczarować żywą kurę o imieniu Hela. Sala zamarła.

— Uwaga, proszę państwa! – zawołał teatralnie iluzjonista i wyciągnął z kapelusza nastroszonego ptaka.

Entuzjazm dzieci wypełnił pomieszczenie jak wiosenny wiatr: klaskanie, piski, śmiech. Gdy Tadeusz już miał się ukłonić, nagle poczuł na sobie czyjś wzrok. Jeden jedyny – nieśmiejący się, niebawiący. Spojrzenie chłopca, może siedmioletniego, który siedział na krześle w ostatnim rzędzie, nieruchomy, wpatrzony w kurę.

— Witaj, mały. Jesteś sam? – zapytał iluzjonista, podchodząc.

— Ta kura jest prawdziwa? – szepnął chłopiec z zachwytem.

— Oczywiście! Chcesz ją pogłaskać? To Hela.

Chłopak podszedł ostrożnie, przesunął dłonią po piórach. Oczy mu błyszczały, usta drżały.

— A nie boi się siedzieć w kapeluszu?

— Hela się nie boi. Jest odważna. Tak jak ty.

— Krzysiu! – rozległo się wołanie.

Podeszła do nich kobieta ze zmęczoną twarzą.

— Krysiu, znowu się wyrwałeś?! – załamała ręce i zwróciła się do iluzjonisty: – Przepraszam. To nasz wyjątkowy chłopiec. Niesforny.

— Jest pani jego mamą? – zapytał Tadeusz.

— Wychowawczynią. Jest z domu dziecka, niedawno stracił rodziców…

Gdy Krzysio odszedł z pochyloną głową, Tadeusz poczuł, jakby ktoś uderzył go pięścią w piersi. Nie mógł o nim tak po prostu zapomnieć.

— Proszę podać adres waszego domu dziecka.

Kobieta zdziwiła się, ale wymieniła ulicę i numer.

Całą noc Tadeusz nie spał. Przypomniał sobie, jak wiele lat temu, po rozwodzie, stracił kontakt z własnym synem. Teraz, patrząc w oczy tego chłopca, czuł – los daje mu drugą szansę.

Rano przyszedł do domu dziecka z wielką paczką cukierków. Krzysio siedział w kącie, z dala od hałaśliwej gromady. Zobaczył Tadeusza – i rozpromieniał. A gdy zauważył, iż przyprowadził ze sobą Helę – podskakiwał z radości.

Tak zaczęła się ich przyjaźń. Najpierw rzadkie wizyty, potem – wyjścia do zoo, książki, kreskówki. Krzysio przywiązał się do niego całym sercem. I Tadeusz – też.

Pewnego dnia postanowił i podszedł do Agnieszki Kowalskiej, tej samej wychowawczyni:

— Chciałbym go adoptować.

— Samotnemu mężczyźnie nie pozwolą – odpowiedziała cicho, ze smutkiem. – Takie już mamy prawo.

Iluzjonista spuścił głowę. Nie wiedział, iż Agnieszka od dawna go obserwowała. I iż za każdym razem, gdy przychodził – jej serce biło niespokojnie. Ona też pokochała tego dziwnego, trochę śmiesznego, ale dziecięco dobrego człowieka.

A tydzień później Krzysio, siedząc na ławce i trzymając kurzą łapkę Heli, nagle cicho zapytał:

— A mogę z tobą mieszkać?

Tadeusz zastygł. Nie wiedział, jak wytłumaczyć sprawę dokumentów, niemożliwości.

Ale chłopiec nagle powiedział, ufnie patrząc mu w oczy:

— A jeżeli pani Agnieszka pójdzie z nami? Ona jest dobra. Będzie twoją żoną, a moją mamą. Wtedy na pewno będziemy rodziną.

Iluzjonista spojrzał w bok. Tam, przy oknie, stała Agnieszka. I nagle zrozumiał – chłopiec ma rację.

Podszedł do niej, serce waliło, w głowie – tysiąc myśli. Ale nie musiał nic mówić. Wszystko przeczytała w jego oczach. Już wiedziała.

Krzysio podbiegł i przytulił się do nich obojga.

I w tej chwili, wśród starych ścian, wśród zapachu kredy, farby i taniego proszku, na korytarzu zwykłego domu dziecka narodziła się rodzina.

Taka, o jakiej marzy się w bajkach.

Idź do oryginalnego materiału