Nie oddam cię nikomu.

newsempire24.com 1 dzień temu

Nie oddam. Nikomu cię nie oddam.

— Można? — Do uchylonych drzwi gabinetu zajrzała dziewczyna.

— Przyjęcia już skończone. Tylko z zapisów.

Twarz dziewczyny wydała się Marii Katarzynie mgliście znajoma. Miała dobrą pamięć do twarzy. Ale była pewna, iż na wizytę do niej wcześniej nie przychodziła.

— Przepraszam, ale do końca miesiąca nie ma wolnych terminów — powiedziała dziewczyna.

— W poniedziałek otworzą zapisy na kolejne dwa tygodnie. Albo umów się do innego lekarza — zmęczonym głosem zaproponowała Maria Katarzyna.

Lekarze w klinice mieli do niej żal, iż wiele kobiet chciało trafić właśnie do niej.

— Chciałam z panią porozmawiać.

I wtedy Maria ją rozpoznała…

***

— Cześć! — Do gabinetu bez pukania wpadła Iga, roznosząc wokół siebie zapach drogich perfum.

— Iga, ile razy mam mówić, żebyś pukała? Mogła tu być pacjentka.

— Na korytarzu nikogo nie ma. Więc jesteś wolna — spokojnie uśmiechnęła się przyjaciółka. — Chodźmy do kawiarni? Muszę ci coś powiedzieć.

— Mów tutaj. Po co iść do kawiarni?

— Jak widzę to torturowane krzesło, mam skurcze w brzuchu. Jak ty tu w ogóle możesz pracować? — Iga skrzywiła swój zgrabny nosek.

— A propos, pomagam dzieciom przyjść na świat. Czy to nie ważna misja? Dobrze, zaraz się przebiorę — powiedziała Maria i zniknęła za parawanem.

— A sobie pomóc nie potrafiłaś — cicho dodała Iga.

— To podłe z twojej strony, iż mi o tym przypominasz — odpowiedziała Maria zza parawanu.

— Przepraszam, Mariu, palnęłam głupotę.

— No dobrze, stawiasz kawę i ciastko. — Maria wyszła zza parawanu i uśmiechnęła się.

Kawiarnia była w sąsiednim budynku. Korzystali z niej głównie lekarze i pacjenci kliniki. Wieczorem przychodziła tam młodzież, ale na to było jeszcze za wcześnie, a pracownicy kliniki po wieczornym dyżurze spieszyli do domów. O tej porze panowała tam cisza. Przyjaciółki zajęły wolny stolik i zamówiły.

— Chciałaś ze mną o czymś porozmawiać — przypomniała Maria, gdy kelner odszedł.

Iga sięgnęła po telefon w torebce.

— Po co się tak ociągasz? Mów wreszcie — ponagliła ją Maria. — Jesteś w ciąży?

— Na szczęście nie. Wystarczy mi córka Olka. Nie myślałam, iż wychowywanie cudzego dziecka jest takie trudne. Strasznie nieznośna. Czy ja też taka byłam?

— Iga, nie przeciągaj. Jestem zmęczona i chcę do domu.

Kelner przyniósł kawę i ciastka. Iga po wypiciu łyka zaczęła szukać czegoś w telefonie. Potem w milczeniu podała go Marii.

— Patrz.

— Jarek. No i co? — Maria chciała oddać telefon przyjaciółce.

— A popatrz uważniej. Kto jest obok niego? — Iga zmrużyła oczy, jak zawsze, gdy się denerwowała.

— Z jakąś dziewczyną. No i?

— Przesuń dalej — poprosiła Iga.

Maria przeciągnęła palcem po ekranie. Na następnym zdjęciu Jarek obejmował dziewczynę, pomagając jej włożyć płaszcz. A potem… Potem się całowali.

— No i co teraz powiesz? Poznajesz to miejsce? — W głosie Igi nie było triumfu, tylko żal.

Maria podniosła na przyjaciółkę smutne nagle oczy.

— Po co mi to pokazałaś?

— Żebyś wiedziała. Ostrzeżona to uzbrojona. Jarek cię zdradza. Dowiedziałam się przypadkiem. Kolega Olka obchodził w tej restauracji urodziny. Wyszłam do łazienki i zobaczyłam go. Najpierw chciałam podejść, myślałam, iż jesteś gdzieś obok. A potem podeszła do niego ta laska. Jarek mnie nie zauważył. choćby gdyby sufit się zawalił, nie zobaczyłby mnie. Wiesz, jak na nią patrzył?

Maria wstała od stolika.

— Mariu, przepraszam. Nie powinnam ci tego pokazywać. Ale chciałam, żebyś wiedziała — spóźnione wyrzuty sumienia dopadły Igę, która też zerwała się z krzesła. — Dokąd idziesz?

Maria skinęła ręką, zatrzymując Igę, i skierowała się do wyjścia. Na ulicy zrobiła gwałtowny wdech i odeszła od kawiarni. Serce tłukło się w piersi, uderzając młotkami w skronie. Szła przed siebie, nie widząc niczego wokół. Przed oczami wciąż stało ostatnie zdjęcie z telefonu Igi.

Byli małżeństwem piętnaście lat. Przez ten czas nie udało jej się zajść w ciążę. Na początku Jarek ją uspokajał i wspierał, ale z czasem przestali rozmawiać na ten bolesny temat. Maria widziała, jakie szczęśliwe oczy miał mąż, gdy bawił się z dziećmi przyjaciół.

Rozumiała, iż wcześniej czy później tak się stanie. A czego się spodziewała? Mąż marzył o dzieciach, a ona nie mogła mu ich dać. Ale i tak nie była gotowa na jego zdradę.

W drodze do domu Maria nieco się uspokoiła. Jarek jeszcze nie wrócił z pracy. Siedziała przed telewizorem, nie patrząc w ekran. choćby nie usłyszała, gdy mąż wrócił.

— Już w domu? — zapytał, wchodząc do pokoju.

— Oczywiście. Już prawie dziewiąta. A ty dlaczego tak późno? — spiętym głosem zapytała Maria.

— No… — Jarek rozluźnił krawat, zaczął rozpinać górny guzik koszuli.

— Byłeś z nią? — Maria wyciągnęła do niego rękę z telefonem.

Jarek rzucił szybkie spojrzenie na ekran. Jego ręka zastygła przy kołnierzu.

— Śledziłaś mnie? — Szarpnął kołnierz, i guzik odskoczył na podłogę.

— Nie. Przypadkiem zobaczyła cię w restauracji Iga i wysłała mi zdjęcia.

— To fotomontaż. Popatrz, ona mogłaby być naszą córką. Twoja Iga się postarała.

Maria nie przegapiła zdenerwowania męża.

— A może powiesz, iż to ta małoletnia cię uwiódła? Bądź mężczyzną, po prostu się przyznaj. Chcesz dzieci, a ta dziewczyna może ci je urodzić. Albo już? — Maria z rozpaczą spojrzała na męża. — Nie dręcz ani mnie, ani jej. Pewnie cię już o nie zazdrości. Idź do niej.

Jarek podszedł do Marii.

— Przepraszam cię. Myślałem, iż będziesz krzyczeć, rzucać talerzami. A ty…

— Wyjdź, proszę, bo, jak słusznie zauwaMaria przytuliła małą Masię mocniej niż kiedykolwiek, szepcząc przez łzy: “Już nigdy nie pozwolę, by ktoś nam zabrał to szczęście,” i w tej chwili zrozumiała, iż choćby gdyby przyszła po dziecko tamta kobieta, ona — po raz pierwszy w życiu — będzie gotowa walczyć jak lwica.

Idź do oryginalnego materiału