"Nie smakuje ci serniczek babci?". Świąteczny terror spożywczy może mieć fatalne skutki

mamadu.pl 1 rok temu
Zdjęcie: Świąteczny stół dla wielu dzieci to koszmarne miejsce. Wspominamy je z rozdrażnieniem, smutkiem i żalem. Fot. 123RF


"Nie jadę na święta do rodziców. Irytują mnie" - mówi Karolina, kiedy pytam o świąteczne plany. Jej córka ma wybiórczość pokarmową. Na ich świątecznym stole pojawią się kotlety z piersi kurczaka, frytki i popcorn, obowiązkowa surówka z marchwi. U babci Lena nie mogłaby wybrać co je. Mama Karoliny, podobnie, jak wiele polskich babć, miłość okazuje karmieniem. I tak zaczyna się kolejny akt spożywczego terroru.


Wielu dzieciom Boże Narodzenie kojarzy się ze zmuszaniem do jedzenia, śmierdzącą kapustą i bolącym brzuchem.

Kiedy bliscy namawiają dziecko, żeby zjadło więcej, niż potrzebuje - masz obowiązek reagować.

Świąteczny terror spożywczy to trauma na całe życie!



Choinka zielona, buzia napasiona


Nie znoszę tego słowa, jest okropne. Znam je z dzieciństwa, słyszę, kiedy jadę z dziećmi do rodziców. "Paść dzieci" - jak wiedźma w bajce o Jasiu i Małgosi. Ewentualnie można paść świnie albo gęsi. W każdym razem stworzenia, które planujemy finalnie umieścić w garze z wrzątkiem i włoszczyzną i pożreć. Dzieci się nie pasie.

"Kaziu, może babcia cię napasie" - mówi moja mama, kiedy sadza najmłodszego wnuka przed bajką, a przed nim stawia wielką miskę pomidorówki na gęsto. A mnie przechodzi dreszcz. Nie, nie będziemy paśli Kazia, ani innego dziecka. Bo nie zamierzamy ich potem jeść.

W okresie Bożego Nagrodzenia tego jedzenia pozostało więcej niż na zwykłym niedzielnym obiedzie. Bo i zajęć mam mniej, więc zastawiamy nasz stuletni stół, ignorując to, iż skrzypi pod ciężarem kolejnej miski z kapustą i śledzi. Bo coś robić trzeba, więc najlepiej jeść.

Menu ponad miarę


Tradycyjne wigilijne menu trudno nazwać skrojonym na miarę dziecięcego brzuszka. Kapusta z grzybami, czy grochem, pierogi z kapustą i grzybami, przesolone śledzie i sałatka utopiona w majonezie dla najmłodszych zwyczajnie się nie nadają. A i starszym w pewnym momencie wyjdą uszami.

Sami, choć Wigilia choćby w zgodzie z nauką Kościoła nie wymaga od nas poszczenia, zwykle unikami jedzenia przez cały dzień. Żeby zasiąść do wieczerzy, gdy wzejdzie pierwsza gwiazdka w tym roku około 15:30) i... napchać się do pełna. Ale dziecko ma jeść regularnie i to niewielkie porcje.

Myślimy, iż przecież ktoś to dla nas przygotował, może my same spędziłyśmy długie godziny w kuchni, albo zamówiłyśmy najlepszy catering.

W każdym razie, skoro ten wysiłek już się włożyło, to... "Jedzcie, jedzcie, czemu nie jecie. Nie smakuje wam karp, to ja pierogi zagrzeję. Stasiuniu, weź sałateczki, babcia bez selera zrobiła, jak lubisz. Koniecznie rybkę, bo zdrowa. Magda, czemu on nie je? Babci kutia ci nie smakuje? To mam jeszcze makowiec ze sklepu. Maju, jak nie zjesz, to Mikołaj nie przyjdzie. Bądź grzeczną dziewczynką, to będą prezenty i babcia czekoladkę znajdzie...". I tak w kółko.

Odczepcie się od tych dzieci


Każde to poganianie, namawianie, szantażowanie, zastraszanie, wywoływanie wyrzutów sumienia to przemoc. Sorry, wiem, iż nie chcieliście tego czytać, bo on taki chudziutki, a ona nic nie lubi i ciągle trzeba namawiać i paść, paść, paść... Ale tak, przy świątecznym stole znęcamy się nad dziećmi, uczymy je, iż ich instynkt, uczucie sytości i preferencje spożywcze nic nie znaczą.

Tak drodzy Państwo popsujecie dzieciom nie tylko te święta, ale zniechęcicie je do kolejnych i zafundujecie zaburzenia odżywiania. Tego chcecie? Taki prezent na święta? Nie sądzę. Mam takiego znajomego, który jest bardzo poważnym panem dyrektorem. Ma 43 lata, postrzegany jest jako człowiek sukcesu. Piękny dom, żona, dzieci, pies, choćby biały płotek mają. Kiedy pytam o wspomnienia z dzieciństwa, przywołuję traumę.

Olek z rodzinnego domu pamięta, jak matka stała nad nim i kazała mu jeść pierogi i śledzie. Do tej pory ich nienawidzi. Na firmowym śledziku dba o to, żeby żadna z tych potraw nie znalazła się w zasięgu jego wzroku. Ma odruch wymiotny, do dziś, po ponad 30 latach.

Żeby święta były przyjemnością


Niech na świątecznym stole znajdzie się tylko to, co dziecko może zjeść. Najlepiej w małych porcjach. Pięciolatek nie zje fileta z dorsza wielkości własnej głowy. Wszystko - dosłownie na kęs. Dziecko niech samo zdecyduje, na co i w jakich ilościach ma ochotę. Jego żołądek jest wielkości jego własnej pięści. Niech taki pozostanie.

Jest takie niekoniecznie ładne, ale bardzo mądre powiedzenie: "Co za dużo, to i świnia nie zje". Nie namawiaj do dokładki, nie poganiaj. Niech dziecko je powoli, żuje dokładnie każdy kęs. Postaw przy jego nakryciu szklankę wody. Tych 12 potraw ze stołu wcale nie trzeba zjeść do zera, a na pewno 3-latek nie powinie próbować wszystkich, bo choćby po kilka kęsów to dla niego stanowczo za dużo.

Poza jedzeniem zaplanujcie inne aktywności. Śnieg co prawda się stopił, ale wciąż można pójść na spacer, obejrzeć razem bajkę, pobawić się prezentami. Pośpiewać kolędy, pójść na plac zabaw... Na deser zaproponuj owoce. jeżeli babcia, czy ciocia próbuje wymuszać na dziecku by zjadło więcej - reaguj. Jako rodzice jesteśmy odpowiedzialni za dobrostan naszych dzieci.

Jeśli ty nie przyjdziesz z odsieczą, kilkulatek nie ma szans w starciu z serniczkiem babci i kolejnym kawałkiem smażonej w głębokim tłuszczu ryby. Przy stole można robić wiele ciekawszych rzeczy, niż tylko jeść. Pokażmy to dzieciom. Niech w ich wspomnieniach na pierwszy plan nie wysuwają się bolące brzuchy i łzy.

Idź do oryginalnego materiału