Nie trać głowy, ważne, żeby dobrze się zamążpójść. Zawsze wyjdziesz na swoje!

newsempire24.com 1 tydzień temu

“Ty, Lenka, nie trzep tak dziobem. Najważniejsze, żeby dobrze wyjść za mąż. I tak na swoim wyjdziesz” – mawiała krewna.

Lena dorastała jako jedyna i ukochana córka, w której rodzice nie mogli się nachwalić. Pod koniec szkoły coraz częściej wspominała, iż chce studiować w Warszawie.

“Córeczko, mamy tutaj dobry uniwersytet. Po co ci ta Warszawa?” – pytał ojciec.

“Tatusiu, chcę być dziennikarką. A po naszej uczelni zostanę co najwyżej nauczycielką” – tłumaczyła.

Rodzice długo nie chcieli puścić córki z domu. Ileż filmów obejrzeli o zmarnowanych życiach dziewczyn z prowincji, które ruszyły za szczęściem do stolicy! W końcu jednak ulegli. Ojciec skontaktował się z daleką kuzynką mieszkającą w Warszawie, która zgodziła się przygarnąć Lenę na czas studiów. euforia dziewczyny nie znała granic. Obiecała rodzicom, iż sobie poradzi, iż nie będą się musieli za nią wstydzić – wręcz przeciwnie, będą dumni.

Ojciec osobiście zawiózł córkę, upewnił się, iż ma dobre warunki, zostawił pieniądze na pierwsze tygodnie i wrócił do domu.

Lena nie mieszkała u krewnej za darmo. Sprzątała, gotowała, chodziła na zakupy. Sąsiedzi kręcili głowami: “No patrzcie, Jadźka zrobiła z krewniaczki służącą”. Kuzynka żyła sama – mąż dawno odszedł do innej, zostawiając jej mieszkanie. Uważała, iż życie jej się udało. Warszawa, nie byle co! I Lena miała brać z niej przykład:

“Ty, Lenka, nie gadaj tyle. Studia to fajnie, ale nie dla kobiety najważniejsze. Najważniejsze, żeby dobrze wyjść za mąż. Za warszawiaka. I tak na swoim wyjdziesz. Patrz na mnie”.

Lena słuchała i uśmiechała się pobłażliwie. O małżeństwie nie marzyła. Marzyła, żeby ktoś docenił jej talent, zatrudnił w prestiżowej gazecie, a jeżeli szczęście się do niej uśmiechnie – to w telewizji.

Ale życie lubi psuć ambitne plany. Na trzecim roku Lena zakochała się w Marku. Poznali się przypadkiem – ona świętowała z koleżankami koniec sesji, on był tam z kumplem. Zaprosił ją do tańca, potem odprowadził do domu.

Koleżanki biły brawo: “Nie puszczaj takiego faceta! O osiem lat starszy, warszawiak, z mieszkaniem, przystojny”. Marek nie ukrywał, iż jest po rozwodzie i ma córkę. Ale kto nie myli się młody? Dziewczynka mieszka z matką, nie będzie przeszkadzać. A z drugiej strony – widocznie dzieci lubi.

Lena nie planowała nic na serio, ale Marek jej się podobał. On widział, iż jest niedoświadczona, nie naciskał, nie zapraszał od razu do siebie. Chodzili na spacery, do teatru, na koncerty. Przez całe lata w Warszawie Lena nie poznała miasta tak, jak po spotkaniu z Markiem.

Coraz częściej mówił o miłości, o wspólnej przyszłości, o dzieciach… Lena kręciła się w tym uczuciu jak w karuzeli. Kiedy w końcu oświadczył się, natychmiast się zgodziła. Do końca studiów został tylko rok – a przed nią czekało dorosłe, interesujące życie.

Marek zabrał Lenę do rodziców. Ojciec przywitał się uprzejmie i schował za gazetą. Matka zaś nie owijała w bawełnę:

“Czy nie mogłeś znaleźć sobie kogoś z naszej sfery? Znowu pakujesz się w kłopoty” – podsumowała matka, rzucając Lenie ostre spojrzenie.

“Jakie kłopoty? Dosyć, mamo. Kinga też była warszawianką i co z tego?” – Marek ostro przerwał matce i wyprowadził Lenę.

Do ślubu więcej nie widziała jego rodziców. Za to często przychodziła do nich córka Marka – Dagmara. Nazwana tak po babci, która podobno była słynną aktorką… Lena nigdy do końca nie zrozumiała, czy to prawda.

Dagmara była dużą, raczej brzydką, cichą dziewczynką. Marek cieszył się, iż ona i Lena gwałtownie się dogadały. Na ślubie teściowa rzuciła:

“Dzieci to można później. Najpierw studia, praca”. Lena zapewniła ją, iż właśnie taki ma plan – najpierw kariera, potem macierzyństwo.

Kiedy pierwszy raz przywieźli Dagmarę, jej matka oznajmiła:

“Ojciec nie może zaniedbywać córki”. Marek całymi dniami spełniał kaprysy dziewczynki. Lena nie protestowała. Wiedziała, na co się decyduje, wychodząc za mąż.

Po studiach dostała pracę w lokalnej gazecie – nie tej najlepszej, ale zawsze w Warszawie. Spełniło się jej marzenie. Kilka razy odwiedzili rodziców z prezentami, ale dla nich największym podarunkiem były szczęśliwe oczy córki.

Minęły prawie trzy lata. Pewnego dnia przed świętami Lena oznajmiła mężowi, iż jest w ciąży.

“Chciałam powiedzieć przy wigilii, ale nie wytrzymałam!” – zaśmiała się.

“Nie chciałaś dzieci… Jak to się stało? Bierzesz tabletki. Zapomniałaś?” – zapytał zirytowany Marek.

“To nie przypadek. Przestałam je brać. Myślałam, iż organizm musi się przestawić… A tu proszę!” – urwała, widząc jego minę. “Nie cieszysz się?”

“Cieszę, ale… Mogłaś się ze mną dogadać”.

“Skoro powierzyłeś mi decyzję o antykoncepcji, to i o dziecku też mogę decydować sama. Chcę je mieć. A kiedy? Jak będę miała czterdzieści lat?” – Lena ledwo powstrzymywała łzy. Myślała, iż będzie szczęśliwy.

“Nie krzycz. Skoro już tak wyszło… Niech będzie syn. Tylko pracę musisz odpuścić” – Marek przytulił obrażoną żonę.

W święta pochwalił się rodzicom. Ojciec poklepał syna po plecach, matka zaś skrzywiła się:

“Wiedziałam, iż ta prowincjuszka urodzi, żeby przypieczętować interes. Najpierw meldunek, teraz dziecko. A jesteś pewien, iż twoje? Zabierze ci mieszkanie, zobaczysz”.

“Mamo, co ty pleciesz? My się kochamy! Lena nie…”

“Na razie nie. A kto ci powie, co ma w głowie?” – matka nie słuchała.

Marek trzasnął drzwiami. Poród przebiegł bez komplikacji – Lena urodziła zdrowego Jaśka.

Rodzice w końcu przyszli do szpitala. Teściowa stała z nadętą miną, ale kiedy pielęgniarka podała zawiniątko z niebieską kokardką, zajrzała do środka – i zmarszczki na jej twarzy zniknęły. Chłopiec był żywym portretem Marka.

“Skoro nas już troje, może zmienimy mieszkanie? Chłopak potrzebuje pokoju” – gadał podchmielony Marek.

“Jeszcze”W końcu, wiele lat później, gdy Jaś dostał się na studia do Warszawy, Lena uśmiechnęła się pod nosem, bo zrozumiała, iż życie i tak pisze własne scenariusze, a czasem – wbrew wszystkim – układa się najlepiej, jak tylko mogło.”

Idź do oryginalnego materiału