Nie uczę córki dzielenia się zabawkami. Własność też buduje poczucie wartości

mamadu.pl 5 godzin temu
"Nie każę mojej córce dzielić się zabawkami, jeżeli nie ma na to ochoty. Wiem, iż w oczach innych rodziców może to wyglądać jak wychowawcze barbarzyństwo, ale stoję przy swoim. Bo dla mnie nauka granic i szacunku do własności jest ważniejsza niż święty obowiązek dzielenia się klockami na placu zabaw" – przeczytajcie list od naszej czytelniczki, Uli.


Dziel się, bo tak wypada? Nie, dziękuję


"Pamiętam tamtą scenę sprzed dwóch lat. Moja wtedy trzyletnia córka bawiła się nową ciężarówką w piaskownicy – prezentem urodzinowym od dziadka, który specjalnie szukał tej jednej, czerwonej, z ruchomym wysięgnikiem. Była zachwycona, spędziła z nią pół dnia, nadała jej imię i uznała za 'najlepszego przyjaciela z kółkami'.

Nagle podszedł do niej chłopiec, może w jej wieku, może trochę starszy, i bez słowa wyrwał jej zabawkę z rąk. Moje dziecko zamarło. Maja spojrzała na mnie niepewnie, a mama tego chłopca powiedziała z lekką irytacją:

'No daj mu, przecież trzeba się dzielić'.

A niby czemu? Czy ja muszę dawać obcemu facetowi swoją książkę, gdy czytam ją na ławce? Czy mam dać komuś torebkę, bo 'chciałby sobie na nią popatrzeć'? Nie. Dlaczego więc dzieciom tak uparcie każemy rezygnować z własności, z komfortu, z poczucia bezpieczeństwa – tylko po to, by zadowolić cudze dziecko i święty mit 'dzielenia się'?

Własność to więcej niż rzecz


Zabawka to nie jest tylko plastikowy przedmiot. To coś, co dziecko wybrało, dostało, pokochało. Coś, co daje radość, poczucie wpływu, czasem choćby namiastkę kontroli w tym chaotycznym świecie dorosłych.

Dla nas może to być tylko lalka czy koparka, ale dla nich – to jest ich rzecz. Ich przestrzeń. Ich mały świat. A kiedy ktoś przychodzi i mówi: 'daj', to nie zawsze znaczy 'dziel się dobrem', tylko czasem brzmi jak: 'ustąp, zrezygnuj, oddaj kawałek siebie'.

I wiecie co? Nie chcę, żeby moja córka uczyła się ustępować tylko dlatego, iż ktoś głośniejszy, starszy albo bardziej napastliwy czegoś od niej chce.

"Podziel się, bo będzie płakał" – czyli emocjonalny szantaż


Zbyt często uczymy nasze dzieci, iż cudze emocje są ważniejsze niż ich własne granice. 'No daj mu, bo inaczej się rozpłacze'. 'Zobacz, on tak ładnie prosi'. 'Będzie mu smutno, nie bądź samolubna'.

A ja pytam: a co z jej smutkiem? Co z jej rozczarowaniem, iż mama nie stanęła po jej stronie? Czyje emocje liczą się bardziej?

Mam wrażenie, iż w tej presji społecznej na 'dzielenie się', kryje się coś więcej niż wychowanie do empatii – to raczej tresura do uległości.

Nagradzamy dzieci, które rezygnują z siebie, a nie te, które potrafią powiedzieć 'nie, to moje'. A przecież świat, w którym żyjemy, nie potrzebuje więcej uległych ludzi, tylko takich, którzy potrafią bronić swoich granic – z szacunkiem, ale i stanowczo.

Chcę, by moja córka wiedziała, iż ma prawo mieć własność. Że może ją chronić. Że nie musi przepraszać za to, iż coś jest dla niej ważne. A jeżeli kiedyś zdecyduje się to coś komuś podarować – to będzie to akt wolności, a nie obowiązku.

Bo granice zaczynają się tam, gdzie kończy się przymus. A poczucie wartości rodzi się z tego, iż ktoś – najlepiej mama – powie: 'Masz prawo nie chcieć się dzielić. I to też jest w porządku'".

(Imiona bohaterów zostały zmienione).

Idź do oryginalnego materiału