Nie ufam teściowej mojego syna. Mąż powiedział, iż mam obsesję na punkcie dziecka.
W małym miasteczku pod Białymstokiem, w przytulnym mieszkaniu na obrzeżach, rozpętała się prawdziwa rodzinna burza. Kinga, dwudziestopięcioletnia młoda mama, stała przy łóżeczku swojego synka, czując, jak w środku gotuje się od złości i zmęczenia. Jej opowieść to krzyk kobiety rozdartej między macierzyństwem, rolą żony a presją rodziny.
— Pokłóciliśmy się z mężem na ostro — zwierza się Kinga, ocierając zmęczone oczy. — No dobra, nie jestem święta, ale przecież odpowiadam za naszego syna! Mietek u mnie to prawdziwy pieszczoch, ciągle marudzi — pewnie ząbki zaraz wyjdą. Cały dzień noszę go na rękach, choćby zupy nie zdążyłam ugotować.
Małe dzieci to próba, której nie każdy potrafi zrozumieć. Ale jej mąż, Krzysiek, najwyraźniej nie chce tego widzieć.
— Wrócił z pracy i zaczął krzyczeć, iż jest głodny jak wilk! — głos Kingi drży ze złości. — A jeszcze się oburzał, iż nie wybiegłam go witać w progu. A ja w tym czasie kołysałam Mietka! Bałam się oddychać, żeby się nie obudził. Gdzie tam witać męża z uśmiechem?
Krzysiek, jak się zdaje, nie pojmuje, co to znaczy być matką niemowlaka. Kinga wzięła na siebie wszystko: opiekę nad dzieckiem, dom, gotowanie. A mąż? On „utrzymuje rodzinę” i żąda przytulności, gorącego obiadu i idealnego porządku, jakby Kinga była czarodziejką, która może się rozdwoić.
Kinga starała się ze wszystkich sił być wzorową żoną, troskliwą mamą i perfekcyjną gospodynią. Ale maluch jest niespokojny, domaga się jej uwagi co chwilę, i czasem nie zdąży choćby podłogi przetrzeć, a co dopiero przygotować trzy posiłki dziennie. Rodzice Kingi mieszkają daleko, pracują, nie ma od nich pomocy. A z teściową, Bożeną, relacje są napięte jak struna.
— Teściowa od samego początku była przeciwna naszemu ślubowi — wspomina Kinga z goryczą. — Uważała, iż jesteśmy za młodzi, iż nie jesteśmy gotowi na małżeństwo. W rzeczywistości po prostu nie chciała puścić swojego Krysiunia. Wróżyła, iż rozstaniemy się po roku. A my wciąż jesteśmy razem. Chociaż… sama czasem nie wiem, czy na długo.
Po narodzinach Mietka Kinga próbowała poprawić relacje z teściową. Wydawało się, iż lód topnieje: Bożena parę razy się uśmiechnęła, a choćby podarowała wnukowi grzechotkę. Ale do ciepłych uczuć jeszcze daleko jak do gwiazd.
— I nagle Krzysiek oświadcza, iż mam obsesję na punkcie dziecka! — Kinga ledwo powstrzymuje łzy. — Mówi, iż zajmuję się tylko Mietkiem, a dla niego nie mam czasu. Zaproponował, żebyśmy w sobotę poszli do centrum handlowego, a syn został z jego mamą.
Kinga nigdy nie zostawiała Mietka z obcymi. Maluch jest karmiony piersią, przywiązany do niej jak nitka do igły. Teściowa widziała wnuka może trzy razy — jak sobie poradzi? Ale Krzysiek był nieugięty.
— Moja mama wychowała czwórkę dzieci! — stwierdził. — Wie, co robić. Ma więcej doświadczenia niż ty.
Nawet kupił laktator, żeby Kinga mogła zostawić mleko dla syna. Tyle iż Mietek stanowczo odmawia picia z butelki. Płacze, odwraca głowę, jakby czuł, iż to nie mama.
Krzysiek postawił ultimatum: jeżeli Kinga nie zgodzi się zostawić syna z babcią, zrobi awanturę. Bożena, nawiasem mówiąc, nie ma nic przeciwko posiedzeniu z wnukiem parę godzin. Ale Kinga nie może pozbyć się niepokoju.
— Nie ufam jej — przyznaje. — Nie dlatego, iż jest zła. Po prostu… to moje dziecko. Mój Mietek. A jeżeli będzie płakał? jeżeli nie zrozumie, czego potrzebuje?
Krzysiek natomiast upiera się, iż potrzebują czasu we dwoje.
— Jesteśmy nie tylko rodzicami, ale też mężem i żoną! — rzucił w ferworze kłótni. — Czy już zapomniałaś, co to znaczy być parą?
Te słowa zabolały Kingę do żywego. Kocha męża, ale jego wyrzuty wydają się niesprawiedliwe. Nie śpi po nocach, karmi, kołysze, zmienia pieluchy — i to wszystko sama, bez pomocy. A on żąda romantyzmu, przytulności, jej uśmiechów, jakby była maszyną, a nie człowiekiem.
Teraz Kinga stoi przed wyborem: ulec mężowi, tłumiąc swoje lęki, czy postawić na swoim, ryzykując nową kłótnią? Jej serce się rozdziera. Boi się o syna, ale i małżeństwo wisi na włosku.
— Nie wiem, co robić — szepcze, patrząc na śpiącego Mietka. — jeżeli odmówię, Krzysiek powie, iż go nie doceniam. A jeżeli się zgodzę… czy będę mogła sobie wybaczyć, gdyby coś się stało synowi?
Co ma zrobić Kinga? Przełknąć strach i zaufać teściowej? Czy walczyć o prawo do bycia z dzieckiem, choćby jeżeli wywoła to nowy konflikt? Może rzeczywiście przesadza? A może jej niepokój to głos matczynego instynktu, którego nie wolno ignorować?