Nie ufam teściowej mojego syna. Mąż uważa, iż jestem zbyt opiekuńcza.

newsempire24.com 1 tydzień temu

Nie ufam teściowej mojego syna. Mąż powiedział, iż mam obsesję na punkcie dziecka.

W małym miasteczku Lublin, w przytulnym mieszkaniu na obrzeżach, rozgorzała prawdziwa rodzinna burza. Kinga, dwudziestopięcioletnia młoda mama, stała nad kołyską swojego synka, czując, jak w środku wszystko wrze z gniewu i zmęczenia. Jej opowieść to krzyk serca kobiety rozdartej między macierzyństwem, obowiązkami żony a presją rodziny.

— Pokłóciliśmy się z mężem na całego — mówi Kinga, ocierając zmęczone oczy. — Tak, nie jestem bez winy, ale to ja odpowiadam za naszego syna! Miłosz u mnie całkiem rozpieszczony, ciągle marudzi — pewnie ząbki zaraz mu wyjdą. Cały dzień noszę go na rękach, choćby zupy nie zdążyłam ugotować.

Małe dzieci to próba, której nie każdy potrafi zrozumieć. Ale jej mąż, Marek, najwyraźniej nie chce tego widzieć.

— Przyszedł z pracy i zaczął krzyczeć, iż jest głodny jak wilk! — głos Kingi drży z oburzenia. — A jeszcze się oburzał, iż nie wybiegłam go witać w przedpokoju. A ja w tym czasie Miłosza usypiałam! Bałam się oddychać, żeby się nie obudził. Gdzie tam witać męża z uśmiechem?

Marek chyba nie zdaje sobie sprawy, co to znaczy być matką niemowlęcia. Kinga wzięła na siebie wszystko: opiekę nad dzieckiem, dom, gotowanie. A mąż? On „utrzymuje rodzinę” i żąda przytulności, gorącej kolacji i idealnego porządku, jakby Kinga była czarodziejką, która potrafi się rozdwoić.

Kinga starała się ze wszystkich sił być wzorową żoną, troskliwą mamą i nieskazitelną gospodynią. Ale maluch jest niespokojny, wymaga jej uwagi co chwilę, i czasem nie zdąży choćby przetrzeć podłogi, nie mówiąc o trzech posiłkach dziennie. Rodzice Kingi mieszkają daleko, pracują, pomocy od nich nie ma. A z teściową, Elżbietą Janową, stosunki są napięte jak struna.

— Teściowa od samego początku była przeciwko naszemu ślubowi — wspomina Kinga z goryczą. — Uważała, iż jesteśmy za młodzi, iż nie jesteśmy gotowi na małżeństwo. A w rzeczywistości nie chciała puścić swojego Marka. Wróżyła, iż rozwiedziemy się po roku. A my wciąż razem. Choć… czasem sama nie wiem, na jak długo.

Po urodzeniu Miłosza Kinga próbowała nawiązać kontakt z teściową. Wydawało się, iż lód pękł: Elżbieta Janowa parę razy się uśmiechnęła, a choćby podarowała wnukowi grzechotkę. Ale do ciepłych relacji daleko jak do księżyca.

— I wtedy Marek oświadcza, iż mam obsesję na punkcie dziecka! — Kinga ledwo powstrzymuje łzy. — Mówi, iż zajmuję się tylko Miłoszem, a dla niego nie mam czasu. Zaproponował, żeby w sobotę pojechać do galerii handlowej, a syna zostawić z jego mamą.

Kinga nigdy nie zostawiła Miłosza z obcymi. Maluch jest karmiony piersią, przywiązany do niej jak nitka do igły. Teściowa widziała wnuka może trzy razy — jak sobie poradzi? Ale Marek był nieugięty.

— Moja mama wychowała czwórkę dzieci! — oświadczył. — Wie, co robić. Ma więcej doświadczenia niż ty.

Nawet kupił laktator, żeby Kinga mogła zostawić mleko dla syna. Problem w tym, iż Miłosz stanowczo odmawia picia z butelki. Płacze, odwraca głowę, jakby wyczuwał, iż to nie mama.

Marek postawił ultimatum: jeżeli Kinga nie zgodzi się zostawić syna z babcią, urządzi awanturę. Elżbieta Janowa, nota bene, nie ma nic przeciwko pobawieniu się z wnukiem przez kilka godzin. Ale Kinga nie potrafi pozbyć się niepokoju.

— Nie ufam jej — przyznaje. — Nie dlatego, iż jest zła. Po prostu… to moje dziecko. Mój Miłosz. A jeżeli będzie płakać? jeżeli nie zrozumie, czego potrzebuje?

Marek natomiast nalega, iż potrzebują czasu we dwoje.

— Jesteśmy nie tylko rodzicami, ale też mężem i żoną! — rzucił w ferworze kłótni. — Czy zapomniałaś, co to znaczy być parą?

Te słowa uraziły Kingę do żywego. Kocha męża, ale jego wyrzuty wydają się niesprawiedliwe. Nie śpi po nocach, karmi, usypia, zmienia pieluchy — i to wszystko sama, bez pomocy. A on żąda romansu, przytulności, jej uśmiechów, jakby była maszyną, a nie człowiekiem.

Teraz Kinga stoi przed wyborem: ulec mężowi, tłumiąc swoje lęki, czy postawić na swoim, ryzykując nową kłótnię? Jej serce się rozdziera. Boi się o syna, ale małżeństwo wisi na włosku.

— Nie wiem, co robić — szepcze, patrząc na śpiącego Miłosza. — jeżeli odmówię, Marek powie, iż go nie doceniam. A jeżeli się zgodzę… czy wybaczę sobie, jeżeli coś się stanie synowi?

Co ma zrobić Kinga? Połknąć strach i zaufać teściowej? Czy walczyć o prawo do bycia z dzieckiem, choćby jeżeli to rozpali nowy konflikt? Może rzeczywiście przesadza? A może jej niepokój to głos instynktu macierzyńskiego, którego nie wolno ignorować?

Idź do oryginalnego materiału