Nie wiem nic, ale jesteście wskazani jako rodzice, odbierzcie bliźniaki!

newsempire24.com 2 dni temu

Ehh, słuchaj, wyobraź sobie: dzwonią do mnie i: “W rubryce «ojciec» jest Pan wpisany, niech Pan odbiera bliźniaki!”.
Trzy lata po rozwodzie nagle zostałem ojcem dwójki noworodków! Sam sobie winien, trzeba było formalnie się rozwieść! Ale jak się okazało, to był szczęśliwy zbieg okoliczności…
Z Olą byliśmy małżeństwem dziesięć lat. Mieliśmy dwie córki, rocznikowo blisko siebie, Zosię i Hanię. Życie niby normalne: dzień praca, wieczorem rodzina, ale nasza mama zaczęła często gdzieś się spóźniać. To do koleżanki wpadła, to kolejka w sklepie, to zaległości w pracy… W końcu dowiedziałem się od “życzliwych”, iż Ola ma kochanka.
Oczywiście, nie zwlekałem i postawiłem ją przed faktami. Ola natychmiast przeszła do obrony, a najlepszą obroną – wiesz – jest atak. Że za mało jej poświęcam uwagi, iż nie czuje się kobietą, iż obowiązki domowe “pożerają” jej czas, a dziewczyny? Dziewczyny, jak się okazało, kochały tylko mnie… No pokrzyczała trochę i oznajmiła, iż odchodzi do tamtego. I odeszła, naprawdę odeszła, zostawiając Zosię i Hanię ze mną.
Dziewczyny początkowo nie mogły pojąć, gdzie się mama podziała, ale z czasem się przyzwyczaiły. Akurat w pracy zaproponowali mi przenosiny do innego miasta, kierowanie nowym oddziałem, więc oczywiście się zgodziłem. Pakowaliśmy się z córkami bardzo szybko, tak iż wyjeżdżając, nie zdążyłem formalnie rozwieść się z Olą.
W nowej pracy poznałem fajną kobietę. Anastazja była w moim wieku i też sama wychowywała dwie córki. Bez długiego myślenia, wprowadziliśmy się razem i zaczęliśmy żyć jak jedna duża rodzina. Nasze dzieci były praktycznie w tym samym wieku, wieczorami w domu robił się niezły harmider: dziewczyny czasem świetnie się razem bawiły, czasem kłóciły o wszystko, istny przedszkolny raj! My z Anastazją tylko głowami potrząsaliśmy, ale skrycie marzyliśmy o wspólnym synku. Niestety, jakoś się nie udawało.
W momencie tego dziwnego telefonu, żyliśmy z Anastazją już dwa lata i praktycznie straciliśmy nadzieję na syna… No cóż, nie dane, więc będziemy skupiać się na dziewczynach. Więc właśnie o tym telefonie.
Po numerze na komórce od rach zrozumiałem, iż to z Gdańska:
— Mikołaj Piotrowicz?
— Tak, słucham.
— Mam dla Pana złą wiadomość… Niestety, Pańska żona, Olga Pawłowna, nie obudziła się ze śpiączki i dziś zmarła. Proszę przyjechać po dzieci, wypisujemy je jutro. A co dalej z Olgą Pawłowną, panu to wyjaśnimy.
— To jakiś żart? Nie widziałem Olgi Pawłowny trzy lata, a nasze dzieci są teraz ze mną.
— Ja nic nie wiem, w rubryce «ojciec» jest Pan wpisany, niech Pan odbiera bliźniaki!
Słuchawka po drugiej stronie została odłożona. Zaskoczony, sprawdziłem numer w Internecie: to naprawdę był centralny szpital w Gdańsku.
Anastazja patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami i też nie rozumiała, o co chodzi, całą rozmowę słyszała. gwałtownie się spakowaliśmy, zawieźliśmy dziewczynki do babci i dziadka i ruszyliśmy wyjaśniać, co się stało z moją byłą.
Przed szpitalem spotkaliśmy koleżankę Oli. To ona nam opowiedziała, iż ten jej kochanek rzucił ją zaraz, jak tylko powiedziała mu o dziecku. Ciąża u Oli przebiegała bardzo ciężko, wszak bliźnięta, a pod koniec zdarzyło się coś naprawdę złego… Dzieci uratowano, ale ich mama zapadła w śpiączkę i kilka dni później jej nie stało. Bliźniaków musiano zarejestrować po urodzeniu, a matka w tym stanie nie mogła podać aktualnych danych, więc zapisano je według dokumentów z Urzędu Stanu Cywilnego, gdzie wciąż byłem wpisany jako jej mąż, automatycznie stając się ich ojcem.
Koleżanka Oli, opowiadając to wszystko ze łzami w oczach, obiecała pomoc w razie potrzeby i poszła do domu. A Anastazja stała obok i dziwnie mocno ściskała moją dłoń.
— Nasia, o co chodzi?
— Mikołaju, ależ… my ich przecież weźmiemy, prawda?
Widać było, iż Anastazja z całymi siłami hamuje euforia i uśmiech.
— Kogo? Bliźniaków?
— Tak, tak, tak… No błagam! A nuż nasz się tak nigdy nie uda, a tu od razu dwóch, gotowych…
— Nasia, to nie jakieś zabawki, żeby tak o nich… sama nie wiem…
— Mikołaju, ależ ja na serio! A dziewczyny jak
No i teraz mamy w domu prawdziwe zoo: cztery córki i dwóch synków, wszyscy razem wyczyniają takie cuda, iż czasem aż ściany się trzęsą, ale to najlepszy hałas pod słońcem.

Idź do oryginalnego materiału