Nie wiem nic, ale w rubryce 'ojciec’ jesteś wymieniony, więc zabierz bliźniaków!

polregion.pl 2 dni temu

Trzy lata po rozwodzie nagle zostałem ojcem nowo narodzonych bliźniaków. Sam jestem winny, trzeba było formalnie dopełnić rozwodu! Ale okazało się, iż to szczęście w nieszczęściu…
Z Olgą byliśmy małżeństwem dziesięć lat. Mieliśmy dwie córki, rocznicę różnicy, Kaja i Ola. Życie jak u każdego: dzień praca, wieczorem rodzina. Tylko nasza mama zaczęła często gdzieś znikać. To do koleżanki wpadnie, to w sklepie kolejka, to w pracy zaległości… W końcu „życzliwi” donieśli, iż Olga ma kochanka.
Naturalnie, postawiłem jej zarzuty. Olga od razu przeszła do obrony, a jak wiadomo, obrona to atak. Mawiała, iż za mało jej poświęcam czasu, iż już nie czuje się kobietą, iż codzienność pożera jej życie, a córki, córki to w ogóle podobno kochały tylko mnie… Wykrzyczała to wszystko i oznajmiła, iż odchodzi do tamtego. I odeszła, naprawdę odeszła, zostawiając dziewczynki ze mną.
Kaja i Ola długo nie mogły pojąć, gdzie się mama podziała, ale z czasem przywykły. I właśnie wtedy zaproponowano mi w pracy przenosiny do innego miasta, objęcie nowego oddziału. Zgodziłem się. Pakowaliśmy się z córkami w zawrotnym tempie i tak się złożyło, iż wyjeżdżając, nie zdążyłem z Olgą sformalizować rozwodu.
W nowej pracy poznałem dobrą kobietę. Agnieszka była w moim wieku i też sama wychowywała dwie córki. Nie zwlekając, przeprowadziliśmy się razem i założyliśmy jedną wielką rodzinę. Nasze dzieci były niemal w tym samym wieku, wieczorami w domu nieustanny harmider: raz dziewczynki wesoło się razem bawiły, raz dzieliły coś między sobą, istny dom dziecka, na Boga! Ja i Agnieszka cieszyliśmy się z nich niezmiernie, ale skrycie staraliśmy się o wspólnego syna, niestety bezskutecznie.
W dniu dziwnego telefonu, żyliśmy z Agnieszką razem już dwa lata i prawie straciliśmy nadzieję na syna… Cóż, tak miało być, będziemy wychowywać dziewczynki. Otóż telefon…
Po numerze w komórce od razu poznałem, iż dzwonią z telefonu stacjonarnego mojego rodzinnego miasta:
Mikołaj Piotrowicz?
Tak, słucham.
Mam złe wieści… Niestety, pańska żona, Olga Pawłówna, nie odzyskała przytomności i dziś zmarła. Proszę przyjechać po dzieci. Jutro je wypisują. Wszystko, co dotyczy Olgi Pawłówny, wyjaśnimy panu właśnie jutro.
To jakiś żart? Nie widziałem Olgi Pawłówny od trzech lat, a nasze dzieci są w tej chwili przy mnie.
Nic nie wiem, w rubryce «ojciec» widnieje pan, zabieraj pan bliźniaki!
Po drugiej stronie słuchawki rozległ się trzask. Zdruzgotany sprawdziłem w internecie numer rzeczywiście, wojewódzki szpital położniczy.
Agnieszka patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, też nie rozumiejąc, o co chodzi, słyszała całą rozmowę. gwałtownie zebraliśmy się, zawieźliśmy dziewczynki do babci z dziadkiem i ruszyliśmy wyjaśniać, co się stało z moją byłą.
Przed szpitalem spotkaliśmy koleżankę Olgi. To ona nam opowiedziała, iż kochanek rzucił moją eksżonę zaraz po tym, jak powiadomiła go o ciąży. Ciąża przebiegała u Olgi ciężko, bliźniaki to nie przelewki, a pod koniec stało się coś zupełnie niedobrego… Dzieci uratowano od razu, ale ich matka zapadła w śpiączkę i po kilku dniach jej nie stało. Bliźniaków trzeba było zarejestrować po porodzie, a matka nie mogła podać aktualnych danych. Zapisano je więc zgodnie z informacjami z USC, gdzie wciąż figurowałem jako jej mąż, automatycznie stając się ojcem tych dzieci.
Koleżanka Olgi, cała we łzach, obiecała pomoc w razie czego i odeszła. Agnieszka stała obok i dziwnie mocno ściskała moją dłoń.
Gosia, co jest?
Mikołaju, przecież weźmiemy ich do siebie, prawda?
Widać było, iż Agnieszka ze wszystkich sił stara się ukryć euforia i ledwo powstrzymuje uśmiech.
Kogo? Bliźniaków?
Tak, tak No, proszę!czę! A nuż nigdy nie uda nam się swoich, a tu gotowe, dwa
Gosiu, to nie jakieś zabawki, żeby tak Sam nie wiem
Mikołaju, no poważnie mówię! A dziewczyny jak się ucieszą! Twoim to już w połowie rodzony brat No, Mikołaju
Krótko mówiąc, nie oparłem się. Zabraliśmy bliźniaki. Olgę Pawłowną pożegnaliśmy uroczyście, jak przystało.
Dziewczynki piszczały z radości, iż przywieźliśmy im braciszków, i ciągle pytały, jak to możliwe, iż nie zauważyły brzuszka u cioci Agnieszki! Szczęście czasem przychodzi skryte w bolesnej zawierusze, ale rodzinna miłość zawsze znajdzie sposób, dojrzewając w najdziwniejszych splotach losu.

Idź do oryginalnego materiału