Nie wiem nic, w rubryce 'ojciec’ jesteś wskazany, odbieraj bliźniaków!

twojacena.pl 4 godzin temu

than
Dwie sekundy później telefon znowu zadzwonił. Tym razem rozpoznałem numer Łodzi, mojego rodzinnego miasta. Głos w słuchawce był stanowczy: „Panie Stanisławie? Mamy istotną sprawę. Pańska żona, Halina Marczuk, niestety nie odzyskała przytomności i zmarła. Proszę pilnie przyjechać po dzieci. Jutro wypis, szczegóły wyjaśnimy.”

– Żartujecie? Nie widziałem Haliny od trzech lat! Moje córki są przy mnie! – Odparłem, czując chłód w żołądku.

– Nie wnikam, pan figuruje jako ojciec w dokumentach. Odbiera pan bliźniaki! – Słuchawka odłożyła się gwałtownie.

Przez internet sprawdziłem numer: rzeczywiście, łódzki szpital miejski. Honorata, moja partnerka, patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, słysząc całą rozmowę. Ruszamy natychmiast. Dziewczynki zostawiliśmy u dziadków, a sami popędziliśmy wyjaśniać sprawę byłej żony.

Pod szpitalem czekała przyjaciółka Haliny, Zofia. W oczach miała łzy. Wyjawiła smutną prawdę: owocem zdrady była ciąża, ale kochanek rozpłynął się, gdy dowiedział się o dzieciach. Halina ciężko znosiła ciążę bliźniaczą, a pod koniec doszło do tragedii. Dzieci ocalały, ale ona zapadła w śpiączkę i nie odzyskała przytomności. Rejestrując noworodki, szpital wziął dane z urzędu stanu cywilnego, gdzie wciąż byłem jej mężem. To automatycznie czyniło mnie ojcem.

Zofia, zalana łzami, obiecała pomoc i odeszła. Obok stała Honorata, kurczowo ściskając moją dłoń.

– Coś taki? – Spytałem, czując jej napięcie.

– Stachu… Przecież zabierzemy je, prawda? – Jej głos drżał, a w oczach malowała się ledwo skrywana nadzieja.

– Kogo? Bliźniaki?

– Tak! Proszę! Swoich może nigdy mieć nie będziemy… a tu dwoje gotowych… – mówiła gorączkowo.

– Honorato, to nie zabawki! To ciężki obowiązek…

– Stachu, mówię poważnie! A nasze dziewczyny! Twoim to w ogóle przyrodnie rodzeństwo! Stachu, proszę…

I oto nie wytrzymałem. Zabraliśmy bliźniaków. Halinę godnie pochowaliśmy.

Kalina i Jagoda, nasze córki, wprost piszczały z euforii na widok braciszków. Dopytywały tylko, jak to możliwe, iż nie zauważyły ciążowego brzucha u mamy Honoraty! Dom zmienił się w wesoły, głośny, pełen miłych zamętów dziecięcy zakład. Te nieoczekiwane bliźniaki, leżąc w kołyskach, stały się naszym najsłodszym uzupełnieniem. Honorata promieniała, a ja zrozumiałem: czasem życie pisze dziwne scenariusze. Lęk i niedowierzanie przeobrażają się w prawdziwe szczęście, a niespodziewane zrządzenia losu potrafią dać najwspanialsze dary. Z każdego doświadczenia, choćby związanego z cierpieniem, jakie niesie niedoskonałość człowieczych wyborów, może wyrosnąć coś wartościowego. Szczęście często przychodzi bocznymi, zaskakującymi drzwiami.

Idź do oryginalnego materiału