Nieoczekiwane Szczęście

polregion.pl 8 godzin temu

Niecodzienne szczęście

– Mamo, został nam ostatni sposób na dziecko – in vitro. Z Krzysztofem wszystko ustaliliśmy. Nie próbuj mnie odwieść – to nie ma sensu – powiedziała Zosia jednym tchem.

– In vitro? Czyli będę miała sztucznego wnuka „z probówki”? – nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę od własnej córki.

– Mamo, nazywaj to, jak chcesz. Jutro zaczynamy procedury. Wszystkie badania mamy za sobą. Lekarze ostrzegli – to będzie długa i nieprzewidywalna droga. Nic nie jest pewne. Proszę, bądź cierpliwa – Zosia ciężko westchnęła.

Nie znalazłam słów. Powinnam ją przecież wesprzeć, dodać otuchy, pomóc, a przynajmniej nie przeszkadzać.

Rozmawiałyśmy przez telefon. Rozumiem, iż Zosi było trudno powiedzieć mi to w cztery oczy – temat jest drażliwy.

Pierwszy raz wyszła za mąż za swojego przyjaciela z dzieciństwa, Jacka. Myślała, iż to miłość jak z bajki. Ale na samym weselu, w restauracji, pan młody, po kilku głębszych, wylądował w ramionach świadkowej. Zosia znalazła ich w „romantycznej” scenerii – w zapyziałej szafce na szczotki.

Jacek, gdy tylko zobaczył narzeczoną, zaczął się tłumaczyć; świadkowa, chwyciwszy swoje rzeczy i zakrywając prześwitującym szalem to, co trzeba, uciekła z miejsca zbrodni i już się tego dnia nie pokazała.

Zosia od razu wniosła o rozwód. Razem z mężem błagaliśmy, żeby nie działała pod wpływem emocji:

– Zosiu, nie spiesz się. Człowiek pod wpływem alkoholu może zrobić głupstwa. Pewnie ta dziewczyna sama go wciągnęła do tej przeklętej szafki. Jacek to przecież przystojniak, aż się prosiło o kłopoty. Wybacz mu, córeczko. Macie przed sobą całe życie. Oprzytomnij. Pożałujesz.

– Nie, mamo, nie pożałuję. Jacek zdradził – to koniec. Boli jak diabli, ale nie chcę zaczynać małżeństwa od kłamstwa. Dzięki Bogu, iż stało się to w dzień ślubu – mniej cierpienia dla mnie – Zosia była nieugięta.

Jacek błagał, przepraszał, naprawdę żałował – na nic.

…Po kilku miesiącach okazało się, iż Zosia jest w ciąży z Jackiem. Szybko, w tajemnicy przede mną, pozbyła się dziecka. Gdybym wtedy wiedziała, błagałabym ją, żeby wróciła do Jacka.

…Czas mijał, a do Zosi zaczął się zalecać Krzysztof – najlepszy przyjaciel Jacka. Od dawna był w niej zakochany, ale nie chciał iść po trupach. Teraz miał idealną okazję. Zosia nie od razu się zgodziła. Poparzona, nie ufała nikomu. Wahała się trzy lata. Krzysztof nie ustępował. W końcu uwierzyła w jego uczucie:

– Krzysiu, twoja propozycja małżeństwa wciąż aktualna?
– Oczywiście, Zosiu! Naprawdę się zgadzasz? – Krzysztof ucałował dłoń ukochanej.

Zosia skinęła głową.

Krzysztof z euforii wyprawił huczne wesele. Byli wszyscy znajomi – oprócz Jacka. Ale „były” przysłał ogromny bukiet pachnących lilii. Zosia odrzuciła kwiaty i oddała je niezamężnej koleżance.

Miała wtedy 28 lat, Krzysztof – 33. Minęły dwa lata małżeństwa, a dzieci nie było.

– Zosiu, macie jakiś plan z Krzysztofem, czy po prostu nie wychodzi? – delikatnie zapytałam.

– Nie wychodzi, mamo. Już się martwię. Krzysztof milczy na ten temat. Pewnie obwinia siebie. Poczekamy jeszcze rok, a potem… – córka spuściła wzrok.

– Co „potem”? Weźmiecie z domu dziecka? – nie rozumiałam.

– Zobaczymy. Będziemy mieć dziecko. Jakimkolwiek sposobem – Zosia uśmiechnęła się zagadkowo.

– Daj Boże! Z ojcem nie możemy się doczekać wnuka – pogłaskałam ją czule.

Minęły kolejne dwa lata starań…

Zosia powiedziała mi o in vitro. Byłam stanowczo przeciw:

– Zosiu, mówią, iż te dzieci nie mają duszy, częściej chorują, iż są jak roboty…

– Mamo, ta metoda ma prawie 40 lat. Wiele par ma problemy z płodnością. „Z probówki” rodzą się normalne dzieci. Tylko to bardzo trudne. Nie wiesz, ile już przeszliśmy z Krzysztofem. Przygotuj się na wnuki – może być choćby bliźniaki. choćby pierwsze „in vitro” kobiety później rodziły naturalnie – Zosia próbowała mnie przekonać.

Ja wiedziałam, iż decyzja zapadła. Pozostało tylko wierzyć i trzymać kciuki.

…Droga do dziecka okazała się kosztowna i wyczerpująca. Zosia zaszła w ciążę dopiero za czwartym razem. Wpadła w depresję, histerię. Przez hormony przytyła. Krzysztof schudł, wykończony huśtawką nastrojów żony, jej płaczem i śmiechem bez powodu.

– Mamo, boję się kichnąć, kaszlnąć. A nuż wszystko straAle nasza mała Iga przyszła na świat zdrowa i od razu podbiła serca całej rodziny, a teraz, choć czasem bywa trudno, każdego dnia przypomina nam, iż prawdziwe szczęście nie ma żadnych warunków.

Idź do oryginalnego materiału