Niepokorne mamy

polregion.pl 21 godzin temu

**Niepokorne matki**

Kiedy Krzysztof i Weronika wzięli ślub, obie rodziny były szczęśliwe.

Barbara, matka Krzysztofa, choćby uroniła łzę przed urzędem stanu cywilnego. A Danuta, mama Weroniki, ściskała zięcia tak, jakby znała go od kołyski.

Ani Barbara, ani Danuta nie miały mężów. Obie wychowywały dzieci samotnie. Obie wiele przeszły.

Mimo różnic charakterów — jedna surowa, nieprzejednana, druga łagodniejsza — zawsze traktowały się z szacunkiem. Nie chciały burzyć spokoju dzieci własnymi waśniami.

Pierwsze miesiące młodzi wynajmowali mieszkanie. Klitka, sąsiad palacz za ścianą, hałaśliwe podwórko. Ale przynajmniej byli u siebie.

Po pół roku Weronice przyszła do głowy myśl. Krzysztof uznał ją za genialną i całkiem rozsądną.

Dwie tygodnie później odbyła się *ta* rozmowa. Z matkami…

***

— Mamo, tylko nie bierz tego do siebie. Tak z Weroniką pomyśleliśmy…

Barbara patrzyła na syna w milczeniu. Czekała, co powie. Przywykła już do jego szalonych pomysłów.

— No więc… Ty masz dwupokojowe, Danuta — trzypokojowe. A my wynajmujemy. I drogo, i niewygodnie. Chcemy się wprowadzić do tego większego.

— Mów dalej.

— Ty i Danuta… No, mogłybyście zamieszkać razem. Ona przeprowadziłaby się do ciebie, a my do jej mieszkania. Tam jest więcej miejsca.

Mówił tak, jakby tłumaczył zasady gry planszowej. Spokojnie. Bez cienia wątpliwości.

— Na jak długo? — spytała Barbara.

— No… Dopóki nie kupimy własnego. Może pięć lat. Albo dziesięć.

Barbara nie krzyknęła. Nie zmieniła się na twarzy. Tylko odparła:

— Zastanowię się.

I wyszła na balkon. Stała długo, wpatrując się w puste podwórze, czując, jak w piersi rośnie powolny, gęsty chłód.

***

Następnego dnia Danuta usłyszała to samo od córki.

— Mamo, przecież dobrze się z Barbarą dogadujecie. Nie jesteście najlepszymi przyjaciółkami, ale jest między wami zgoda. Więc dlaczego nie mogłybyście zamieszkać razem? A my wprowadzimy się tutaj…

Danuta przerwała.

— Proponujesz mi wynajęcie własnego życia?

Weronika oniemiała.

— Nie! Chodzi tylko o to, iż wy już macie wszystko za sobą. A my dopiero zaczynamy…

— Za sobą? Czyli już mnie odpisałaś na straty?

— Nie zrozumiałaś…

— Owszem, zrozumiałam. Dziękuję, córeczko.

***

Po tygodniu spotkali się wszyscy razem.

Barbara przyszła pierwsza. Danuta — druga. Usiadły naprzeciw młodych.

Ci wyglądali poważnie. Prawie uroczyście.

— Mamy, nie chcemy konfliktu. Prosimy tylko o zrozumienie i pomoc. Nam jest ciężko. Brakuje pieniędzy. Planujemy dziecko. Każda z was ma mieszkanie, a my musimy wynajmować, płacić grube pieniądze. Gdzie tu logika? Czy naprawdę tak wam trudno zamieszkać razem?

Barbara odpowiedziała pierwsza.

— Tak. Zwłaszcza gdy przyjdzie mi żyć z myślą, iż dla własnego syna stałam się… przeszkodą.

Danuta dodała:

— Dzieci, spróbujcie i wy nas zrozumieć. Każda z nas ma swoje życie. Swoją ciszę. Swój rytm. Swój dom. Niczego nikomu nie jesteśmy winne i nie musimy się pod nikogo naginać.

— Ale przecież obie jesteście same. Razem będzie weselej. Co wam przeszkadza? — nalegała Weronika.

— Godność — odparła Barbara. — I prawo do własnego życia.

— Więc nie obchodzi was, jak żyjemy? — w głosie Krzysztofa zabrzmiała obraza.

— Owszem, obchodzi — odpowiedziała Danuta. — Ale jest różnica między „pomóc” a „nadepnąć sobie na gardło”. Wy proponujecie to drugie.

Młodzi wymienili spojrzenia. Najwyraźniej nie spodziewali się takiego obrotu spraw.

Spodziewali się kłótni. Łez. A na końcu — ustępstwa.

A dostali — spokojne, stanowcze „nie”.

Tamtego wieczoru Barbara myła naczynia — powoli, dokładnie. Każdą łyżkę. Jakby szukała ukojenia w tym prostym ruchu.

A Danuta, w tym samym celu, zabrała się za niespodziewane sprzątanie. Szorowała, czyściła. Byle tylko nie myśleć.

Pracując, czuła, jak gniew ustępuje miejsca zmęczeniu.

Nie, nie były przeciwko dzieciom. Nie życzyły im źle. Ale po tej rozmowie obie zrozumiały jedno: dla swoich dzieci już nic nie znaczą.

Są tylko fundamentem, po którym można chodzić, nie patrząc pod nogi.

Dzieciom nie zależy, iż są ludźmi. Z własnymi nawykami, samotnością i prawem do przestrzeni.

***

Minął miesiąc.

Krzysztof i Weronika więcej nie poruszali tego tematu.

Wynajęli większe mieszkanie, wzięli kredyt.

Narzekali, oczywiście. Na drożyznę, na codzienność, na to, jak ciężko bez pomocy.

Ale o wspólnym mieszkaniu matek już nie proponowali.

Może usłyszeli. A może otrzeźwieli, gdy opowiedzieli o swoich „niepokornych matkach” w mediach społecznościowych i przeczytali komentarze. Niemal każdy zaczynał się od słów: „Wyście pojebańcy?”

A Barbara i Danuta jakoś się zbliżyły. Chodziły do teatru, wymieniały się przepisami. Może nie stały się nierozłączne, ale sojuszniczkami — na pewno.

— Wyobrażasz sobie — zaśmiała się raz Danuta — oni wciąż myślą, iż po prostu nie pojęłyśmy ich wspaniałego pomysłu.

— Niech myślą — wzruszyła ramionami Barbara — byle tylko nie zaczęli od nowa.

***

Oto cała historia.

O tym, iż dzieci dorastają, ale nie zawsze dojrzewają.

Że matki to nie meble, które można przestawiać, gdzie się chce.

Że prawo do własnego życia nie kończy się w pięćdziesiątce — czasem w tym wieku dopiero się zaczyna.

***

A wy byście się zgodzili?

Zamieszkać ze świekrą tylko dlatego, iż dzieciom ciężko wynająć mieszkanie?

Idź do oryginalnego materiału