NIEWINNA – Opowieść o Tajemnicach i Zdradzie w Polskim Miasteczku

newskey24.com 1 dzień temu

Niewinna

Maja od pięciu lat była jedyną sierotą. Najpierw zachorowała i odeszła matka, niedługo pożegnała się z ojcem, a pół roku później odszedł dziadek. Babcia przetrwała najbliższych po blisko rok.

Mają wzięła pod swój dach ciocia Halina, mieszkająca w odległej wsi pod Krakowem, samotnie wychowująca troje własnych dzieci. Życie w domu cioci nie było słodkie. Halina nie szczędziła nikomu krzyków, biła bezlitośnie i głośno wyrzucała się z domu, kiedy tylko miałaby szansę. Czasem jednak klękając przy obrazach, łzy spływały po policzkach, a dzieci podchodząc ostrożnie, obejmowały ją i współczuły. Wtedy w domu panował kruchy spokój.

Maja trzymała się na uboczu, bojąc się popaść pod gniew rozgrzanej ręki cioci. Marzyła, by dorosnąć i wyrwać się z tego miejsca. Wspominała rodzinny dom, w którym panowały miłość i zrozumienie.

Mój słodki skarbie, naprawdę odejdziesz po mnie? wymiatała chora matka, delikatnie głaszcząc Maje czubek głowy, wyczuwając własny nieuchronny koniec. Lata przeminęły.

Kiedy Maja skończyła osiemnaście, pożegnała się z ciocią i jej dziećmi z ulgą. Nie obchodziło ją, dokąd się uda. Chciała tylko jak najszybciej opuścić nienawistny dom i jego mieszkańców.

Wróciła do miasta, z którego kiedyś została zabrana do Warszawy. Powietrze wydawało się słodsze, gwiazdy jaśniejsze, ludzie bliżsi. Maja zamieszkała w małym mieszkaniu, w którym krótko mieszkała z najbliższą rodziną. Wszystko było znajome i bolesne w swej miękkości. choćby zapach przywoływał ją do szczęśliwych, beztroskich lat. Ciocia przez te lata wynajmowała mieszkanie nowym lokatorom.

Maja zaczęła pracę w kawiarni jako kelnerka. Obfite napiwki, nachalne adoratory, szampan lejący się strumieniami Jak mała, niepewna dusza mogła oprzeć się temu wirującemu tornado namiętności? Życie młodej kobiety wirowało, zakręcając coraz szybciej.

Po roku Maja znalazła się sama z niemowlęciem w ramionach. Musiała wrócić do wsi, do cioci Haliny. Oczywiście ciocia nie szczędziła słów, które miała do siostrzenicy.

Nie zdążyłaś jeszcze zejść z ganku, a już w nosie nosisz małe dziecko! skrytykowała. Maja jednak została przyjęta, a nowo narodzoną dziewczynkę od razu podjęto do chrztu w miejscowym kościele. Niech anioł stróż rozwinie nad nią swe skrzydła. Dziecko nazwano Wierą.

Maja płakała dniami i nocami. Czuła, iż jej młode życie zostało zrujnowane. Na szczęście w wiosce nie było nudy zawsze było coś do roboty.

Minęło trochę czasu, Maja uspokoiła się, ale marzenie nie zgasło. Chciała na zawsze opuścić wieś. Gdy córka podrosła, Maja zaczęła planować wyjazd. Nie przyzwyczaiła się do życia na wsi. Ciocia dała jej przestrogę na drogę:

Uważaj, dziewczynko, miłe słowa mogą doprowadzić cię na dno. Bądź wybredna w ludziach.

W Warszawie Maja zapisała córkę do przedszkola, a sama podjęła się pracy jako pomoc domowa u arabskiego handlarza cukierkami na targu. Mężczyzna, Zbigniew, obdarzał ją niejednoznacznymi gestami, obiecywał małżeństwo, wyjazd do rodzinnych stron, spotkania z krewnymi Maja, pewna lepszej przyszłości, urodziła córce imię Jasmina, na cześć matki Zbigniewa.

Wkrótce nowy ojciec zaczął unikać Mai, a potem zwolnił ją i zerwał wszelkie kontakty. Tym razem Maja nie chciała obciążać cioci. Byłoby wstydem przyjść do niej z dwójką półsierot.

Boże, po co mam skakać z jednego bagna w drugie? gniewała się na siebie. Postanowiła, iż wyciągnie się z tego bagna sama. Jednemu Bogu było wiadomo, jak ciężko było młodej kobiecie. Gdy ręce opadały, chciała wyć z powodu gorzkiej samotności. Często wspominała słowa cioci: Jesteś teraz bez rodu, bez plemienia. Licz się tylko na siebie. Może kiedyś promyk słońca zajrzy w twoje okno.

Choć ciocia była uparta, stała się dla Mai wzorem stoickiego przetrwania wyrosła już dzieci, przygarnęła sierotę, choć miała liczne krewnych. Teraz Maja mogła w pełni zrozumieć i nie sądzić tej kobiety.

Lata mijały. Maja stała się ostrożna w relacjach a ich nie było. Dzieci rosły, a trosk było pełno. Maja położyła na sobie krzyż, nazywając los gorzką piołuną. W trzydziestu siedmiu latach spotkała jednak przypadkowo na wczasach wędliniarskich Walentego. Czytał w niej troskę o córki, uśmiech, czułość, spojrzenie, które zatrzymywało go w miejscu.

Walenty i Maja poznali się. Już pierwszego wieczoru Maja otwarcie opowiedziała mu o swojemu trudnemu życiu, chcąc po prostu wypłakać się przed kimś, kto posłucha. Walenty słuchał uważnie, skinął głową, wnikliwie przyjmował każde słowo. Na koniec powiedział:

Majo, wyjdź za mnie za mąż. Nie pożałujesz.

I tak Walenty i Maja zostali małżeństwem. Wiera i Jasmina zaprzyjaźniły się z Walentym, który je szczerze pokochał. Maja stała się dla niego idolem, a on krążył wokół niej niczym trzmiel nad kwiatem nektarem. Maja jednak zachowała zimny dystans, nie wierząc w jego miłość, obawiając się kolejnych ran. Myślała, iż jako żona jest wystarczająco dobra: Mąż nakarmiony, ubrany, co jeszcze?

Walenty często sugerował wspólne dziecko, ale Maja ignorowała te aluzje, twierdząc, iż wystarczą jej córki. Pewnego wieczoru, rozgniewany, wykrzyknął:

Królowo śniegu, choć raz spojrzyj na mnie z czułością! Załatwię ci to!

Maja odpowiedziała obojętnie:

Co ty, krowa na linie? Niech ciągną! Nie będę płakać.

Wróciwszy do domu, nie znalazła Walentego odszedł na zawsze.

Czemu mu czegoś brakowało? zdziwiła się Maja. Na początku cieszyła się z bycia wolną: mogła jeść, co chciała, spać, kiedy chciała, nikt nie krytykował brudnych naczyń, brudnych skarpet czy nieumytych butów. Wolność była jej jedyną przyjemnością. Lata minęły, córki wyszły za mąż, odleciały z gniazda i założyły własne rodziny. Maja została sama ze swoją wolnością i wspomnieniami, które przeszywały ją żarem tęsknoty. Chciała znów zobaczyć Walentego do łez, do krzyku, do szepty. Minęło już dwadzieścia lat! Pragnęła chociaż jeden raz spojrzeć, jak żyje.

Przez wspólnych znajomych Maja dowiedziała się, iż Walent mieszka na przedmieściach. Postanowiła pojechać w odwiedziny. jeżeli spotka jego żona, przedstawię się jako dalsza krewniaczka. Tak przygotowany scenariusz wzięła ze sobą.

Drzwi otworzyła kobieta w czterdziestu pięciu latach.

Kogo szukacie? zdziwiła się gospodyni.

Dzień dobry, czy pan Walent mieszka tutaj? zapytała nieco zaniepokojona Maja.

Mieszkał A wy kim dla niego jesteście? dopytała.

Jestem ciocią kuzynką. Anią wymyśliła Maja w biegu.

Witam, nazywam się Łucja. Jestem jego wdową przywitała go dziewczyna, prowadząc do wnętrza.

Maja osłabła, nogi się poddały, poczuła się źle. Łucja podtrzymała ją, położyła na łóżku, podała szklankę wody.

Kiedy to się stało? wymamrotała Maja.

Rok temu. Walent był ciężko chory. Miał tajemnicę kochał inną kobietę, którą przywoływał w snach. Ja go kochałam, wybaczałam, ale zazdrość mnie zżerała. Nie mieliśmy dzieci, bo on nie chciał. Czekałem, aż przyjdzie przyjdzie Maja.

Och, głupia staruszka Gdybym nie była kochana, nie chroniłbym cię przed wszelkimi trudnościami. Podnosiłbym cię z ziemi i podziwiał.

W szpitalu Walent był w oporze, prawie umierał. Maja szepnęła:

Walent, daj mi znać, gdzie jest moja Maja. Porozmawiajmy. On odmówił.

Nie. Nie potrzebuję. Nie zrozumie.

Zamknęła oczy i wypowiedziała imię. Łucja milczała, łzy spłynęły po jej policzkach, w końcu westchnęła z ulgą. Widała, iż od dawna chciała podzielić się swoją smutną historią, a teraz nadeszła ta nieplanowana siostra. Maja nie mogła powstrzymać płaczu. Po chwili opanowując się, wyznała Łucji wszystko.

Maja to ja, wypowiedziała przytłumionym głosem.

Co?! zdziwiła się Łucja.

Tak, ja. Chciałam spotkać Walentego. Okazało się, iż już za późno. Zgnieść go w moich rękach. Wyznaję, nie umiałam kochać, nie umiałam litości, nie miałam nikogo, kto mnie uczył. Jestem sierotą od pięciu lat, przyjęła mnie ciocia, żyłam w wiosce, nie mogłam zaakceptować tego życia. We śnie uciekam, a gdy dostaję dokumenty, widzą mnie tylko ja. Gdziekolwiek ptak wyrwie się z klatki, wszystko wydaje się krzywdą. Szukałam czystej miłości, a życie waliło mnie w brud. Dlatego nie ufałam nikomu. Walent to czuł wyznała Maja.

Byłaś dla niego świętością! Ach, Majo Gdybyś przyjechała rok wcześniej, może by się wyleczył! ale los skazał mnie na słuchanie twojej wyznania Niestety, nic nie wyszło. Wydaje mi się, iż byłaś bez winy. Nie miałeś miłości w dzieciństwie. Nie zdążyłaś rozważała łagodnie wdowa Łucja.

Maja wzruszona wzruszyła ramionami. Kobiety objęły się jak siostry i ponownie gorzko zapłakały.

Idź do oryginalnego materiału