Niezwykły sojusz: jak zięć i teściowa stworzyli zgrany zespół

twojacena.pl 6 dni temu

Nieoczekiwany sojusz: jak zięć i teściowa stali się jedną drużyną

Anna Kowalska starannie zapakowała do kraciastej torby ziemniaki z własnego ogródka, kiszone ogórki, kilka słoików domowego powidła i wyruszyła w odwiedziny do córki i zięcia. – Elżuniu, już jestem w pociągu. Niech Wojtek po mnie przyjedzie na dworzec, torba ciężka jak kamień – zadzwoniła do córki. – Oczywiście, mamo, zaraz tam będziemy – odparła Elżbieta. Gdy rano stanęła na peronie, usłyszała nagle: – Mamo, tutaj! – Odwróciła się… i zamarła. Obok brzemiennej córki stał elegancki, wysportowany mężczyzna – zupełnie nie ten nieogolony, posępny kierowca TIR-a, z którym nigdy nie potrafiła znaleźć wspólnego języka.

A przecież Wojtek nigdy nie garnął się do małżeństwa. W wieku trzydziestu siedmiu lat wciąż był kawalerem i uparcie powtarzał kumplom podczas wędkowania, iż nie spotkał jeszcze tej jedynej, która „zapali w nim ogień”. Jedni zazdrościli: „Bez żony – bez problemów”. Drudzy wzdychali: „Przecież miło, gdy ktoś na ciebie w domu czeka”. A on żartował, iż ma przynajmniej jeden plus – brak teściowej.

Aż pewnego dnia – jak grom z jasnego nieba. Na stacji benzynowej ujrzał Ją. Elżbietę. Dziewczyna o błękitnych oczach i identyfikatorze na piersi zdawała się wyjść prosto z jego snów. Gdy się uśmiechnęła – przepadł, chłop jak sto jabłek. Następnego wieczoru podjechał tym samym SUV-em, schował za plecami bukiet i, drżąc jak osika, wydukał: – Witaj, Elu… Możesz dziś ze mną na kawę?

I potoczyło się jak lawina. Ślub. Wojtek, po raz pierwszy od lat, nie wyczekiwał powrotu do hotelu, ale do domu. Wracał z tras jak na skrzydłach. Poczuł się nie tylko mężczyzną, ale i mężem. A niedługo – przyszłym ojcem. Wszystko układało się idealnie… Gdyby nie jedno – teściowa.

Anna Kowalska okazała się twardym orzechem do zgryzienia: inteligentna, chłodna, surowo wychowana. Na pierwszym spotkaniu przywitała zięcia lodowatą uprzejmością. Gdy Wojtek życzliwie nazwał ją „drugą mamą”, odcięła się: – Skąd panu przyszło do głowy, iż jestem panu matką?

Nie obraził się. Po prostu zrozumiał – jej zaufanie trzeba będzie zdobyć.

Minął rok. Elżbieta była w ostatnim miesiącu ciąży. Wojtek wrócił z trasy, a żona z niepokojem spojrzała mu w oczy: – Mama chce do nas przyjechać na kilka dni… – O! A ja myślałem, iż coś poważnego! – roześmiał się. – Teściowa to teściowa. Tylko że… – i z irytacją pogładził brodę.

– Tylko iż – podchwyciła żona – ogól się, przytnij. Mamie nie podoba się, iż wyglądasz jak dziad. – A tobie? – Mnie się podoba, ale mama to mama…

I Wojtek się podporządkował. Przytnął włosy, zgolił zarost, spojrzał w lustro – sam siebie nie poznał. Na dworcu Anna Kowalska aż się zachwiała: przed nią stał nie byle jaki kierowca, ale przystojny, młodziej wyglądający mężczyzna. Na jej twarzy pojawił się ciepły, zaskoczony uśmiech. A Wojtek złapał się na tym, że… cieszy go widok tej kobiety. Coś w niej się zmieniło. I, zdawało się, w nim też.

Wieczorem wymknął się do pokoju – mecz się zaczynał. Włączył telewizor cicho, by nie przeszkadzać. Nagle – głos za plecami: – Wojtku, głośniej! Ja też lubię piłkę! I koszykówkę.

Odwrócił się. Anna Kowalska stała z autentycznym zainteresowaniem. Gdy razem kibicowali tej samej drużynie, zrozumiał – to nie będą zwykłe odwiedziny.

Następnego dnia wybrali się z Elą na ryby. Namiot, wędki, prowiant. Anna Kowalska spytała: – A nie wybieracie się czasem na ryby? Ja z wami! Weźcie mój namiot – ugotuję zupę rybną, palcami będziecie lizać!

Na łonie natury teściowa była w swoim żywiole: ognisko, drewno, choćby stół z pniaków. Śmiała się, żartowała, iskrzyła – jakby odmłodniała o dwadzieścia lat. Zupę ugotowała taką, iż Wojtek prosił o dokładkę trzy razy. niedługo przeszli na „ty”. choćby żartowali, iż jeżeli Elżbieta na starość będzie taka jak jej matka – będzie szczęśliwy.

Anna przytuliła córkę i szepnęła: – Jak dobrze, iż was mam…

I wtedy Wojtek zrozumiał: żaden mundial nie zastąpi tego, co miał teraz – swojego, prawdziwego.

Idź do oryginalnego materiału