No to mnie oddacie z powrotem do domu dziecka? Ta ciocia powiedziała, iż się pośpieszyliście, wzięliście mnie, bo nie wiedzieliście, iż dziecko się urodzi. A ja nie wasz
Marta stała przy kuchence i smażyła naleśniki. Zaraz mąż wróci z pracy i razem całą rodziną zjedzą kolację.
Dziwne, iż Jasio dziś tak cicho bawi się w swoim pokoju? Zwykle, gdy Marta smaży jego ulubione naleśniki, synek kręci się obok, zagląda jej w oczy i prosi:
Mamo, można jeszcze jednego naleśnika?
Marta daje mu, Jasio już się chyba najadł, ale za chwilę podchodzi znowu i z wyraźną przyjemnością, przeciągając każdą sylabę, prosi:
Maa-mooo, a można jeszcze?
Marta rozumie, iż Jasio od dawna jest syty, po prostu chce raz po raz mówić to ciepłe, niesamowicie piękne słowo mamusia. I wcześniej zwykle odkładała łopatkę, brała synka na ręce jeszcze nie jest zbyt ciężki, Jasiowi dopiero pięć lat. Mówiła: No co, synku, pójdziemy taty z pracy powitać?
A Jasio radośnie powtarzał:
Tak, mamo, pójdziemy taty powitać! i w jego oczach błyszczał zachwyt. Jeszcze nie przywykł do tych cudownych słów, nigdy wcześniej nie miał mamy i taty, a teraz ma.
A jeszcze Jasio ma teraz swój pokój i swoje łóżko. I drabinki z huśtawką to tata mu kupił! I jeszcze samochodziki, robota, klocki i mnóstwo innych zabawek, i wszystko to tylko jego, Jasia, i niczyje więcej. A jeszcze wieczorem mama czyta książki, głaszcze po głowie i mówi, iż go kocha. Jasio już prawie wypełnił się tą miłością i już prawie zapomniał, co było wcześniej.
Marta chciała zawołać synka, ale maluch nagle kopnął ją w brzuch.
Marta położyła dłoń i dziewczynka znów kopnęła.
Boże, Marta codziennie modli się za ten niespodziewany dar, oby tylko wszystko było dobrze. Już choćby imię dziewczynce wymyślili, Marek powiedział niech będzie Kasia. Imię jego babci.
Martę zapewniano, iż nie może mieć własnych dzieci, więc z Markiem wzięli Jasia z domu dziecka, a po roku proszę, teraz córeczka niedługo się urodzi!
Marta zamyśliła się i o mało nie spaliła naleśnika. Zawołała synka:
Jasiu, synku, chodź no, czemu dziś taki cichy?
Ale znowu cisza, czyżby nie słyszał?
Marta wyłączyła kuchenkę i poszła do pokoju dziecięcego.
Dziwne, choćby światło jest zgaszone, gdzie Jasio?
Ale nagle w pokoju rozległ się szelest. Marta włączyła lampę i zobaczyła Jasia siedział na kanapie w kurtce i czapce. W rękach trzymał plecak, wypchany jego ulubionymi samochodzikami.
Co ty tu po ciemku robisz? zdziwiła się Marta i dodała wesoło: No wstawaj i rozbieraj się, coś ty wymyślił? Spakowałeś się? Chodź, naleśniki ze śmietaną i dżemem czekają, no chodź, Jasiu, o co chodzi?
Ale Jasio choćby się nie uśmiechnął, patrzył w jeden punkt jakimś dorosłym wzrokiem, a potem nagle spytał:
Mogę zabrać te zabawki ze sobą? Przecież jej samochodziki nie będą potrzebne?
Co ty mówisz, Jasiu, co się stało, synku? od jego słów Martę aż ręce opadły. Czyżby była złą matką i Jasio nie czuł jej miłości? Może zazdrości, iż niedługo urodzi się siostrzyczka? Dziwne, przecież jeszcze wczoraj się cieszył.
No to oddacie mnie z powrotem do domu dziecka? Ta ciocia powiedziała, iż się pośpieszyliście, wzięliście mnie, bo nie wiedzieliście, iż dziecko się urodzi. A ja nie wasz
Oczy Jasia były pełne łez, ledwo się trzymał i patrzył w bok.
Jasiu, synku, co ty? Jaka ciocia? i wtedy Marta przypomniała sobie, jak kilka dni temu spotkała sąsiadkę. Ta zaczęła mówić, iż chwała Bogu ich własne dziecko niedługo przyjdzie na świat, a potem cmoknęła i spojrzała znacząco na Jasia. Pośpieszyliście, Marto, pośpieszyliście!
Marta była pewna, iż Jasio nic nie zrozumiał, przecież jeszcze mały! gwałtownie pożegnała się z nietaktowną sąsiadką, nie chciała przy synu się kłócić. A Jasio, okazało się, wszystko pojął. I pomyślał, iż jest obcy, jakże samotnie mu chyba teraz!
Marta gwałtownie przytuliła chłopca, ten początkowo się wyrywał, ale w końcu przylgnął do niej i rozpłakał się.
Synku, co ty, nie zrozumiałeś, ta ciocia po prostu nic nie wie, my z tatą bardzo cię kochamy i nigdy cię nie oddamy!
Marta zdjęła mu czapkę i kurtkę, i tak, przytuleni, długo siedzieli w milczeniu na kanapie.
Gdy urodziła się Kasia, Jasio z tatą zostali sami w domu, a potem pojechali po mamę i siostrzyczkę.
Jasio bardzo się denerwował, nagle siostra go nie polubi.
Ale gdy zobaczył, jaka jest malutka, tylko pobłażliwie się uśmiechnął. Mamo, no gdzie ona taka mała pójdzie bez starszego brata? Ja ją nauczę bawić się samochodzikami, będzie nam razem wesoło!
Teraz Jasio nie odstępuje siostrzyczki, czeka, aż podrośnie i rodzice przeniosą Kasię do jego pokoju. Na razie jest mamie pierwszym pomocnikiem
I tego wieczora mama znów go zawołała: Synku, Jasiu, Kasię już ubrałam, chodźmy tatę z pracy powitać.
A Jasio już ubrany stoi w przedpokoju gotowy: Mamo, ja drzwi przytrzymam, wychodź z wózkiem!
Zjechali windą, wyszli, a tu nagle do klatki weszła ta sama kobieta.
Jasio mocniej ścisnął mamę za rękę, jakby się zaniepokoił.
Synku, ty już mężczyzna, pomóż cioci, przywołaj windę, widzisz, ciężkie torby niesie.
Dobrze, mamusiu! Jasio dumnie spojrzał na kobietę, przywołał dla niej windę i pobiegł dogonić mamę.
Jutro weekend i całą rodziną idą do parku. Szkoda, iż Kasia jeszcze malutka, ale niedługo podrośnie i razem będą jeździć na karuzelach. A Jasio, jako starszy brat, mocno będzie trzymał siostrę, jeżeli się przestraszy. W końcu są bratem i siostrą na zawsze!














