Nowe życie, nowa rodzina
Kasia wyszła z gabinetu lekarza szczęśliwa – zostanie mamą. gwałtownie wróciła do domu, chcąc jak najprędzej zrobić niespodziankę mężowi, który właśnie wrócił z nocnej zmiany. Zwykle w takich sytuacjach Piotr spał do południa, ale dziś na pewno już wstał – specjalnie wzięła wolne w pracy, by pójść na wizytę.
Jednak to on zrobił jej niespodziankę, a nie odwrotnie. Gdy otworzyła drzwi kluczem, w przedpokoju na komodzie zobaczyła damską torebkę.
— Co to jest? — zdziwiła się nieprzyjemnie. — Czyja to?
Nie chciała otwierać drzwi do sypialni, bała się, ale gdy w końcu to zrobiła, zobaczyła dokładnie to, czego się spodziewała. Obca kobieta leżała na jej miejscu, a obok – jej Piotr. Może mina Kasi była zbyt wymowna, a może tamta po prostu spanikowała, bo w mgnieniu oka przemknęła obok niej i wypadła z mieszkania. Mąż zaś wstał powoli i zaczął się ubierać.
— Pakuj swoje rzeczy i wynoś się do swojej nowej wybranki — rzuciła stanowczo i wyszła z pokoju.
Czuła się okropnie, tak źle, jak nigdy dotąd. Potem była karetka, szpital i wyrok lekarza:
— Straciła pani dziecko.
Wróciła do domu po pobycie w szpitalu, gdzie przywitała ją cisza i bałagan po kłótni z mężem. Po zebraniu myśli postanowiła zacząć wszystko od nowa – najpierw rozwód. Piotr się nie pokazywał, spotkali się dopiero w sądzie. Patrzył na nią z wyrzutem, ale milczał.
Mijały miesiące, minął już prawie rok od rozwodu. Nie zwracała uwagi na mężczyzn, odrzucała zaloty, choć miała dopiero dwadzieścia sześć lat. choćby koleżanki z pracy mówiły:
— Kasia, co z tobą? Żyjesz jak w letargu. Życie toczy się dalej. No, stało się nieszczęście, ale przed tobą jeszcze cała przyszłość.
— Nie wiem, coś we mnie pękło… Nie potrafię już cieszyć się życiem — odpowiadała.
— A może rozejrzyj się za Tomkiem? — radziły koleżanki. — Myślisz, iż przypadkiem czeka na ciebie po pracy i podwozi do domu? Porządny chłopak, daj mu szansę.
Kasia spojrzała na niego uważniej, poszli choćby razem na kawę, potem na spacer. Po jakimś czasie wyczuła, iż Tomek szykuje się do oświadczyn – i rzeczywiście, któregoś dnia zapytał:
— Kasia, wyjdź za mnie. Wtedy nie będę musiał cię odprowadzać, bo będziemy wracać razem do domu.
Po ślubie tak właśnie było. Razem do pracy, razem z pracy. Kolacje, spacery, wieczory przed telewizorem. Kasia marzyła tylko o jednym – zostać matką. Ale jakoś nie wychodziło.
Pewnego dnia pojechała z koleżankami do domu dziecka – ich firma organizowała zbiórkę. Tam zobaczyła pięcioletnią dziewczynkę o smutnych oczach. Od tego dnia myśl o niej nie dawała jej spokoju.
— Tomek, może adoptujemy dziecko? Skoro swoje nie wychodzi… Gdybyś widział te oczy w domu dziecka. Patrzą na każdego z taką nadzieją…
— Kasia, wszystkich dzieci nie uratujesz — odparł mąż.
— Ale przynajmniej jednemu możemy dać dom — nalegała.
— Naprawdę tego chcesz?
— Tak. Spodobała mi się jedna dziewczynka. Ma na imię Ola. Taka ładna i taka smutna…
Tomek zdziwił się, bo nigdy wcześniej nie mówili o adopcji. Marzył o własnym dziecku, ale w końcu się zgodził.
Ola od urodzenia była w domu dziecka. Jej matka ją porzuciła. Kasia rozmawiała z dyrektorką, panią Wandą:
— Chcę adoptować Olę. Co trzeba zrobić?
— Nie ma pani własnych dzieci?
— Nie, pani Wando. Jeszcze nie — i opowiedziała swoją historię.
— Może jeszcze pani urodzi. A jeżeli myśli pani, iż adopcja zagłuszy ból po stracie… to się myli. To nie rozwiązuje problemu. Trzeba dać dziecku rodzinę, a nie szukać zastępstwa. Proszę się jeszcze zastanowić.
Wychodząc, Kasia znów zobaczyła Olę – siedziała na ławce z pluszakiem w ręku. Tylko ona miała znaczenie.
Wkrótce Ola została córką Kasi i Tomka. Kasia była szczęśliwa i wdzięczna pani Wandzie. Patrzyła teraz na Olę jak na córkę, a nie zastępstwo. Dziewczynka też promieniała – ma mamę i tatę! Choć mama kochała ją mocniej – tak jej się zdawało. Kupowała jej ładne sukienki, odprowadzała do przedszkola, czytała bajki na dobranoc.
Tomek jednak się oddalał. Pewnego dnia burknął:
— Kasia, chyba popełniliśmy błąd. Nie potrafię zaakceptować Olę. Chcę własnego dziecka. Może oddajmy ją z powrotem?
To był szok. Kasia pokochała Olę całym sercem.
— Dziecko to nie rzecz, żeby brać i oddawać — odparła stanowczo. — Ola jest naszą córką.
— Twoją, nie naszą. Albo ona, albo ja.
— Wybór jest prosty. Ola zostaje. A ty… rób, co chcesz.
Niedługo potem Tomek wniósł pozew o rozwód. Kasia i Ola zamieszkały we dwie w jej dawnym mieszkaniu. Dziewczynka poszła już do pierwszej klasy. Pewnego dnia pod blokiem spotkały Piotra.
— Kasia, nareszcie cię znalazłem! Pytałem sąsiadów, gdzie jesteś. Mówili, iż mieszkasz z nowym mężem.
— No i już nie mieszkam. Czego chcesz?
— Chcę wszystko naprawić. Wiem, iż przez mnie straciłaś dziecko… Wybacz mi.
— Nie, Piotrze. Nie. Chodź, Olu, idziemy.
Słyszała jeszcze, jak krzyknął za nimi:
— jeżeli będziesz potrzebować pomocy – dzwoń. Numer ten sam.
Kasi nie dawała spokoju inna dziewczynka z domu dziecka, dziesięcioletnia Zosia. Wydawała się podobna do Oli.
— Gdyby tak adoptować ją też… — marzyła, ale wiedziała, iż jako singielka nie ma szans.
Pojechała ponownie z pomocą do domu dziecka. Zosia spojrzała na nią ciepło. Serce Kasi zabiło mocniej.
— Jaka dobra, skromna dziewczynka…
W drodze do domu, gdy padał śnieg, przypomniała sobie słowa Piotra. Nagle stanęła, wyjęła telefon i zadzwoniła.
— Cześć. Musimy porozmawiać.
— Już jadę — odparł.
Niecałą godzinę później siedział w swojej dawnej kuchni.
— Więc chcesz, żebym pomógł ci adoptować Zosię? — patrzył uważnie.
— Nie, Piotr, nie musisz…
— Przecież przez mnie tak się potoczyło twoI kiedy zegar wybił północ, a nowy rok rozbłysnął na niebie fajerwerkami, Kasia, Piotr, Ola i Zosia zasiedli razem przy stole, wiedząc, iż choć ich rodzina powstała z rozbitych kawałków, to właśnie teraz, trzymając się za ręce, stworzą coś pięknego i trwałego.