Nowy plac zabaw budzi emocje mieszkańców osiedla. Są wściekli o to... iż dzieci się bawią

mamadu.pl 5 dni temu
Nowy plac zabaw w miejscu mojego dzieciństwa? Dla moich przedszkolaków – atrakcja, dla mnie – podróż sentymentalna. Ale nie dla wszystkich – bo okazuje się, iż dzieci przeszkadzają... choćby na placu zabaw, czyli miejscu dla nich przeznaczonym.


Osiedle z mojego dzieciństwa znów tętni życiem


Jestem mamą dzieci w wieku przedszkolnym, więc chyba nikogo nie zdziwi, iż znam wszystkie place zabaw w promieniu pięciu kilometrów od naszego domu. A przynajmniej te najlepsze. Moje dzieci mają swoje ulubione huśtawki, zjeżdżalnie i miejsca, gdzie robi się "bazę" z gałęzi. Ale jeżeli gdzieś w okolicy powstaje coś nowego – ruszamy od razu na zwiady. choćby jeżeli to tylko kilka huśtawek i domek ze zjeżdżalnią. Szczególnie jeżeli to miejsce blisko domu dziadków, czyli tam, gdzie sama się wychowałam.

W latach 90. i 2000 to osiedle tętniło życiem. Dzieciaki były wszędzie – na trzepakach, boisku, między blokami. Co blok, to inna banda z piłką, chrupkami z pobliskiego "spożywczaka" czy gumą do skakania. Były huśtawki, karuzele (trochę rdzewiejące, ale co tam), a wieczorami pod balkonami grało się w podchody.

Potem dzieci wyrosły, młodzi się wyprowadzili, a po podwórku hulał wiatr i emerytki rozwieszające pranie na swoich sznurkami rozciągniętych między drzewami. Przez lata jedyną atrakcją była malutka piaskownica i krzaki, które służyły do wszystkiego – także do suszenia bielizny i karmienia kotów.

Ale czasy się zmieniają. Na osiedlu znów pojawiły się dzieci! I to całkiem sporo. Biegają, grają w piłkę, śmieją się, czasem choćby wrzeszczą (wiem, szok!), leją się wodą z węża do podlewania i – o zgrozo – sikają w krzaki, bo przecież nikt nie pomyślał o przenośnej toalecie.

Dzieci przeszkadzają w miejscu dla nich


Urząd Miasta, w geście dobrej woli, postawił nowy plac zabaw. W tym samym miejscu, gdzie 20 lat temu huśtaliśmy się na metalowych, rdzewiejących huśtawkach. Teraz jest nowocześnie – piaszczyste podłoże, fajne sprzęty, dużo miejsca. Moje dzieci, gdy są u dziadków, bawią się tam z radością. A ja, siedząc na ławce, czuję, jakby moje dzieciństwo wracało – z tą samą energią, śmiechem, czasem krzykiem, ale zawsze z radością. No i czasami spotykam koleżanki z dzieciństwa, które też tam przychodzą ze swoimi dziećmi.

Tylko iż nie wszyscy są zadowoleni. Starsze panie z osiedla składają skargi do urzędu. Bo dzieci za głośne. Bo chlapią wodą i rozsypują piach na trawę. Bo nie mają manier. Bo przeszkadzają. Ale jeszcze wczoraj te same panie narzekały, iż dzieci siedzą w domach z tabletami i nie wiedzą, co to "gra w gumę". No to się zdecydujcie, drogie sąsiadki. Albo dzieci mają być na dworze, albo powinny być ciche i niezauważalne – ale wtedy nie dziwcie się, iż nie znają świata poza ekranami.

Prawda jest taka, iż nie da się mieć jednocześnie ciszy i dzieci na osiedlu. Maluchy są głośne z definicji, szczególnie jeżeli pożytkują energię w piachu, na huśtawkach i zjeżdżalniach. I akurat tam mają do tego prawo. Czasem zdarza się, iż w awaryjnych sytuacjach siusiają w krzaki, bo z powodu zabawy nie zdążą pobiec do domu. Jasne, nie powinniśmy ich uczyć, iż to jest normą, ale naprawdę od tego krzywda żadnemu mieszkańcowi osiedla się nie dzieje.

A jeżeli naprawdę wam przeszkadzają dzieci i to w miejscu dla nich przeznaczonym, to może pora przypomnieć sobie, jak to jest mieć wnuki, zająć się nimi i po prostu... pogodzić się z życiem. Bo naprawdę – mam poczucie, iż to nie jest kraj dla dzieci. A jeszcze mniej dla ich rodziców.

Idź do oryginalnego materiału