„Nuda w związku: Czy zmiany nas oddalają?”

twojacena.pl 1 tydzień temu

— Totalnie się zbabiałeś. Zgrubiałaś. Nie chcę szukać innej i nikogo nie mam na boku, przysięgam.
— Ale dalej tak być nie może. Chcę podziwiać swoją ukochaną kobietę. A tobą, niestety, nie mogę.
Jest z tobą nudno — oznajmił mąż.
Agata gwałtownie mrugała, by powstrzymać łzy. Tak dostała podziękowanie za prawie piętnaście lat wspólnego życia!

— I co proponujesz? — spytała. — Rozwód?

— Myślę, iż to najlepsze rozwiązanie…

— A dzieci?

— Będę im pomagał. Zabierać na weekendy.

— Ot, tak po prostu! — wyszczerzyła się złośliwie Agata i otarła łzy. — Znudziła ci się żona, więc gotów jesteś zostawić dzieci! Zostać niedzielnym tatą! Ani wstydu, ani sumienia…

* * *

Agata i Marek poznali się na weselu. Siostra cioteczna Agaty wychodziła za mąż, a wśród gości od pana młodego był Marek. Mimo dziesięcioletniej różnicy wieku Agata od razu wiedziała, iż Marek to jej przeznaczenie. Inteligentny, uprzejmy i wykształcony — wyglądał jak książę z bajki.

— Oj, nie dla ciebie taki, Agatko! — mawiała matka. — Głupiutka jesteś i wygląd masz nijaki. A Marek to chłop jak się patrzy.

Wtedy Agata obrażona nadymała usta i odwracała się demonstratywnie, by nie spotkać się z matką wzrokiem. Dopiero później, gdy dorosła, zrozumiała, iż przez takie słowa i traktowanie wiele poszło nie tak. Od dziecka podkopywano jej samoocenę i nie nauczyli jej szacunku do siebie…

Ale w młodości Agata o tym nie refleksjonowała. Miewała motyle w brzuchu na samą myśl o Marku. Spotykali się tylko pół roku, zanim wzięli ślub. Agata miała ledwie dwadzieścia lat.

— No, porzuci cię, nie miej wątpliwości! — powtarzała matka. — Tylko czas na niego zmarnujesz. Za wysoko sobie mierzysz. A ty sama ledwo technikum skończyłaś. I to bardziej kursy kroju i szycia niż szkoła… Za moich czasów każda to umiała. Więc choćby zawodu nie masz!

— Dzięki, mamo, za miłe słowa — odpowiadała Agata sarkastycznie. — Ale jestem mężatką i sama decyduję, co robię.

Przez kilka lat żyli jak na niekończących się wakacjach — często wyjeżdżali, co weekend jechali za miasto lub do teatru. Czasem, dla relaksu, Agata szyła proste sukienki czy spódnice — bardziej dla przyjemności niż na sprzedaż, bo Marek dobrze zarabiał. Potem na świat przyszła Kinga, i Agatę pochłonęło macierzyństwo. Lubiła być mamą — i z euforią poświęciła się córce. Najpierw zajęcia rozwojowe, potem sekcja łyżwiarstwa. Nie chciała posyłać Kingi do przedszkola, sama ją wychowywała. Choć to pochłaniało czas, znajdowała chwile na jogging i sport, by być w formie.

— Szczęściarz z ciebie, Marek! — mawiali krewni na rodzinnych imprezach. — Jaką kobietę złapałeś! Dom prowadzi, z córką zajęcia. Dom — pełna miska. Trzeba by za drugim się rozejrzeć.

— No, pewnie! — uśmiechał się Marek i czule spoglądał na żonę.

Ale z „drugim” nie poszło tak łatwo.

— A widzisz! — triumfowała matka, gdy dzwoniła do Agaty. — choćby syna nie umiesz urodzić.

— Dziękuję za wsparcie, mamo! I tak już prawie codziennie płaczę.

Próbowali kilka lat, w końcu się pogodzili — los chciał, by mieli tylko Kingę. Córka wcześnie zaczęła odnosić sukcesy w łyżwiarstwie, i Agata znalazła w tym ukojenie. Przygotowywała ją do zawodów, woziła na zawody, sama szyła stroje. Cieszyła się z jej wygranych bardziej niż ze swoich. Kinga nie miała choćby dziesięciu lat, a trener już przepowiadał jej wielką karierę.

Marek też uwielbiał córkę. Piękna żona i dziecko były jego dumą. Agata z roku na rok wyglądała lepiej, bo nauczyła się podkreślać atuty, a zarobki męża pozwalały na drobne przyjemności. Oczywiście po opłaceniu domowych rachunków i wydatków na Kingę.

Wszystko zmieniło się, gdy Agata odkryła, iż jest w ciąży. euforia była ogromna — tyle lat się nie udawało, a tu nagle samo się stało. Była w siódmym niebie, podobnie jak Marek.

Jednak ciąża nie była lekka: Agata często źle się czuła, były zagrożenia, a ostatnie miesiące spędziła na zwolnieniu. Poród też był ciężki. Tak bardzo, iż Agata niemal pożegnała się z życiem. Na szczęście obeszło się. Synek — wymarzony, ukochany Tadzio — urodził się zdrowy. Ale Agata długo dochodziła do siebie. Marek początkowo krążył wokół niej, potem przestał — cała opieka nad córką i synem spadła na niego. Któregoś dnia rzucił nieśmiało, iż może poprosić teściową o pomoc, ale Agata odmówiła.

— Tego jeszcze brakowało! Przez całe życie matka nie powiedziała mi dobrego słowa. Nie chcę, by Kingę też tak traktowała.

Ostatecznie Agata potrzebowała prawie dwóch lat, by wrócić do zdrowia. Samopoczucie było znośne, ale o dawnej sylwetce mogła zapomnieć. Nieważne, co robiła — waga ani drgnęła. Figura też nie była już tak jędrna. Więc w wieku ledwo trzydziestu kilku lat czuła się jak emerytka. A w głowie matka drwiła: „No, teraz mąż na pewno przestanie na ciebie patrzeć”.

Ale, o dziwo, czas płynął, a Marek wciąż mówił, iż Agata jest najpiękniejszą kobietą, jaką zna. Więcej uwagi poświęcała dzieciom: Tadzia zapisała na pływanie i robotykę, Kingę woziła na zawody, gdzie ta zdobywała medale.

Kinga stawała się lokalną gwiazdą, więc koszty rosły. Agata dźwigała to wszystko na sobie, podobnie jak rosnącego syna. Nic dziwnego, iż na siebie zostawało kilka czasu i sił. Stopniowo przytyła, porzuciła modne ubrania i wizyty u kosmetyczki. Ale wysiłki się opłacały — Kinga coraz częściej wracała ze złotem z zawodów. Agata była dumna i sama szyła jej stroje. Marzyła nawet, by uszyć coś tak dobrego, by córka wystąpiła w tym na zawodach — choć trener pewnie by się nie zgodził.

Pewnego dnia Marek, przyglądając się żonie, rzucił:

— Trochę się zaniedbałaś. Z piętnaście kilo pewnie ci przybyło.

— A może i dwadzieścia! — prychnęła Agata. — NicAgata w końcu zrozumiała, iż prawdziwe piękno nie leży w liczbie na wadze, ale w tym, jak bardzo kocha siebie i swoje dzieci — i iż dla nich zawsze będzie wystarczająca.

Idź do oryginalnego materiału