Obsesja: Mroczna Tajemnica Polskich Lasów

newsempire24.com 8 godzin temu

OBŁĘD

W każdej grupie kobiet zawsze znajdzie się miejsce na plotki. A jak wiadomo, język plotkarki jest dłuższy niż drabina. W pewnym przedszkolu często dyskutowano o życiu osobistym i rodzinnym wychowawczyni Lucyny. Dla młodej kobiety były to dwie różne sprawy. Lusia, jak się zdawało, chętnie dostarczała powodów do obmowy.

Zawsze miała mnóstwo adoratorów – jak tylko w przedszkolu pojawiał się hydraulik, stolarz czy malarz, Lusia, zapominając o obowiązkach, pędziła niby to pomóc fachowcowi. Choć nigdy nie szło dalej niż niewinny flirt i obiecujące uśmiechy, wszyscy byli pewni, iż Lusia ma „ryj w kartoflach”.

Gadała i gadała, kręcąc się wśród mężczyzn. choćby żartowała z woźnym Michałem, który był już o krok od emerytury. Lubiła „kąpać się” w komplementach, czuć się niezrównaną wśród koleżanek.

A trzeba dodać, iż Lusia była mężatką i wychowywała siedmioletnią córkę Alicję. ale te okoliczności wcale jej nie krępowały ani nie przeszkadzały w prowadzeniu własnego, osobistego życia.

Mąż, Walerian, uwielbiał swoją Lusię. Nie dmuchał, nie chuchał. Domysły miał co do niewinnych zabaw żony, ale mówił sobie: „No cóż, jeżeli kobieta jest ładna… Trudno nie reagować na zaczepki natrętów. Ale moja Lusia to wierna żona” – pocieszał się.

Naiwniak. Tym bardziej iż Lusia zapewniała go o swojej wiecznej miłości.

…Wyszła za mąż z polecenia matki. Ta mówiła, iż z uległego Waleriana da się „ulepić” idealnego męża. I tak się stało. Walerian był świetnym elektrykiem. Często wyjeżdżał w delegacje. Po powrocie obsypywał Lusię i córkę nietypowymi prezentami, a wolny czas poświęcał rodzinie. Ale Lusi brakowało czegoś w tym cichym, wygodnym małżeństwie. Namiętności? Szaleństwa uczuć?

…Aż pewnego dnia zakochała się do utraty tchu. Wszystko zaczęło się, gdy Michała niespodziewanie wysłano na emeryturę. Na jego miejsce zatrudniono syna dyrektorki – Sławka, studenta czwartego roku medycyny, przyszłego dentystę.

Dyrektorka przedszkola, Weronika Bronisławówna, chciała pomóc synowi finansowo, więc zaproponowała mu nocne dyżury. Sławek od razu się zgodził. Grosz się przyda, a i dziewczynę można zabrać do kina, kupić lody…

Nie było jeszcze dziewczyny, ale przy takim przystojniaku (i to przyszłym dentyście!) na pewno się pojawi.

Gdy tylko Sławek rozpoczął pracę, Lusia nie mogła się powstrzymać, by nie zajrzeć do portierni.

…Była zimowa noc. Rodzice zabrali już wszystkie dzieci. Lusia weszła bez zaproszenia, by poznać nowego woźnego. Sławek, jako dobrze wychowany chłopak, zaprosił ją na krzesło. Sam usiadł na sfatygowanej kanapie. Lusia umiała prowadzić swobodne rozmowy – językiem mogła młynek zawstydzić.

Gadali bez końca. Sławek opowiadał z zapałem o studiach, medycynie, przyjaciołach. Lusia przytakiwała. Potem ona zaczęła narzekać na nudne życie, a Sławek już delikatnie trzymał ją za rękę i pocieszał. Czas płynął niepostrzeżenie. Miasto spowiła noc.

Sławek odprowadził Lusię do domu – mieszkała niedaleko przedszkola.

Tak zaczął się ich szalony romans.

Lusia nie mogła się powstrzymać. Pędziła w przepaść bez hamulców. Sławek niedługo wyznał jej miłość. Cała historia momentalnie stała się tajemnicą poliszynela. A przed cudzymi ustami drzwi nie zamkniesz. Dyrektorka Weronika Bronisławówna wezwała Lusię na dywanik.

— Lusia, przypominam – masz rodzinę. Proszę cię jako matka: zostaw Sławka. Co wam może być po drodze? Ty masz męża, córkę. On jeszcze długo będzie się uczył. Nie potrzebuje skradzionej miłości. Albo chcesz, żebym cię zwolniła za niemoralne prowadzenie się? — zagroziła.

— Niech pani zwolni! Nie odstąpię od Sławka. On jest mój! — rzuciła Lusia i wybiegła z gabinetu.

— Żałować będziesz! — krzyknęła za nią rozwścieczona dyrektorka.

Następnego dnia Lusia przyniosła podanie o urlop. Weronika Bronisławówna podpisała w milczeniu, dodając:

— Mam nadzieję, iż opamiętasz się. Nie chcę synowej z „dodatkiem”!

Lusia zabrała córkę („dodatek”) i pojechała do rodziców na wieś. Chciała pobyć w spokoju i podjąć decyzję. Nie rozumiała, co się z nią dzieje. Pożądanie? Namiętność? Obłęd? Rozum milczał, a serce łaknęło miłości.

Na wsi mieszkała znachorka Wielisława. Ludzie przyjeżdżali do niej z bliska i daleka po radę, po pomoc w biedzie. Wielisława miała już 90 lat, ale umysł miała jasny i mnóstwo optymizmu. Mieszkała samotnie w starej chałupie na skraju wsi. Kiedyś miała męża i siedmioro dzieci. Przeżyła wszystkich. Wypłakała łzy, wysuszyła żal i nagle zaczęła przepowiadać przyszłość. Wszystkie jej wróżby się sprawdzały. Ludzie ufali Wielisławie, zwier

Idź do oryginalnego materiału