Oczy. Fragment książki „Lekcja greki”

magazynpismo.pl 1 dzień temu

Gdy jeszcze mogła mówić, miała cichy głos.

Nie wynikało to z niewłaściwie rozwiniętych strun głosowych czy małej pojemności płuc. Zwyczajnie nie znosiła zawłaszczać przestrzeni. Każdy człowiek zajmuje określoną przestrzeń w zależności od masy ciała, ale głos wędruje o wiele dalej. Nie chciała tak rozdymać swojej egzystencji.

Masz przed sobą otwarty tekst, który udostępniamy w ramach promocji „Pisma”. Odkryj pozostałe treści z magazynu, także w wersji audio.Wykup prenumeratę lub dostęp online.

W metrze czy na ulicy, w kawiarni czy w restauracji nie prowadziła bez skrępowania hałaśliwych rozmów i nie podnosiła głosu, by kogoś przywołać. Gdziekolwiek przebywała – z wyjątkiem sali wykładowej, w której prowadziła zajęcia – mówiła zawsze najciszej. Choć była bardzo szczupła, kuliła ramiona i plecy, żeby zająć jeszcze mniejszą przestrzeń. Miała poczucie humoru i uśmiechała się pogodnie, ale kiedy się śmiała, prawie nie było jej słychać.

Szpakowaty psychoterapeuta, z którym się spotykała, zwrócił jej na to uwagę. Standardowo dopatrywał się przyczyny w doświadczeniach z dzieciństwa. Współpracowała z nim jedynie w połowie. Zamiast przyznać się, iż głos straciła jako nastolatka, szukała w pamięci znacznie starszych wspomnień.

Kiedy jej matka była w ciąży, zmogła ją choroba, której objawy wskazywały na dur brzuszny. Męczyły ją dreszcze i wysoka gorączka, więc przez ponad miesiąc zażywała przy każdym posiłku garść tabletek. W przeciwieństwie do córki matka była porywcza i krewka, więc jak tylko doszła do siebie, wybrała się do ginekologa i oznajmiła, iż chce usunąć dziecko. Oceniła, iż skoro przyjęła taką ilość leków, nie urodzi się ono zdrowe.

Newsletter

Aktualności „Pisma”

W każdy piątek polecimy Ci jeden tekst, który warto przeczytać w weekend.

Zapisz się

Lekarz stwierdził, iż łożysko już się uformowało i przerwanie ciąży byłoby niebezpieczne, obiecał jednak, iż da jej zastrzyk, by wywołać martwy poród, jeżeli matka przyjdzie do szpitala za dwa miesiące. Ale po dwóch miesiącach płód zaczął się poruszać, a matce zmiękło serce i nie wróciła do szpitala. Dręczyła się jednak aż do dnia porodu. Odzyskała spokój dopiero wtedy, gdy zliczyła kolejno wszystkie palce u rąk i nóg śliskiego od wód płodowych noworodka.

Kobieta często słyszała tę opowieść, kiedy była dzieckiem. Od ciotek ze strony ojca, od kuzynów ze strony matki i od wścibskiej sąsiadki. „Niewiele brakowało, byś się nie urodziła”. Powtarzali to jak zaklęcie.

Była zbyt mała, by dobrze odczytać własne emocje, ale wyraźnie czuła przerażający chłód zawarty w tym zdaniu. kilka brakowało, by się nie urodziła. Świat nie był jej dany w sposób oczywisty. Był tylko możliwością, darowaną przypadkiem, gdy w kompletnej ciemności spotkały się liczne zmienne – cienką bańką mydlaną, która na chwilę …

Idź do oryginalnego materiału