Oddała wszystko synowi i została z poczuciem winy i samotnością

polregion.pl 1 tydzień temu

Mam sześćdziesiąt dziewięć lat. Mieszkam w starej dwupokojowej kawalerce na obrzeżach Gdańska. Już od kilku lat budzę się i zakładam z niepokojem w sercu. Nie z powodu samotności, nie — za cienką ścianą śpi mój syn. Ale każdego wieczoru boję się, iż znaleź wróci do domu pijany, zacznie krzyczeć, żądać pieniędzy, obwiniać mnie za wszystkie swoje nieszczęścia. I rozumiem: ma rację. Ma pełne prawo być zły. Bo te wszystkie nieszczęścia są… po części moją winą.

Mój syn, Marek, ma czterdzieści pięć lat. W swoim życiu był dwa razy oficjalnie żonaty i dwa razy żył z kobietami na kocią łapę. Żadnej z nich nie zaakceptowałam. Byłam matką, która szczerze wierzyła, iż wie, co dla niego najlepsze. Co może być ważniejszego niż macierzyński instynkt? Myślałam, iż chronię go przed błędami, przed nieudanymi związkami, przed cierpieniem. Teraz widzę jednak, iż nie jego chroniłam, tylko swoją dumę.

Jego pierwsza żona, Kasia, pochodziła ze wsi. Pobrali się jeszcze na studiach, młodzi, zakochani. A ja od razu uznałam: nie jest dla niego. Zbyt prosta, zbyt łatwa. Nie wpuściłam ich do siebie, więc mieszkali w akademiku. Ciągle wtrącałam się z radami, rzucałam złośliwe uwagi. W końcu się rozwiedli. Wrócił do mnie — złamany, przybity. A ja czułam się zwyciężczynią.

Minęło parę lat. W jego życiu pojawiła się Ania — jasna, spokojna, dobra dziewczyna. Wierząca. Modliła się, chodziła do kościoła, marzyła o ślubie. A ja… Znów nie potrafiłam się powstrzymać. Śmiech, ironia, uszczypliwości. Myślałam, iż chce „wciągnąć” mojego syna w religię, do swojego świata. Zniszczyłam i ten związek.

Później była Magda — dziewczyna bez rodziców. Wtedy mój syn robił drugi fakultet i wszystko szło mu świetnie. A ona — sierota. Byłam pewna, iż „przylepiła się” do niego dla korzyści. Znów się wtrąciłam. Znów swoimi rękami wszystko zepsułam.

Gdy zrozumiałam, iż czekanie na „idealną synową” nie ma sensu, sama postanowiłam znaleźć odpowiednią. Znalazłam — panienkę z „dobrego” domu, z pieniędzmi, z porządnym zawodem. choćby zaczęli planować wesele. Ale po miesiącu syn rzucił to wszystko. Wrócił do domu w środku dnia, cisnął klucze na stół i powiedział: „Nie chcę już żyć tak, jak mi każesz.”

Od tamtej pory zaczął się jego upadek. Najpierw po prostu siedział w domu. Potem zaczął pić. Teraz pije codziennie. Czasem sam. Czasem z kumplami, takimi samymi nieudacznikami. Zabiera moją emeryturę, czasem coś dorobi, ale wszystko przepija. W mieszkaniu wieczny smród, brud. I wstydzę się przed sąsiadami.

Patrzę w lustro i pytam: gdzie popełniłam błąd? Dlaczego ja, która wychowałam syna sama, dałam mu nie oparcie, ale żal? Dlaczego moja miłość stała się zniszczeniem?

Jego byłe? Wszystkie ułożyły sobie życie. Kasia — zamężna, dwoje dzieci, własny dom i praca. Ania śpiewa w kościelnym chórze i wychowuje syna z mężem, który ją kocha. Magda właśnie wychodzi za mąż, mieszka w Sopocie, uśmiecha się na zdjęciach, które pokazywała mi potajemnie siostra.

A ja… Boję się odgłosów na korytarzu. Boję się, iż syn znów wpadnie w szał. Boję się choćby poruszyć w nocy — nagle obudzi. Jestem starą, chorą, samotną kobietą, która oddała synowi wszystko — a na koniec odebrała mu całe życie.

Gdybym mogła cofnąć czas… Nie mieszałabym się. Nie narzucałabym swego. Po prostu przytuliłabym go i powiedziała: „Bądź szczęśliwy, synku, na swój sposób. Jestem przy tobie.” Ale teraz — już za późno. Teraz tylko proszę Boga, by dał mi siłę przetrwać resztę lat.

Niech moja historia będzie ostrzeżeniem. Nie łamcie dzieciom skrzydeł. Nie budujcie za nich życia. Po prostu kochajcie — i puśćcie. Tylko wtedy będą naprawdę wolne.

Idź do oryginalnego materiału