„Oddana jak wadliwy towar: historia dziewczynki, którą zwrócono do sierocińca, ale serce pewnej kobiety nie pozwoliło o niej zapomnieć”

newsempire24.com 1 tydzień temu

„Oddali jak wadliwy towar” – historia dziewczynki, którą zwrócono do domu dziecka, ale serce jednej kobiety nie pozwoliło o niej zapomnieć

Słowo „zwrot” najczęściej słyszymy w sklepach: nie pasuje, nie podoba się, nie działa – oddajemy i bierzemy nowe. Ludzie przywykli, iż jeżeli coś nie spełnia oczekiwań, można to po prostu oddać. Ale gdy pod tę definicję trafi żywy człowiek – dziecko – wszystko zamienia się w bezduszną tragedię, od której krew ścina się w żyłach.

Ewelina nigdy nie znała rodziny. Od pierwszych dni życia – państwowe łóżeczko, białe ściany domu dziecka, pielęgniarki o zmęczonych oczach. Pewnego dnia do jej szarego świata wdarło się jednak światło. Pojawili się nowi rodzice, zabrali ją do domu, obiecali, iż teraz wszystko będzie inaczej. Dziewczynka była cicha, trochę zamknięta w sobie, ale starała się być dobrą. Nauczyła się, gdzie co leży, mówiła „dziękuję” i „proszę”, sprzątała, siedziała cicho. Nie wiedziała, czego dokładnie od niej oczekują, ale bała się popełnić błąd. Bała się powrotu tam.

Ale to nie wystarczyło. Nowa rodzina gwałtownie zrozumiała, iż dziecko nie jest „takie, jak powinno”. Nie uśmiechała się, nie rzucała w ramiona, nie przytulała. To nie była zabawka. Ewelina przypadkiem usłyszała rozmowę: „No i co z nią zrobić? Kamienna twarz, zero radości. Nie czujemy, iż to nasze dziecko. Zwrócimy.” Słowo „zwrócimy” uderzyło ją jak policzek.

I tak dziewczynka, jak wadliwa lalka, znów znalazła się za drzwiami domu dziecka. Nikt nie wyjaśnił jej dlaczego. Po prostu odwieźli i zostawili. Gdyby to był drugi raz w życiu, może zrozumiałaby – zdarza się. Ale to był już drugi raz w tak krótkim dzieciństwie.

Ewelina nie obwiniała nikogo. Uznała, iż to jej wina. Nie ludzi, którzy obiecali dom, a potem zmienili zdanie, ale jej. Musiała być zła. Nie odpowiednia.

Tymczasem w życiu kobiety, która kiedyś ją zabrała, wydarzyła się tragedia. Kinga i jej mąż postanowili zostać rodziną zastępczą. On początkowo ją wspierał, ale później wszystko się zmieniło. Po rozwodzie świat się zawalił – brakowało choćby na jedzenie. Łzy, bezsenne noce, rozmowy z opieką społeczną, rozpacz. Bez sił i środków, Kinga oddała Ewelinę z powrotem. Serce jej pękało, ale wyboru nie miała.

Przez cały ten czas nie żyła – wegetowała. Jej dusza pozostała w korytarzu domu dziecka, gdzie zacisnęła zęby i zostawiła dziewczynkę, którą już zdążyła pokochać. Aż pewnego dnia, gdy wszystko wydawało się stracone, poszła do lombardu. Złoto, elektronika, choćby rodzinny pierścionek – wszystko zamieniła na gotówkę. Znalazła tani wynajem, podjęła ciężką, ale dobrze płatną pracę i… pobiegła do domu dziecka.

Kinga trzęsła się ze strachu. „Znienawidzi mnie. Zobaczy i odwróci się plecami” – myślała. Ale gdy Ewelina ujrzała ją w drzwiach – wybuchnęła płaczem i rzuciła się w jej ramiona. „Czekałam. Wiedziałam, iż wrócisz” – szepnęła dziewczynka.

Od tamtej pory znów są razem. Było ciężko. Kinga pracowała po godzinach, w domu było skromnie, czasem musiały wybierać między jedzeniem a rachunkami. Ale każdego ranka dziewczynka, wciąż nieufna, zaglądała do pokoju, sprawdzając: czy mama jest?

Kinga niejedną noc spędziła na płaczu. Nie ze zmęczenia. Ze wstydu. Wciąż nie może sobie wybaczyć tamtego dnia. Wiedziała, iż nigdy więcej tego nie zrobi. choćby jeżeli zostanie bez grosza. Bo Ewelina nie jest rzeczą. Nie towarem z wadą. Jest człowiekiem. Małym, wrażliwym, naznaczonym zbyt wieloma ranami. I choć świat bywa okrutny, choć są tacy, którzy oddają dzieci jak niepotrzebne buty – ona, Kinga, nie pozwoli, by to się powtórzyło.

Teraz żyją skromnie, ale szczęśliwie. Ewelina już się uśmiecha. Czasem głośno śmieje. Zaczęła rysować. Marzy, by zostać malarką. A Kinga znów uczy się marzyć. O małym domu. O lepszej pracy. I o tym, by nikt nigdy więcej nie czuł się jak wyrzucona rzecz.

Idź do oryginalnego materiału