Odeszła, a on zbyt późno zrozumiał, iż naprawdę kochał tylko ją.

twojacena.pl 15 godzin temu

Odeszła, a on zbyt późno zrozumiał, iż naprawdę kochał tylko ją.

Bartosz siedział w samochodzie i wpatrywał się w wejście do restauracji. Nie zauważał, jak drżą mu dłonie, nie słyszał dzwonienia w uszach od napięcia. Dziś był wieczór zjazdu absolwentów. Dwadzieścia lat minęło od szkolnej matury. I tyle samo od chwili, gdy sam zniszczył to, co mogło być jego prawdziwym szczęściem.

Wtedy podejrzewał Olę o zdradę. Zdjęcie z jej „nowym adoratorem”, jak mu się wydawało, przewróciło jego świat do góry nogami. Ola nie tłumaczyła się. Milczała. A on krzyczał, oskarżał, wylewał na nią wszystko, co kipiało w środku. I odeszła. Cicho. Bez histerii. Bez słów.

Pół roku później ożenił się z Kasią. Nie z miłości – na złość. Był pewien, iż udowodni Oli, iż bez niej da radę być szczęśliwy. Tylko iż szczęścia nie było. Ich małżeństwo było płaskie jak napięta struna. Wszystko niby się zgadzało: żona, dziecko, praca. Ale dusza milczała.

A dziś znów ją zobaczy. Olę. Tę jedyną. Tę, którą naprawdę kochał.

Wszedł do sali i od razu ją wyczuł. Nie zobaczył – wyczuł. Jej energię, jej cichy śmiech. Była niepowtarzalna: sukienka w kwiaty, falujące loki, pewne spojrzenie. I znów wszystko się w nim przewróciło. Jak kiedyś.

— Ola… — zawołał, gdy wyszła na zewnątrz, rozmawiając przez telefon.

— Tak, Bartek? — odpowiedziała spokojnie, z lekkim odcieniem drwiny.

— Chcę wiedzieć wszystko. Jak żyłaś… beze mnie?

— Na pewno tego chcesz? — w jej głosie nie było bólu, tylko zmęczenie. Głębokie, przebyte.

— Nie umiem bez ciebie. Bez nas…

— Nie ma żadnych „nas”, Bartek. Od dawna.

— A nasze dziecko?.. — wyrwało mu się nagle.

Ola zbladła. Zamknęła oczy. A potem powiedziała twardo, głucho:

— O tym dziecku, które straciłam po twoich oskarżeniach? O tym, którego nie zdążyłam uratować, bo płakałam zbyt wiele? Tak, byłam wtedy w ciąży. Ale ty przecież powiedziałeś, iż to nie twoje. Uwierzyłeś zdjęciu. Nie mnie. Nie sercu. Tylko Kasi.

Spuścił wzrok. Wtedy zniszczył wszystko.

— Przetrwałam, Bartek. Połamana, wypalona. Ale przetrwałam. Wyjechałam. Zaczęłam od nowa. Pomógł mi człowiek, który zobaczył we mnie nie błąd, nie winę, nie przeszłość – tylko mnie. I dziś mamy dwoje adoptowanych dzieci. Są moje – od pierwszego dnia. I jestem… szczęśliwa.

— Przepraszam…

— Za co? Za to, iż mnie zniszczyłeś? Wybaczyłam. Sobie – dłużej niż tobie. Ale teraz nie jestem tą samą dziewczyną. Nie jestem twoja. Zbyt późno zrozumiałeś, kogo straciłeś.

Ola odwróciła się i odeszła. Lekki krok. Proste plecy. Pewność. Wszystko to, czego on nie potrafił ochronić.

A on został, stojąc w ciszy między samochodami, ze złamanym sercem i świadomością: nie ma powrotu. Czasem jest po prostu za późno. I choćby jeżeli nosiłeś ją w sercu przez całe życie – teraz jesteś dla niej nikim.

Idź do oryginalnego materiału