Dzisiaj wydarzyło się coś, co na zawsze zmieniło naszą rodzinę. Wszystko zaczęło się od słów mojego syna, Krzysztofa, gdy wrócił do domu w Warszawie.
„Tato, muszę ci coś powiedzieć. Nasza sąsiadka, Kinga… jest w ciąży. To moje dziecko.”
Mój ojciec, Stanisław, na moment zastygł, po czym spokojnie odparł:
„W takim razie się z nią ożeń.”
„Co? Jeszcze jestem młody. Nie jestem gotowy na rodzinę, a poza ledwo się znaliśmy…”
„Na serio?” – ojciec prychnął. – „Więc kiedy gonisz za dziewczyną, jesteś mężczyzną, a gdy trzeba wziąć odpowiedzialność, nagle jesteś dzieckiem? No proszę.” Nie mówiąc więcej, zawołał moją żonę: „Grażyna! Chodź tu!”
Grażyna weszła do kuchni, wycierając ręce w fartuch.
„O co chodzi?”
„Nasz syn spłodził dziecko z Kingą, sąsiadką, a teraz chce uciec od odpowiedzialności.”
Grażyna choćby się nie zdziwiła. Jej twarz stała się twarda jak kamień.
„Słusznie. Po co ciągnąć pod swój dach pierwszą lepszą? Dziewczyny teraz są przebiegłe – znajdą lepiej sytuowanego, zrobią dziecko, a potem krzyczą 'ożeń się’. Jak to sprawdzimy? Niech zrobi test DNA. Nie można zmuszać Krzysztofa, jeszcze jest młody. To mężczyzna, trudno mu było się oprzeć. Ale to nie znaczy, iż mamy utrzymywać cudze dzieci.”
Stanisław westchnął głęboko i cicho powiedział:
„A jeżeli to naprawdę jego dziecko?”
„A jeśli? Czy to znaczy, iż musimy brać za to odpowiedzialność? Niech zrobi test, wtedy pogadamy.”
Odwróciła się i wyszła, zostawiając nas samych.
„Kiedyś też byłem młody” – zaczął Stanisław. – „Kochałem jedną, a ożeniłem się z inną. Nie z miłości, ale z obowiązku. Bo bycie mężczyzną to nie tylko namiętność, to wybory i ich konsekwencje. Twoja matka była wtedy w ciąży. Nie wiedziałem, czy będę z nią szczęśliwy, ale wiedziałem jedno – dziecko nie jest winne. Moja krew, mój honor. I wiesz co, Krzysztofie? Nigdy tego nie żałowałem.”
Minęły trzy miesiące. Test DNA dał jasną odpowiedź: z 99,9% pewnością Krzysztof był ojcem.
„I co z tego?” – warknęła Grażyna, gdy Stanisław położył przed nią wynik. – „Tak, jest ojcem. Ale to nie znaczy, iż Kinga będzie tu mieszkać. Nie pozwolę na to!”
Krzysztof siedział, nie patrząc mi w oczy. Widać było, iż wybrał stronę matki. Milczał, zaciskając pięści.
Stanisław wstał powoli ze stołu.
„Skoro oboje podjęliście decyzję, to teraz posłuchajcie mojej.”
Jego głos był cichy, ale twardy jak stal.
„Dopóki żyję, mój wnuk nie zazna biedy. Wykupię ziemię pod Gdańskiem, wybuduję dom, a on dostanie wszystko, co mam. Wy dwoje możecie już na mnie nie liczyć. Nie będę uczestniczyć w tym upokorzeniu. Krzysztofie, od dziś nie jesteś dla mnie synem. Wszystko, co posiadam, należy teraz do dziecka. Nie dostaniecie ode mnie ani złotówki.”
Grażyna wybuchła:
„Oszalałeś?! Chcesz wydziedziczyć własnego syna?!”
Stanisław nie odpowiedział. Odszedł, ignorując krzyki. Krzysztof stał w ciszy, nie wierząc własnym uszom. Ale wiedział jedno – jeżeli Stanisław coś powiedział, tak właśnie będzie.
Dziś zrozumiałem, iż honor to nie tylko słowa, ale czyny. A czasem dojrzałość przychodzi za późno.