— Tato, mam wiadomość. Sąsiadka, Kasia… jest w ciąży. To moje dziecko — powiedział Tomek, ledwo przekraczając próg domu.
Wojciech, jego ojciec, na moment zastygł, po czym spokojnie odparł:
— No to się z nią ożeń.
— Co ty, przecież jestem jeszcze młody. Za wcześnie na rodzinę, a poza tym choćby nie byliśmy razem na poważnie…
— Serio? — ojciec uśmiechnął się kpiąco. — Więc za dziewczyną latałeś jak dorosły facet, ale kiedy trzeba wziąć odpowiedzialność, nagle jesteś jeszcze dzieciakiem? No tak. — Nie dodając już nic więcej, głośno zawołał żonę: — Ewa! Chodź tu na chwilę!
Ewa weszła do kuchni, wycierając ręce w fartuch:
— Co się stało?
— Posłuchaj. Nasz syn spłodził dziecko, ale żenić się nie chce. Kasia, ta córka sąsiadów. Jest w ciąży z nim. A on się wycofuje.
Ewa choćby się nie zdziwiła. Jej twarz stała się kamienna:
— I słusznie. Po co wpuszczać pod swój dach pierwszą lepszą? Dziewczyny teraz sprytne — szukają kogoś z pieniędzmi, zajdą w ciążę, a potem „ożeń się”. A potem może się okazać, iż to wcale nie jego. Niech zrobi test DNA. I w ogóle, nie ma co naciskać na Tomka, jeszcze młody. Facetowi trudno się było oprzeć, ale nie musimy utrzymywać cudzych dzieci.
Wojciech ciężko westchnął i cicho powiedział:
— A jeżeli to naprawdę jego dziecko?
— A jeżeli nawet? Mamy brać za to odpowiedzialność? Niech zrobi test, wszystko się wyjaśni.
Odwróciła się i wyszła do kuchni, a Wojciech został sam z synem.
— Wiesz, ja też kiedyś byłem młody — zaczął. — Kochałem jedną, a ożeniłem się z inną. Nie z miłości, tylko z obowiązku. Bo bycie mężczyzną to nie tylko namiętność, ale też wybory i konsekwencje. Twoja matka była wtedy w ciąży. Nie wiedziałem, czy z nią wytrzymam, ale wiedziałem jedno — dziecko nie jest niczemu winne. Moja krew, mój obowiązek. I wiesz co, Tomek? Nigdy nie żałowałem, iż zostałem.
Minęły trzy miesiące. Test DNA dał jasną odpowiedź: z prawdopodobieństwem 99,9% Tomek jest ojcem dziecka Kasi.
— No i co z tego? — prychnęła Ewa, gdy Wojciech położył przed nią dokument. — Tak, jest ojcem. Ale to nie znaczy, iż Kasia zamieszka w tym domu. Nie postawi tu nogi. Tak mówię!
Tomek siedział, nie patrząc ojcu w oczy. Po jego twarzy było widać, iż stanął po stronie matki. Zaciskał pięści, ale milczał.
Wojciech powoli wstał od stołu:
— Skoro podjęliście decyzję we dwoje, to teraz posłuchajcie mojej.
Mówił cicho, ale w głosie miał stal:
— Dopóki żyję, mój wnuk nie będzie miał potrzeby. Wykupię działkę, wybuduję dom, i on — mój wnuk — dostanie wszystko, co mam. A wy możecie już na mnie nie liczyć. Nie będę uczestniczyć w tym cyrku. Tomek, od dziś nie jesteś dla mnie synem. Wszystko, co mam, będzie należało do dziecka. Ani grosza od mnie nie dostaniecie.
Ewa wybuchła:
— Oszalałeś? Własnego syna chcesz wydziedziczyć?!
Wojciech nie odpowiedział. Po prostu odwrócił się i wyszedł, ignorując krzyki i przekleństwa. Tomek stał w ciszy, nie wierząc, iż ojciec naprawdę to powiedział. Ale wiedział jedno — jeżeli Wojciech coś obiecał, to dotrzyma.