Odmówiłam opieki nad niesfornym wnukiem, a teraz nie mam do niego dostępu.

twojacena.pl 1 dzień temu

Nazywam się Zofia Nowak. Mam sześćdziesiąt trzy lata. Przez całe życie starałam się być dobrą matką, uczciwą kobietą, nie wtrącać się w cudze sprawy i nie pouczać nikogo, jeżeli nie proszą. Ale widocznie właśnie ta taktyka okazała się moim błędem. Dzisiaj znalazłam się w sytuacji, której nie życzyłabym choćby wrogowi: synowa wypowiedziała mi wojnę, a syn odsunął się, jakbym przestała istnieć. Wszystko przez jeden dzień, jedno dziecko… i moją odmowę.

Kiedy Krzysiek, mój jedyny syn, oznajmił, iż się żeni, ucieszyłam się. Miał już trzydzieści lat – pora było założyć rodzinę, pomyśleć o dzieciach. Modliłam się, żeby spotkał porządną dziewczynę, z którą będzie mógł przejść przez życie. Pierwsze wrażenie o Ewie, jego narzeczonej, było całkiem dobre: cicha, sympatyczna, na pierwszy rzut oka spokojna. Tyle iż z dzieckiem z poprzedniego związku. Ale pomyślałam: nie moja sprawa, byle tylko Krzysiek był szczęśliwy.

Po ślubie Ewa zaszła w ciążę. Ciąża była trudna, prawie całe dziewięć miesięcy przeleżała w szpitalu. Jej syn w tym czasie mieszkał raz u ojca, raz u babci ze strony matki. Nie wtrącałam się, nie proponowałam pomocy – bo i nikt mnie nie pytał. Wnuka, który urodził się już w nowym małżeństwie, pierwszy raz zobaczyłam dopiero pięć miesięcy po porodzie. Wcześniej dzwoniłam, pytałam – jak maluch, jak Ewa. Odpowiedzi były grzeczne, ale chłodne.

Na „odbębnienie” przyjechałam z prezentami – i dla wnuka, i dla starszego syna Ewy. Przyjęła je bez emocji. Chłopak choćby nie podziękował. Ale nie obraziłam się, stwierdziłam, iż po prostu jest nieśmiały. Na pożegnanie powiedziałam Ewie: jeżeli będzie potrzebowała pomocy, niech da znać.

Minęły dwa tygodnie – i Ewa zadzwoniła. Okazało się, iż rozbolał ją ząb, a teściowa nie mogła przyjechać. Poprosiła, żebym została z dziećmi. Nie odmówiłam. Przyjechałam, wysłuchałam krótkie instrukcje i zostałam sama z niemowlakiem i jej synem z pierwszego małżeństwa.

Od pierwszych chwil starszy dał mi do zrozumienia: jestem tu nikim. Ignorował moje słowa, nie reagował, gdy go wołałam, kategorycznie odmawiał wspólnej zabawy. A potem zaczął grzebać w mojej torbie. Delikatnie, bez krzyku, zwróciłam mu uwagę. W odpowiedzi oświadczył: „To mój dom! Robię, co chcę!” – i kopnął mnie w nogę. Spróbowałam go upomnieć – uciekł do pokoju, a po chwili wrócił z pistoletem na wodę i zaczął mnie polewać prosto w twarz. Cierpliwość mi pękła. Zabraniem broń i stanowczo z nim porozmawiałam.

Później Ewa poprosiła, żebym go nakarmiła. Ledwo postawiłam talerz z zupą, a on zaczął nią pluć, rozsmarowując jedzenie po stole i ścianach. Byłam w szoku. Nie przez kaprysy – dzieci bywają różne. Ale przez całkowity brak jakichkolwiek granic i szacunku. Nikt mi nie powiedział, iż chłopak ma problemy, myślałam, iż jest zupełnie zdrowy. A zachowywał się nienormalnie. I nie wytrzymałam – gdy Ewa wróciła, zapytałam wprost: „Twój syn jest psychicznie w porządku?”

Spojrzała na mnie jak na wariatkę i spokojnie odparła: „Z nim wszystko w normie”. Odpowiedziałam, iż nigdy więcej nie zostanę sam na sam z jej synem, bo mnie bił, wyzywał, oblewał wodą i grzebał w moich rzeczach. Usłyszałam: „Powinnaś była znaleźć do niego sposób!”

Po tym wyszłam. Synowa przestała odbierać telefony. A gdy spytałam syna, kiedy zaproszą mnie do wnuka, zaczął się wymigiwać, aż w końcu powiedział: „Porozmawiaj z Ewą”. I podał jej słuchawkę. Ale ona odmówiła rozmowy. Przez Krzyśka przekazała, iż nie zamierza „obarczać mnie kontaktem z jej niewychowanym dzieckiem”.

Potem syn wysłuchał mojej wersji – opowiedziałam wszystko, jak było. Ale widocznie Ewa zdążyła mu wmówić coś innego. Odrzekł, iż trzeba „to wszystko przemyśleć” – i więcej nie dzwonił.

Teraz ja, babcia, nie mam prawa widywać własnego wnuka. Wszystko dlatego, iż nie chciałam być darmową niańką dla dziecka, które nie uznaje żadnych zasad. Gdyby Ewa choć raz zwróciła mu uwagę, wytłumaczyła, iż nie wolno bić dorosłych, iż grzebanie w cudzych rzeczach to nietakt, może nie doszłoby do tej całej awantury. Ale zamiast tego – cisza i odcięcie.

Nie chciałam kłótni. Nie pragnęłam waśni. Ale upokarzać się i zginać karku nie zamierzam. Jestem matką. Jestem babcią. I zasługuję choć na odrobinę szacunku.

Idź do oryginalnego materiału