Odszedł do “miłości życia”, a został sam: jak Lena przetrwała i znalazła prawdziwe szczęście

newsempire24.com 23 godzin temu

Dziennik Heleny:

“Dziś przypominam sobie tamten dzień, gdy Jakub stanął przede mną z błyszczącymi oczami i oznajmił: ‘Hela, pamiętasz naszą obietnicę, iż zawsze będziemy ze sobą szczerzy? Muszę ci powiedzieć prawdę. Zakochałem się. W innej. Wybacz, ale odchodzę. To ta jedyna, z którą chcę się zestarzeć. Jest wyjątkowa, jak… kosmos. To prawdziwe uczucie, ogromne jak wszechświat.’

Stał tak, jakby oszalał z zachwytu. A ja trzymałam się oparcia krzesła, żeby nie upaść. ‘O czym ty mówisz, Kuba? Jaka miłość życia? A kim ja jestem? Pamiętasz, iż mamy córkę? Półtora roku, Kuba. Półtora! Ja nie pracuję, a ty w wieku trzydziestu pięciu lat nagle postanowiłeś żyć jak w romantycznej bajce?’

Próbował coś dodać, ale uciekł do łazienki z telefonem. Pewnie pisał do swojej ‘gwiazdy’.

Tej nocy płakałam, tuląc śpiącą Zosię. Rano, związałam włosy w niedbały kucyk, ubrałam dziecko i poszłam do teściowej. ‘Helu, trzeba było mocniej trzymać faceta. Chodzisz jak żebraczka – stary sweter, zniszczone buty, a potem zdziwienie, iż mężczyzna odchodzi. Czasy są dziś szybkie. Kubuś znalazł tę jedyną. Nie jesteś pierwsza, nie ostatnia. Jak coś, przyjdź z Zosią, pomogę. A ty może też kogoś znajdziesz.’

Wracałam do domu, czując, jak coś we mnie umiera. Nadzieja. Iluzje. Marzenia.

Płakałam jeszcze trzy dni. Potem wstałam, otarłam łzy i zrobiłam to, co powinnam – złożyłam wniosek o alimenty i rozwód. Dość życia w przeświadczeniu, iż można to naprawić. Niech Jakub ma tę wolność, której pragnął.

Teściowa czasem pomagała, ale bardziej jakby z łaski. Paczka pieluch – jak błogosławieństwo. Kilkaset złotych ‘na słodycze’ – z miną dobrodziejki. Moja mama, mieszkająca w Poznaniu, przesyłała trochę pieniędzy, narzekając przez telefon, jak to życie niesprawiedliwe. Słuchałam, zaciskałam zęby i szłam dalej.

Minął rok. Zosia poszła do przedszkola, ja wróciłam do pracy. Pierwsze miesiące to był koszmar: choroba, kaszel, noce bez snu. Ale w końcu się ułożyło. Nowe życie miało swoje plusy – wolność, jasność, brak kłamstw. Czasem patrzyłam na ojców pod przedszkolem – zmęczonych, zirytowanych – i myślałam: ‘Dobrze, iż jestem sama.’

Aż pewnego dnia teściowa zadzwoniła: ‘Helu! Raduj się! Kubuś będzie ojcem!’ ‘Świetnie. Zdrowia mamie i dziecku,’ odparłam. I ze zdumieniem stwierdziłam – nie bolą mnie już te słowa. Znaczy – wyzdrowiałam.

Tydzień później – kolejny telefon. I płacz: ‘Helu! Tragedia! Kubuś miał wypadek! Jest w szpitalu! Jego Toyotę zmiażdżyło, ledwo żyje! Teraz będzie inwalidą!’

Zrobiło mi się go żal. W końcu to ojciec Zosi. Ale żal to nie powód, by wracać.

Kilka dni później znów dzwoniła: ‘Musisz zabrać go do siebie! Opiekować się nim!’ ‘Muszę? Dlaczego?’ ‘Przecież byliście małżeństwem! Tylko bez papieru! Macie córkę! On zawsze pytał o Zosię, kochał ją. I ciebie też. Po prostu się pomylił.’ ‘No to niech go teraz jego wymarzona kobieta pielęgnuje.’ ‘Ona go zostawiła! Powiedziała, iż nie chce kaleki! A ich dziecko chce oddać!’

‘To nie mój problem. On odszedł od nas. Widział Zosię raz, alimenty groszowe. Gdzie wtedy był jego obowiązek?’ ‘Jesteś okrutna! Powiem Zosi, jak porzuciłaś ojca w potrzebie!’ ‘Powiedz. Tylko zacznij od tego, jak on nas zostawił. I gdzie był, gdy Zosia płakała w nocy z gorączką. Nie boję się. Niech zna prawdę.’

W końcu teściowa zabrała syna do siebie. Okazało się, iż nie jest tak źle – Kubuś wrócił do zdrowia, chodzi o lasce. A ja spotkałam dawną znajomą, która powiedziała: ‘Hela, wiesz, iż Maria rozpowiada po całej Warszawie, iż to ty porzuciłaś Kubę, gdy był w śpiączce? Że żadnej kobiety nie było, a ty się rozwiodłaś, gdy on był nieprzytomny?’

‘Co?!’ ‘No! I iż ty zabraniasz mu widywać Zosię, a on biedaczek, a ty – wyrachowana jędza. Mówią, iż przez ciebie miał wypadek, bo się martwił…’

Wracałam do domu w osłupieniu. Jak można tak kłamać? Jak przekręcić wszystko? I najgorsze – znajdą się tacy, którzy w to uwierzą.

Zosia szła obok, szczebiocząc wesoło. ‘Mamo, mamo, przyszłyśmy! Czemu jesteś smutna? Z powodu babci? Taty?’

Skinęłam głową, nie mogąc mówić. ‘Nie martw się. Będę dobra – za nich oboje. Bardzo cię kocham, mamo.’

Wtedy, tuląc córkę, poczułam dziwną lekkość. Jakby ktoś zdjął mi z pleców worek cegieł. Już się nie złościłam. Niech mówią, co chcą. Prawda jest tutaj – małe, ciepłe ręce przytulone do mojej szyi. Oczy pełne miłości.

To jest szczęście. Nie bajki o wiecznej miłości. Nie obietnice. Taka bezwarunkowa, dziecięca miłość – i pewność, iż wszystko będzie dobrze. I na pewno będzie.”

Idź do oryginalnego materiału