Pewnego razu ojcu z nowo narodzonym dzieckiem nie pozwolono wejść na pokład samolotu. Na pomoc pośpieszył mu 82-letni nieznajomy.
Wojciech Nowak zawsze wierzył, iż rodzina to nie tylko więzy krwi, ale także gotowość do opieki nad tymi, którzy potrzebują ciepła i wsparcia. Sam wychował się w rodzinie zastępczej i od najmłodszych lat marzył, iż kiedy dorośnie, da dom jak największej liczbie dzieci.
Z pierwszą żoną, Anną, miał dwóch synów, którzy dawno już dorośli. Z drugą żoną, Katarzyną, adoptowali troje dzieci, by dać im troskę, której tak często brakuje w dzieciństwie. Wojciech często powtarzał:
jeżeli choć jedno dziecko dzięki nam poczuje się kochane i ważne, to już zrobiliśmy coś naprawdę znaczącego.
Mimo to małżeństwo marzyło też o własnym dziecku. I pewnego dnia, po latach oczekiwań, to marzenie się spełniło Katarzyna zaszła w ciążę.
Dwa miesiące przed planowanym porodem Wojciech postanowił zrobić żonie niespodziankę i zorganizował wyjazd nad morze do miejsca, o którym Katarzyna zawsze mówiła z ogromnym sentymentem. Chciał, by odpoczywała i nabrała sił przed tym ważnym wydarzeniem.
Ale życie potoczyło się inaczej. Niedługo po przyjeździe Katarzynę zabrano do szpitala z przedwczesnym porodem. Tam Wojciech dowiedział się, iż córeczka urodziła się za wcześnie, a on będzie musiał po nią wrócić, gdy tylko dokumenty zostaną przygotowane. Jego żona nie przeżyła porodu.
Wojciech odłożył wszystko i natychmiast wrócił do szpitala. Tam spotkał wolontariuszkę pełną energii i niezwykle troskliwą 82-letnią kobietę o imieniu Jadwiga Kowalska. Wysłuchała go uważnie, pomogła wypełnić wszystkie dokumenty i upewniła się, iż ojciec i noworodek mają wszystko, czego potrzebują.
jeżeli będzie wam czegoś brakować, dzwońcie śmiało powiedziała, odprowadzając ich.
Wojciech był pewien, iż następnego dnia wrócą do domu. Jednak na lotnisku podczas odprawy zatrzymał ich pracownik.
To pana córeczka? zapytał.
Tak skinął głow










