Ojciec odszedł po odkryciu romansu matki z kolegą, co doprowadziło do ogromnej awantury w domu.

newsempire24.com 1 tydzień temu

Ojciec odszedł, bo dowiedział się o romansie mamy z kolegą z pracy. W domu wybuchła straszna awantura.

– A czego się spodziewałeś? Cały czas sama jak palec! Ty tylko przy tym swoim wydziale dzień i noc. Ja jestem kobietą, potrzebuję trochę uwagi!

– A co powiesz, jeżeli twojego czułego Romanka wsadzę za kratki? Podrzucę mu coś, i zamknę, co? – zapytał tata lodowatym tonem, w którym buzowała wściekłość. Był operatorem w policji.

– Nie odważysz się! Nie odważysz! Sam wszystko zrujnowałeś!

Mama usiadła na kanapie i rozpłakała się. Tata już prawie spakował swoje skromne graty i kierował się do wyjścia. Stałem przy drzwiach z korytarza do salonu, gotowy rzucić się na próg, żeby go nie wypuścić. Co za głupota? Zawsze byliśmy zgodną, dobrą rodziną. Mama i tata nigdy się nie kłócili, śmiali się z tych samych żartów. Tak, tata spędzał dużo czasu w pracy, wracał potwornie zmęczony, marząc tylko o śnie. Ale te chwile, gdy udawało nam się być razem, pokazywały, iż wszystko jest w porządku! Jak mama mogła to tak zepsuć?! I czy tata naprawdę nie wybaczy?

– Gleb, nie odchodź – powiedziała mama z rozpaczą, odrywając dłonie od twarzy. – Wybacz mi! Nie odchodź. Wiesiek, nie podsłuchuj tutaj!

Ale nie ruszyłem się z miejsca. Stanąłem w przejściu. Dwunastoletni wtedy myślałem, iż uda mi się ich powstrzymać przed zniszczeniem tego, co uważałem za szczęśliwą rodzinę.

– Wicek, odsuń się – powiedział tata stanowczym tonem. Ten sam ton słyszałem, gdy dzwonił w sprawach służbowych. Nie w domu. Nie do nas.

– Nie odchodź! – poprosiłem.

– Puść mnie!

Wciąż tym samym głosem.

– Tato… a co ze mną?

Odsunął mnie jak krzesło i wyszedł z mieszkania. Wydawało mi się, iż tak się spieszył, żeby niczego nie zrobić. Nie tylko, żeby nie uderzyć mamy w gniewie, ale miał przecież służbową broń. Jego oczy płonęły takim gniewem, iż dobrze zrobił, odchodząc. Teraz to rozumiem. Ale tamtego dnia stał się dla mnie człowiekiem, który odsunął mnie jak mebel. A mama – tą, która stworzyła ten koszmar.

Roman okazał się, oczywiście, świnią i też rzucił mamę zaraz po tacie. Znalazła się w okropnej sytuacji. Mąż odszedł, kochanek ją zostawił, a syn obwinia ją za odejście ojca. Nie było jej łatwo, a tu jeszcze ja…

Zacząłem włóczyć się po nocy, wpadłem w złe towarzystwo. Najpierw były drobne kradzieże, potem zaczęliśmy się rozkręcać. Złapali nas na napadzie na jakiegoś bogacza – nie wszystkich. Miał ochronę, złapali dwóch, mnie i Darka. Tata, który był już wtedy szefem operacyjnych, przyjechał na komisariat, gdzie mnie trzymano. Nazwisko mieliśmy rzadkie – Sroka – i nie byłem Wiesławem Piotrowiczem, tylko Glebowiczem. Ktoś znał tatę, więc zadzwonił.

– Wychodź – rzucił mi.

– Spadaj – warknąłem przez zęby.

Wyciągnął mnie z celi.

– A Darek?! – wrzeszczałem, desperacko się wyrywając.

Tata wciągnął mnie na przesłuchanie i dwa razy mocno walnął w twarz. Rozmazując krew zmieszaną ze łzami po policzkach, nienawidziłem go coraz bardziej.

– Ile ty masz lat?

– Co? – nie zrozumiałem.

– Lat, Wicek! Piętnaście?

Zrobiło mi się śmieszno.

– Gratulacje! Nie wiesz, ile lat ma twój syn!

– Bo ty nie jesteś mój! – wrzasnął mi w twarz. – Wziąłem Galkę za żonę, bo była w ciąży. Myślałem, iż będzie dobrą żoną. A ona była – tu użył wulgarnego słowa – i została.

– To kto jest moim ojcem? – głupio zapytałem.

Podał mi chusteczkę i butelkę wody, wytrąłem twarz. Gleb usiadł naprzeciwko i powiedział:

– Przepraszam, iż cię uderzyłem. Bardzo mnie rozczarowałeś. Myślisz, iż nie mam swoich spraw?

– To idź się nimi zajmij – burknąłem.

– Wicek… W papierach jesteś moim. I alimenty płacę regularnie. Ale jeżeli tak dalej pójdzie – zrzeknę się ciebie. Niech cię zamkną – co mi do tego?

– A teraz?

– Co teraz?

– No, teraz… nie zamkną?

Pokręcił głową.

– A co z Darkiem?

– Słuchaj, Darek ma swojego ojca. Zamożna rodzina. Sami się załatwią. Ty lepiej o sobie pomyśl. Nie rozumiem, co wam się w więzieniu marzy? Myślisz, iż to wakacje? To piekło, Wicek. Młodocianiaki – piekło do kwadratu.

Nie chciałem do więzienia. Po prostu życie było puste i bolało, patrzenie na mamę też. Więc… szukałem rozrywki. Tymi myślami podzieliłem się z Glebem.

– Krótko mówiąc, nikt za ciebie wyboru nie zrobi. Albo zaczynasz żyć normalnie – uczyć się, myśleć o przyszłości. Albo kręta ścieżka, na końcu której zwykle jest źle. Nie chcesz do więzienia – zmień zachowanie. Wolny.

Poszedłem do wyjścia. W drzwiach zatrzymał mnie głos taty:

– I nie wiń mamy. W rozwodzie zawsze wina jest po obu stronach. A to, co o niej powiedziałem – to przez emocje. Zapomnij.

– Gleb… tato, przecież się kochacie! Może się pogodzicie? – zapytałem bez nadziei.

– O tym też zapomnij, synu.

Koledzy z paczki nie chcieli mnie wypuścić. Musiałem kilka razyW końcu zostałem w jego wydziale, a po latach, gdy już sam prowadziłem śledztwa, zrozumiałem, iż czasem najlepsze, co ojciec może zrobić, to odsunąć cię jak krzesło, żebyś nie wszedł mu pod nogi, gdy niesie coś ciężkiego.

Idź do oryginalnego materiału