Ojej, widziałyście tę kobietę, która jest w naszym pokoju? Już w swoim wieku… – Tak, zupełnie siwa. Pewnie ma wnuki, a mimo to oszalała na punkcie maluchów w swoim wieku…

newskey24.com 6 dni temu

O, widzieliście, dziewczyny, tę starą w naszej sali? zapytałem, spoglądając na łóżko przy oknie.
Tak, całkiem siwą. Pewnie ma już wnuki, a my się tylko zastanawiamy, co się stało w jej wieku odpowiedziała jedna z pielęgniarek, marszcząc brwi.

Moja matka wygląda młodziej niż ona. Ciekawe, ile lat ma jej mąż? dodałem, wyciągając rękę w stronę jej twarzy.
Cicha i ponura, nie rozmawia z nikim mruknęła kolejna, przyglądając się z ukrycia.

Nie wiadomo, jak się do niej zwrócić. Niektórzy mówią, iż ma na imię Antonina, ale może lepiej używać patronimiku podsunął pomysł lekarz, kiedy wchodził po kolejny raz.

Wtedy zaczęła się burzliwa dyskusja przy jednym z łóżek, gdy przyszła na chwilę na zewnątrz przyszła matka jednej z rodzących.

Los Antoniny był ciężki. Gdy jej syn Tonik miał cztery lata, cała rodzina zaraziła się tyfusem. Matka, ojciec, roczny brat i bardzo chory dziadek nie przeżyli. Od tego czasu opiekę nad Tonikiem przejęła surowa i władcza babcia Maria, której nie było pojęcia o miłości.

W czterdziestym pierwszym roku życia Tonik i Witek skończyli trzynaście lat. Mieszkali w różnych wioskach, ale przyjechali do centrum powiatu, by pracować w zakładzie przemysłowym, którego brakowało rąk.

To właśnie przy zakładzie poznali się, pracowali razem od młodych lat, nie szczędząc sił, ramię w ramię z dorosłymi.

W piętnastu lat Witek ruszył na front. Tonik, ognista dziewczyna o rudych włosach, chciała iść z nim, ale jej nie przyjęli. W tylnej części wojska mówili, iż przyda się jej praca przy produkcji.

W osiemnastym roku Tonik i Witek wzięli ślub, choć nie było jeszcze czasu w uroczystości po wojnie był trudny okres, a nie na świętowanie.

Z powodu niezadowolenia babci Maria Tonik przeprowadziła się do męża. Ich wioski oddalone były o trzydzieści kilometrów. Po roku urodził się syn, nazwany Wojciech. Młodzi rodzice byli szczęśliwi, dom wypełniła się idylicznym spokojem. Po latach trudnościach, które ich spotkały, zasłużyli na tę małą przyjemność.

Jednak szczęście nie trwało długo.

Gdy Wojtusia miał sześć lat, Tonik i jej mąż wciąż żyli blisko siebie, a wioska zazdrościła im spokoju. Wiktor pracował pirotechnikiem; jego piece słynęły w całej okolicy.

Pewnego zimowego dnia Wiktor został poproszony, by zainstalować piec w sąsiedniej wiosce po drugiej stronie rzeki. Wziął ze sobą Wojtusia, bo Tonik była w pracy. Był mroźny, a oni szli po zamarzniętej rzece.

Wiktor niósł ciężką skrzynię z własnymi narzędziami nie używał cudzych. Dziecko bawiło się i nie słuchało ojca, który nalegał, by szedł przy nim. Gdy zostali już dwa metry od brzegu, chłopiec poślizgnął się na śnieżną warstwę i wpadł w otchłań. Wiktor rzucił się na ratunek, ale…

Wtedy Antonina, mając już dwadzieścia pięć lat, straciła męża i syna. Nie mogła już żyć w domu, w którym każdy kąt przypominał o nich, i wróciła do wioski babci Marii.

Tonik zamknęła się w sobie, życie straciło sens. Nie myślała o nowej rodzinie. Dopiero, gdy Antoninie skończyło czterdzieści trzy lata, zdecydowała, iż czas spróbować jeszcze raz.

Świadoma trudności, które ją czekają, bała się jednak samotności bardziej niż wszelkich przeciwności. Jej wioska była odległa, dotarcie do niej nie było proste. Zima była surowa, więc przyjechała do szpitala wcześniej, by zapewnić dziecku odpowiednią opiekę.

Od rana Tonik była nieobecna, sunąc korytarzami szpitalnymi niczym cień. Wspominała, jak osiemnaście lat temu straciła ukochanego męża i syna. Czas nie uleczył bólu.

W końcu stała się mamą zdrowego chłopca, którego nazwała Dmytro. Zawsze pamiętała, jak Wojtek marzył o bracie.

Kup mi braciszka prosił. Tato zrobił mi tyle zabawek! Będę się bawił z braciszkiem.
Jak go nazwiesz? pytał ojciec.
Dmytrem! odpowiedział.
To będzie Dmytro! uśmiechnął się Wiktor, wymieniając spojrzenia z Tonik.

Tonik w tamtym momencie miała nadzieję, a Wiktor oczywiście o tym wiedział. Postanowiono nie rozmawiać z Wojtkiem o śmierci. Po utracie męża i syna Tonik straciła wiarę w życie.

Teraz pojawił się Dmytro, spełniając marzenie Wojtka.

Babcia Maria przywitała Tonik z noworodkiem z szpitalu niechętnie.

No i znowu płaczesz, szczęśliwa moja? głaskała Tonik, uspokajając synka.
Ty to wstyd, to naprawdę wstyd, mruknęła marszczona Maria. Cała wioska pewnie będzie o tobie rozmawiać.

Nie wychodzę na dwór od tygodnia. Bo zaraz ludzie zaczną pytać. Co mam im powiedzieć? Że moja wnuczka zwariowała? rzeczona Tonik.

Wioska plotkowała nieprzerwanie. Nic nie wytrącało z równowagi wiejskich ludzi bardziej niż niezamężna Tonik w wieku czterdziestu trzech i jej nowonarodzony syn.

Babcia nie szczędziła słów. ale po roku Maria, pełna wigoru mimo lat, nagle odszedła. Tonik opłakiwała, choć wiedziała, iż to babcia ją wyrosła i zostawiła w ramionach.

Dmytro wyrosł na prawdziwego przystojniaka wysokiego, ciemnowłosego, zupełnie nie podobnego do matki, którą kochał.

W siedemdziesiątym roku Tonik została babcią. Dmytro, dowiedziawszy się o narodzinach córki, pojechał razem z matką do szpitala. Jego żona, Świetlana, leżała na pierwszym piętrze.

Świetlano! Świetlano! krzyczał szczęśliwy ojciec. Pokaż dziecko!

Świetlana podeszła do okna, trzymając w ramionach maleństwo. Tonik uśmiechnęła się, wycierając łzy.

Och! Mamo, ona jest ruda! Patrz, jaka jest podobna do ciebie! mrugał syn. Dla Antoniny to była radość, widząc swojego małego, szczęśliwego wnuczka. Przyszło mu pod niebo, więc nie straszyło go już nic.

Idź do oryginalnego materiału