Podatek od psa to dziwna opłata. Głównie dlatego, iż nie obowiązuje w całej Polsce. O tym, czy jest pobierany, decydują bowiem władze samorządowe. W większości polskich miast i gmin już z tej daniny zrezygnowano. Ale w niektórych opiekunowie psów wciąż płacić muszą. A jeżeli tego nie zrobią, to grozi im kara w wysokości do 500 złotych.
Koniec fikcji
Wszystko jednak wskazuje na to, iż zarówno o karze, jak i o samym podatku od psa będzie można jednak niedługo zapomnieć. Jeszcze w tym roku do Sejmu ma trafić ustawa, która odbierze gminom możliwość pobierania daniny od opiekunów czworonogów. Złożenie takiego projektu zapowiedział poseł partii Polska 2050 Bartosz Romowicz. "Należy skończyć z utrzymywaniem fikcji" – stwierdził w rozmowie z PortalSamorzadowy.pl.
Fikcja to dobre słowo, co pokazują wpływy z tego podatku. Daninę od opiekunów psów pobiera aktualnie około 400 gmin, w tym duże miasta, jak np. Kraków. Maksymalna stawka, jaką mogą nałożyć, to 173,65 zł. A mimo to roczne wpływy są mizerne, bo wynoszą łącznie tylko 3,9 miliona złotych. To oznacza, iż wielu psiarzy po prostu skutecznie unika płacenia i nie boi się grożących za to kar. Pewnie dlatego, iż trudno je wyegzekwować.
Bartosz Romowicz zapowiedział, iż prace nad projektem ustawy znoszącej podatek od psów zaczną się jeszcze w grudniu, a posłowie będą nad nim głosować na początku przyszłego roku. I nie zanosi się na spory w tej sprawie, bo likwidacji tego podatku chce też opozycja. Poseł Janusz Kowalski z PiS zapowiedział nawet, iż jeżeli Romowicz w ciągu miesiąca nie przedstawi konkretnego planu zmiany przepisów, to on zgłosi do Sejmu własny projekt ustawy.
Jeśli choć jeden z tych polityków dotrzyma słowa, to w przyszłym roku opiekunowie czworonogów będą musieli po raz ostatni zapłacić podatek. I, niestety, będzie to większy wydatek niż w tym roku. Maksymalna stawka za jednego psa od przyszłego roku wzrośnie bowiem z 173,65 do 178,26 złotych.