Organizator zimowisk: "Rodzice oczekują zwrotu pieniędzy i grożą pozwami"

mamadu.pl 1 tydzień temu
Powoli zbliżamy się do półmetka ferii zimowych. Jedni wracają z zimowisk, obozów, odwiedzin u dziadków czy rodzinnych wyjazdów, drudzy dopiero zaczynają pakować walizki. Chwila wytchnienia od szkoły to doskonała okazja do naładowania baterii, regeneracji, a także kolekcjonowania niezapomnianych przeżyć. I na ostatnim punkcie się na chwilę zatrzymajmy.


Po opublikowaniu listu, w którym jedna z naszych czytelniczek opowiada o tym, co wydarzyło się na obozie syna, otrzymaliśmy kolejną, ciekawą historię. Tym razem swoimi spostrzeżeniami podzielił się z nami organizator zimowisk. Przeczytajcie same.

Wyjazd na ferie zimowe


"Każdy wyjazd wiąże się z licznymi potencjalnymi utrudnieniami i nieprzewidzianymi sytuacjami. Chcąc nie chcąc, pogoda jest taką sytuacją. Zakładając, iż dziecko właśnie wyjechało na ferie w Polsce, otrzymujemy na ten tydzień prognozy temperatury po 5-10 stopni powyżej zera. Tu nie będzie zabawy na śniegu, tylko w błocie. Oczywiście są miejsca, gdzie śnieg tak gwałtownie nie stopnieje, niemniej nie ma co liczyć na 'białe szaleństwo'.

Trudno mi się dziwić, iż są organizatorzy turystyki oferujący wyjazdy tzw. bezpieczne, gdzie realizowany program jest całkowicie niezależny od pogody. To, co się nigdy nie zmienia, to dwie sprawy – wybór zimowiska (organizatora, miejsca wyjazdu, programu – nie raz są świetne wyjazdy tematyczne) zawsze zależy od rodzica oraz zawsze znajdzie się przynajmniej jeden rodzic niezadowolony z oferty, którą wybrał dla swojego dziecka.

A gdyby organizator korzystając z tego, iż trafiła mu się idealna pogoda, zrezygnował z jakiejkolwiek aktywności wpisanej do programu, to zaraz znajdą się niezadowoleni rodzice oczekujący zwrotu pieniędzy i grożący pozwami.

Autorka listu pisze: 'Za moich czasów zimowiska oferowały proste i rozwijające zajęcia' (tego, o którym wspominamy na początku – przyp. redakcja). To są również moje czasy. Wtedy rodzic pozbywał się dziecka na tydzień lub dwa, w ośrodku zimowiskowym był telefon stacjonarny i rodzic na niego może dzwonił raz podczas turnusu (albo i nie dzwonił w ogóle), a dziecku nie wolno było samodzielnie korzystać z telefonu.

W pokojach były co najwyżej umywalki, a łazienki z natryskami były w osobnych pomieszczeniach, do których trzeba było przejść przez korytarz. jeżeli miało się szczęście to były dwa pomieszczenia – dla chłopców i dla dziewcząt, a jeżeli się nie miało szczęścia, to dziewczynki myły się pierwsze, a chłopcy dopiero po nich (lub odwrotnie, bo kiedyś chłopcy myli się szybciej – nie musieli tak długo suszyć włosów).

Rodzic nie wiedział, co się z jego dzieckiem dzieje – jeżeli jest dobrze, to po co zawracać głowę, a jeżeli byłoby źle, to albo kadra wychowawcza zadzwoni (albo sama sobie poradzi). Rodzic nie potrzebował tej wiedzy, dostawał opinie od wychowawcy po powrocie dziecka. Dziecko podczas pobytu skupiało się na 'tu i teraz' z kolegami i na zajęciach, a po powrocie samo opowiadało o swoich przygodach, budując więź z rodzicem.

Podsumowując – organizatorzy odpowiadają na oczekiwania (proszę nie mylić z potrzebami!) współczesnych rodziców. Rodzice powinni wypuścić dziecko spod klosza i wysyłać je bez sprzętu elektronicznego na wyjazd zorganizowany (ferie, kolonie letnie). Dziecko powinno się dobrze bawić z rówieśnikami niezależnie od przygotowanego programu. Program atrakcji powinien być dodatkiem do socjalizacji dzieci, paliwem dla motoru konwersacji i dobrej zabawy, a nie głównym punktem, wokół którego wszystko się kręci" – czytam w nadesłanym liście i odnajduję w nim wiele prawdy (pisownia oryginalna).

Idź do oryginalnego materiału