Dzisiaj podsłuchałam rozmowę w autobusie. Jakaś dziewczyna mówiła do kogoś: „Mój ojciec to człowiek sukcesu, a mama nic w życiu nie osiągnęła, nudna kura domowa”. I pomyślałam – to o mnie.
Beata siedziała u Ewy w kuchni i choćby nie próbowała powstrzymywać łez. Tydzień temu odszedł od niej mąż i musiała komuś wylać swoje żale.
Nie były bliskimi przyjaciółkami, znały się sąsiedzko. Kiedyś, po przeprowadzce do nowej dzielnicy, poznały się na spacerach z wózkami – ich dzieci były w podobnym wieku, mieszkały w sąsiednich blokach.
Ewa, w przeciwieństwie do Beaty, wróciła do pracy, gdy synek skończył pół roku. Teraz, po osiemnastu latach, obie przypomniały sobie tamtą kluczową rozmowę w parku.
– Naprawdę wracasz do pracy? A kto zajmie się dzieckiem? – w głosie Beaty słychać było mieszankę niepokoju i ciekawości.
– Na pół dnia będzie przychodzić niania – odparła Ewa. – Prawo zmienia się zbyt szybko, jeżeli wypadnę z obiegu, szef weźmie innego księgowego. Poza tym nie chcę stracić tej posady, potem trudno znaleźć rozsądnego pracodawcę.
– Mój Piotrek mówi, iż powinnam być z Maćkiem. Że kariera może poczekać…
– Kariera na nikogo nie czeka, Beato. Mój mąż też chciałby, żebym siedziała w domu. Ale znam swoją branżę – jeżeli trzy lata stracisz, trudno będzie nadgonić, a po pięciu – po prostu zostaniesz w tyle.
– Ale one są jeszcze takie małe – westchnęła Beata. – Szkoda zostawiać synka u obcej kobiety, do trzeciego roku życia dziecko ma być z matką, teraz wszędzie o tym mówią.
– Nie sądzę, żeby to było aż takie ważne. Znacznie istotniejsze jest to, żeby matce chciało się żyć. A dziecko, które widzi, iż mama sobie radzi, też czuje się dobrze. Reszta to szczegóły.
– No nie wiem, ja postanowiłam zostać z Maćkiem przynajmniej do przedszkola, Piotr zarabia wystarczająco…
– Świetnie, Beato, tylko mężczyźni gwałtownie przyzwyczajają się do pełnej obsługi, potem trudno się od tego uwolnić. Moja mama tak żyła i zawsze powtarzała, iż nie wolno zatracić się całkiem w rodzinie.
– No ale ja nie zamierzam wiecznie siedzieć Piotrowi na karku, jak Maćek podrośnie, pójdę do pracy.
Jednak macierzyństwo się przeciągnęło. Po czterech latach urodziła się córeczka, obowiązków przybyło. Mąż nie pomagał, bo wierzył święcie, iż opieka nad dziećmi to kobiece zadanie, jego rolą było zarabianie pieniędzy.
A gdy tylko usłyszał od żony „pójdę na pół etatu”, machnął ręką:
– Zwariowałaś? Masz dom, dzieci. Po co mi wiecznie zmęczona i zestresowana żona? Czy ja cię źle utrzymuję?
Gdy młodsze dziecko poszło do szkoły, Beata w końcu spróbowała wrócić do zawodu. Okazało się jednak, iż w architekturze teraz pracuje się w programach 3D, których nie znała, dawni koledzy zrobili kariery, wielu zostało szefami, jej doświadczenie było już nieaktualne. Na dodatek na rozmowach słyszała wprost: „Przecież pani od dziesięciu lat nie pracowała…”.
Nikogo nie interesowało, iż Beata skończyła z wyróżnieniem architekturę, do dwudziestu ośmiu lat pracowała w prestiżowej firmie, brała udział w dużych projektach. To było przeszłością. A teraz widziała, iż dzieci traktowały jej troskę jak coś oczywistego, nie doceniały jej wysiłku. Mąż wyraźnie miał kogoś na boku i wiedział, iż może kłamać bezkarnie – gdzie pójdzie gospodyni domowa?
Pewnego dnia próbowała go zawstydzić, ale Piotr tylko wzruszył ramionami:
– Sama tak wybrałaś.
***
Tymczasem Ewa łączyła karierę z macierzyństwem. Było ciężko, czasem czuła się winna: „Jestem złą matką”. Mąż na każdą prośbę o pomoc odpowiadał: „Moja mama wszystko ogarniała, a ty pracę stawiasz nad rodziną”.
Po piętnastu latach małżeństwa odszedł:
– choćby obiadu nie masz czasu ugotować! A Magda przynajmniej…
– Magda, ta z kadr? – przerwała Ewa. – Dawno chciałam zapytać.
Zmieszał się i nie odpowiedział. A Ewa spokojnie dodała:
– Powodzenia. Tylko pamiętaj o alimentach.
– To twoja kariera zniszczyła naszą rodzinę – rzucił Artur, rzucając klucze na stół.
Ewa powoli uniosła głowę:
– Nie. To ty ją zniszczyłeś, wy„Nie pozwoliłeś mi być sobą, a teraz winić mnie za to, iż znalazłam w końcu swoją drogę.”