2500 mieszkańców ma do dyspozycji tylko jeden sklep monopolowy w mieście Longyearbyen otwarty, jak podobne sklepy w całej Norwegii, w godzinach 10 – 18, w soboty do 16, a w niedzielę zamknięty.
12 listopada 2024 roku władze Spitsbergenu zniosły kartki na piwo i wódkę, dziurkowane przez personel sklepu. To jednak tylko kosmetyczna zmiana, ponieważ ich rolę przejęły komputery z ewidencją ludności i sprzedawca przy każdym zakupie alkoholu sprawdza spożycie klienta. Wielu z nich odchodzi z kwitkiem, ponieważ przekroczyli miesięczną „dawkę”. Alkohol mogą kupić tylko osoby ze stałym zameldowaniem na Spitsbergenie. Przysługują im miesięcznie 24 puszki piwa do 4,7 proc., dwie butelki mocnego alkoholu i pół butelki wina 14 – 22 proc. Słabsze wino sprzedawane jest w „rozsądnych ilościach”. Tym, którym odmówiono sprzedaży z powodu przekroczenia miesięcznego limitu, pozostają restauracje i puby. Tam cena kufla piwa wynosi 6 – 10 euro. Można je pić bez ograniczeń i jest serwowane od godziny 8, natomiast mocne drinki, jak kiedyś w PRL-u, od „magicznej” trzynastej z wykluczeniem niedzieli.
Władzę sprawuje tu gubernator i to przez jego biuro do 12 listopada przychodziły podania o wydanie kartek. – Rozpatrywanie wniosków zabierało zbyt dużo czasu, a druk był kosztowny – wyjaśniał na antenie kanału telewizji NRK gubernator Lars Fause. Przepisy są szczególnie drakońskie dla 500 Rosjan zamieszkałych w górniczym miasteczku Barentsburg, jednak jak stwierdził Fause, „oni potrafią je obejść”. Dodał, iż choćby jego biuro musi samo siebie prosić o przydział alkoholu na oficjalne przyjęcia i tak też musi robić rosyjski konsul generalny. – My spożywamy 147 litrów rocznie, Rosjanie proszą o 550 litrów, ale nigdy im nie odmawiamy.
System racjonowania alkoholu powstał tu w latach 20., jak w całej Norwegii, w której w wyniku referendów wprowadzono choćby kilkuletnią prohibicję. Była wiele razy liberalizowana i dzisiaj pozostała już tylko akcyza. Ten kraj ma najwyższe ceny alkoholu w Europie, ale Norwegowie kontynentalni mogą kupować go bez ograniczeń i legitymowania się. – O Spitsbergenie za każdym razem zapominano – stwierdził historyk Birger Amundsen, który w swojej książce napisał: „Racjonowanie alkoholu powstało w czasach, kiedy w kopalniach węgla na Spitsbergenie pracowali młodzi, nieżonaci mężczyźni, którym trudno było spędzać czas wolny w arktycznych warunkach i zimowych ciemnościach. Najpierw pozwolono im na zakup 16 butelek wódki miesięcznie, ale później z powodu szerzącego się alkoholizmu tę ilość regularnie zmniejszano aż do obecnej postaci”. „Dzisiaj, w XXI wieku, ten system jest jakimś absurdalnym przeżytkiem, który powinien zostać odesłany do muzeum, ponieważ przypomina kontrolę dziecka w przedszkolu. W dodatku w Norwegii nie ma obowiązku posiadania przy sobie dokumentów, ale na Spitsbergenie jest się legitymowanym choćby przy zakupie piwa” – dodał.