Polonistka na zwolnieniu
"Jestem mamą chłopca, który uczęszcza do 5 klasy szkoły podstawowej. Chciałam się z wami podzielić pewnym spostrzeżeniem. W szkole syna (dużej, publicznej podstawówce w wojewódzkim mieście) z tego co mi wiadomo, nie było dotychczas problemów z nauczycielami. Na razie mojego dziecka nie dotyczą takie przedmioty jak chemia i fizyka, więc może dlatego nie zauważałam braków w kadrze pedagogicznej" – zaczyna swój list mama 10-latka.
"Okazuje się jednak, iż władze szkoły mają naprawdę dziwne pomysły, jeżeli chodzi o zastępstwa na lekcjach, kiedy nauczyciel np. się rozchoruje. w tej chwili u mojego syna w klasie doszło do naprawdę kuriozalnej sytuacji. Jego polonistka jest na zwolnieniu lekarskim – nie ma jej już 2 tygodnie i wróci lada dzień, bo na początku grudnia. Oczywiście nie mam do niej żadnych pretensji, każdy czasem choruje i potrzebuje wziąć wolne, żeby podreperować swoje zdrowie.
Na czas jej nieobecności dyrekcja szkoły musiała jednak znaleźć zastępstwa dla wszystkich klas. Przez pierwszy tydzień zajęcia prowadziła druga polonistka, która równolegle z naszą uczy klas 4-8. W ostatnim tygodniu ta kobieta nie mogła już podjąć się tego zobowiązania".
"Przyszła pani bez wykształcenia"
Mama 5-klasisty opowiada o sytuacji, jaka miała miejsce w szkole: "Dyrekcja przydzieliła więc dzieciom kogoś innego na zastępstwo. 10-latkowie mieli lekcje polskiego z nauczycielką wspomagającą, która na co dzień uczy w klasach 1-3. Oczywiście nie mam żadnych zarzutów do tej kobiety, uważam, iż została rzucona na naprawdę głęboką wodę. Chodzi o to, iż dano jej zastępstwa w klasie syna tylko dlatego, iż uczeń, z którym ta kobieta współpracuje normalnie, był chory.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, ale wspomniana nauczycielka jest pedagogiem specjalnym, który ma wykształcenie, żeby uczyć w przedszkolu i klasach 1-3. W przypadku nauczycieli, którzy pracują z klasami starszymi, należy mieć wykształcenie kierunkowe, w tym przypadku skończyć studia z filologii polskiej. Przez tydzień dzieci na lekcjach oglądały ekranizacje szkolnych lektur, bo nauczycielka nie czuła się na siłach, żeby prowadzić z uczniami normalne lekcje polskiego.
Zupełnie jej się nie dziwię, również bym się tego nie podjęła. Być może robię z igły widły, bo takie zastępstwo uczniowie mieli tylko przez tydzień i nie dotyczy ich jeszcze presja nauki do egzaminu 8-klasisty. Co jednak gdyby polonistka była zmuszona iść na dłuższe zwolnienie, a zastępca musiałby przygotować uczniów do egzaminu? Dla mnie to jest nie do pomyślenia, iż dyrekcja szkoły w tak lekkomyślny sposób żongluje nauczycielami, którzy są odpowiedzialni za edukację dzieci" – kończy list mama 10-latka.
Od redakcji
Od kilku lat w polskich szkołach są ogromne problemy z kadrą pedagogiczną. Nauczyciele rezygnują z pracy w zawodzie z powodu niskich pensji, braku szacunku ze strony rodziców i uczniów, a także coraz mniejszego prestiżu związanego z zawodem nauczyciela. Zdarza się tak, iż kiedy jeden nauczyciel idzie na zwolnienie lekarskie, dyrekcja ma związane ręce i nie ma pedagogów z odpowiednim wykształceniem, żeby zastąpić tych, którzy są nieobecni.
W wyjątkowych sytuacjach, kiedy absencja ma być dłuższa, czasami istnieje możliwość zatrudnienia kogoś dodatkowego (jeśli oczywiście znajdzie się chętny pedagog), ale zwykle na krótkie okresy przypisuje się po prostu pedagogów, którzy będą z dziećmi mogli przeprowadzić lekcję na podstawie skryptów dla nauczycieli.
W przypadku powyższej historii najlepszym rozwiązaniem byłaby chyba wyrozumiałość dla władz szkoły i nauczycieli. Dyrekcja placówki edukacyjnej zapewne, gdyby miała inną możliwość, przypisałaby uczniom innego polonistę, a nie nauczycielkę wspomagającą, która posiada zupełnie inne wykształcenie.