Patrzyłaś, jak mój związek się rozpada: Próbowałam nie ingerować w relacje córki, a teraz mnie obwinia.

newsempire24.com 1 dzień temu

Moja córka Zosia to prawdziwy huragan. Wychowywałyśmy ją z mężem w spokoju, w naszym domku na obrzeżach Poznania, gdzie nigdy nie słychać było krzyków czy kłótni. Ale Zosia odziedziczyła charakter po mojej matce – wybuchowy, głośny, uparty. Babcia zawsze postawiła na swoim, potrafiła obrazić się o byle co i nikogo nie słuchała. Zosia, choć jej nie znała, jak w lustrze odtwarzała jej zachowanie. A to złamało mi serce.

Zosia nie znosi krytyki. Wszelkie rady trafiają u niej w próżnię, a czasem wręcz przyjmuje je z irytacją. Przez lata próbowaliśmy z mężem jakoś ją okiełznać, pokierować, ale nasze słowa odbijały się od niej jak groch o ścianę. Już w przedszkolu nauczyła się manipulować ludźmi, osiągając swoje z anielskim uśmiechem. Słyszała tylko to, co chciała, a nie to, co powinna. Każda uwaga ją raniła, wywołując płacz i histerię. Dorastanie było dla nas piekłem. Bałam się, iż wpadnie w złe towarzystwo, zacznie palić albo, nie daj Boże, zajdzie w ciążę. Na szczęście tak się nie stało, ale nerwy zniszczyła nam do cna.

Kiedy Zosia skończyła liceum, oznajmiła, iż jest dorosła i wyprowadza się. Spakowała plecak i z koleżanką wynajęła mieszkanie w centrum. Na studia machnęła ręką – w końcu ważniejsze było zarabianie pieniędzy. Przez dwa lata prawie się nie widywaliśmy. Rzadko odbierała telefon, nigdy nie wpadała z wizytą. Starzałam się z niepokoju, każdej nocy wyczekując telefonu ze szpitala albo policji. Ale potem coś się zmieniło. Zosia zaczęła zaglądać do nas w weekendy, najpierw rzadko, potem częściej. Piliśmy herbatę, omijając przeszłość, a ja miałam nadzieję, iż burza wreszcie ucichła.

Próbowałam uczyć ją gotować, pokazywałam, jak ogarnąć dom, ale ucinała: „Sam wszystko wiem!”. niedługo okazało się, iż Zosia poznała chłopaka – Kacpra. Spokojny, dobroduszny, potrafił ugasić jej wybuchy, zamieniając kłótnie w żarty. Przy nim wydawała się szczęśliwa, zrównoważona. niedługo wzięli ślub, a ja odetchnęłam z ulgą, myśląc, iż córka w końcu dojrzała. Jakże się myliłam.

Ich małżeńska sielanka trwała zaledwie kilka miesięcy. Prawdziwa natura Zosi wzięła górę. Po każdej awanturze z Kacprem wpadała do nas i zostawała na noc. Wiedząc, jak nienawidzi rad, milczałam, obserwując z boku. Pewnego dnia przysięgła, iż już nigdy nie wróci do męża. A po dwóch dniach godzili się, jakby nigdy nic. Trzymałam język za zębami, bo bałam się spłoszyć jej kruche szczęście.

Ale cierpliwość Kacpra nie była nieskończona. Pewnego dnia, gdy Zosia wróciła po kolejnej kłótni, znalazła kartkę. Kacper odszedł, proponując rozwód. Tego dnia córka wpadła w prawdziwą histerię. Mąż ją zostawił, a do tego zwolnili ją z pracy. Przez dwa tygodnie opiekowałam się nią jak dzieckiem: gotowałam, rozmawiałyśmy wieczorami, próbując ją oderwać od smutku. Aż pewnego dnia, wchodząc do mieszkania, zobaczyłam Zosię z walizką w dłoni.

„To wszystko przez ciebie!” – rzuciła mi od progu.

„Dzień dobry, kochanie. Dlaczego się pakujesz? Co ja zrobiłam?” – zapytałam, zupełnie zdezorientowana.

„Jesteś winna, iż Kacper mnie zostawił! Widziałaś, jak mnie znosił, mogłaś coś powiedzieć!” – krzyczała.

„Nigdy nie słuchałaś moich rad, zawsze mówiłaś, iż sobie poradzisz” – przypomniałam.

„A ty próbowałaś raz i tylko patrzyłaś, jak moje małżeństwo się rozpada!” – każde jej słowo ciąło jak nóż.

„Nie mów tak! Nie jestem winna waszym awanturom. Jesteście dorośli, sami decydowaliście. Co ja mam z tym wspólnego?” – próbowałam się bronić.

„No tak, ty nigdy nie jesteś winna! Dzięki za tę twoją „pomoc”! Miałam rację, gdy wyjechałam od was po szkole. Szkoda, iż wróciłam!” – wypaliła i wybiegła, zatrzaskując drzwi tak mocno, iż szyby zadrżały.

Zostałam w ciszy, kompletnie oszołomiona. Przez te wszystkie dni otaczałam ją troską, nie wtrącałam się w jej życie, tak jak tego chciała. A w jej oczach to ja jestem źródłem wszystkich nieszczęść. Moja dziewczynka wciąż nie dorosła, wciąż szuka winnych swoich porażek. Serce mi pęka, gdy myśli, iż jestem złą matką. Ale zmęczyło mnie już przekonywanie jej. To jej życie, niech robi, co chce. Tylko dlaczego to tak boli?

Idź do oryginalnego materiału