Z elegancką skórzaną walizką w dłoni i pewnością w każdym kroku, Marek Nowak gwałtownie przemierzał terminal lotniska. Po latach ciężkiej pracy i nieprzespanych nocy właśnie awansował na asystenta dyrektora w rozwijającej się firmie deweloperskiej.
By uczcić ten sukces – i przygotować się do ważnego spotkania w innym mieście – wykupił bilet w pierwszej klasie. Nie tylko dla komfortu, ale bo uważał, iż na to zasłużył.
Wszedł na pokład samolotu, skinął uprzejmie głową stewardessie i zajął miejsce przy oknie. Przestronne, ciche, idealne.
Gdy samolot ruszył, Marek otworzył laptopa i rozłożył notatki do prezentacji. Siedzące obok miejsce było wciąż puste. W duchu miał nadzieję, iż tak pozostanie.
Samolot wystartował gładko. Marek popijał gazowaną wodę i przeglądał slajdy. Wszystko szło idealnie.
Aż do chwili, gdy…
– Przepraszam pana – usłyszał cichy głos.
Spojrzał w górę. Przed nim stała stewardessa, a za nią kobieta około trzydziestki, trzymająca na rękach zapłakane, czerwone z wysiłku dziecko.
– Zajmie miejsce obok pana. Jej synek ma problemy z uszami, więc poprosiła o miejsce z przodu, gdzie jest trochę ciszej.
Marek zmrużył oczy. – Co? Dlaczego tutaj? Zapłaciłem za ten bilet, żeby pracować w spokoju. Nie może usiąść gdzie indziej?
Matka nie odezwała się ani słowem. Jej oczy były zmęczone, a ręce delikatnie kołysały płaczące dziecko.
– Rozumiem – powiedziała stewardessa – ale to jest jej przydzielone miejsce, więc…
– Powinna jechać pociągiem albo autobusem, jeżeli nie potrafi zająć się dzieckiem – warknął Marek. – Dlaczego ja mam cierpieć przez czyjeś kiepskie planowanie?
Inni pasażerowie spojrzeli w ich stronę. Jedna kobieta pokręciła głową, a mężczyzna zmarszczył brwi z dezaprobatą.
– Jutro mam ważne spotkanie. Potrzebuję odpoczynku – ciągnął Marek. – Czy pani w ogóle wie, jak istotna jest ta podróż dla mnie?
Głos stewardessy stał się twardszy. – Proszę o współpracę. Niech pan pozwoli jej zająć swoje miejsce.
Marek skrzyżował ręce i głośno prychnął. – Niewiarygodne. Absolutny absurd.
Wtedy z tylnego rzędu podniósł się wysoki, spokojny mężczyzna po sześćdziesiątce, elegancko ubrany.
– Proszę pani – zwrócił się łagodnie do matki – niech pani zajmie moje miejsce. Jest tam trochę więcej prywatności.
– Jest pan pewien? – zapytała niepewnie.
– Oczywiście.
Kobieta skinęła z wdzięcznością i przeszła na nowe miejsce.
Marek choćby nie podziękował. Wcisnął przycisk wezwania.
– Tak, panie Nowak? – zapytała stewardessa.
– Poproszę whiskey. Najlepszą, jaką mają. Bez lodu.
Resztę lotu spędził, udając, iż czyta, od czasu do czasu rzucając spojrzenie w stronę dziecka, które już dawno przestało płakać.
Gdy samolot wylądował, Marek wyszedł szybko, spiesząc się do hotelu. Gdy szedł przez terminal, zadzwonił telefon.
To był jego szef.
– Witam, panie Kowalski – powiedział pewnie. – Właśnie wylądowałem.
Szef nie odpowiedział na powitanie.
– Marek – rzekł zimno – co się u diabła stało na tym samolocie?
Marek zastygł. – O co chodzi?
– Nie widziałeś internetu?
– Nie…
– Jest nagranie. Ty, krzyczysz na matkę z płaczącym dzieckiem. Jest wszędzie. Jakiś nastolatek w pierwszej klasie nagrał całą scenę. Ma już dwa miliony wyświetleń. I zgadnij co? Logo naszej firmy jest wyraźnie widoczne na twoim laptopie.
Marka ścisnęło w żołądku.
– Skompromitowałeś firmę. Jesteśmy marką rodzinną, Marek. Masz pojęcie, jak bardzo to nam szkodzi?
– Nie wiedziałem, iż ktoś nagrywa…
– Nie powinno cię to interesować. Myślisz, iż tak chcemy się prezentować? Komentarze są bezlitosne. Zarząd już do mnie dzwonił.
Marek nie potrafił wydusić słowa.
– Zawieszamy cię. Natychmiast. Porozmawiamy za tydzień. Może.
Rozmowa się urwała.
W hotelu Marek siedział w ciszy, wpatrując się w ekran laptopa. Obejrzał nagranie.
Zobaczył siebie – rozdrażnionego, podnoszącego głos, rzucającego sarkastyczne uwagi, podczas gdy zmęczona matka stała cicho, próbując ukoić dziecko.
Komentarze były bezlitosne:
„Ten gość uważa, iż dziecko to niedogodność, a jego ego jest głośniejsze niż jakiekolwiek niemowlę.”
„Szacunek dla starszego pana, który oddał swoje miejsce. To prawdziwa klasa.”
„Potrzebujemy więcej życzliwości w samolotach, a mniej Marków.”
Ale komentarz, który uderzył go najmocniej, pochodził od kogoś, kto rozpoznał kobietę:
„To pielęgniarka. Leciał„To pielęgniarka. Leciał do hospicjum dla dzieci w innym mieście, by opiekować się ciężko chorymi podopiecznymi, a jej syn miał zapalenie ucha i cierpiał.”