Pierwsza wycieczka w góry? Zacznijcie od skałek!

ladnebebe.pl 5 godzin temu

Wakacje w toku i dla wielu z nas oznacza to pierwszy wyjazd z dzieckiem w góry. Nie z nosidłem, nie z wózkiem, tylko na szlak, na wędrówkę o własnych siłach. Obaw jest sporo, bo przecież mówimy o dość męczącej aktywności fizycznej. Jak się przygotować i od czego zacząć, by zarazić dzieci wędrówkami w górach? Nasz sposób to zacząć od wędrowania po skałkach!

Uwierzcie: wyjazd na pogórze czy skalistą wyżynę może być dla dzieci dużo ciekawszy niż spacer za rękę asfaltem do Morskiego Oka. Wyobraźcie sobie tylko: tatrzański korek, drogi parking (i potem presja, żeby było warto!), tłum ludzi, no i ten nieszczęsny asfalt na drodze im. Oswalda Balzera.

Morskie Oko odwiedza niekiedy 15 tysięcy turystów dziennie! Zdarzało mi się nieraz tamtędy iść i widzieć dzieci marudzące, jęczące, popędzane, pytające „daleko jeszcze?” i oszukiwane przez wykończonych marudzeniem rodziców, iż „już niedługo”. Choć Morskie Oko to ikona polskich gór i nasz symbol narodowy, nie jest to dobre miejsce na pierwszy górski samodzielny spacer dzieci. Mimo iż TPN rekomenduje trasę jako łatwą i dostępną dla wszystkich, w tym dla wózków.

Wyprawa w góry? Musi być fun!

Sens wychodzenia w góry to zabawa. Dotyczy to zarówno dorosłych, jak i dzieci. Na utartych szlakach prowadzących przez monotonny, wyasfaltowany las zabawy jest jak na lekarstwo. Dzieci nie pokochają takich wycieczek, chyba iż w trakcie trzygodzinnego marszu będziemy je zabawiać – a to z kolei może wyczerpać zasoby rodzica. Maluchy, gdy słyszą „wycieczka w góry”, wyobrażają sobie widoki co najmniej jak na Mordor czy bajkowe wzgórza znane z ojczyzny Vaiany. Liczą na przepaście, wielkie przestrzenie i mosty linowe na wysokości.

Cóż – na turystycznej ścieżce do Morskiego Oka trudno coś takiego znaleźć, zresztą w innych miejscach w Polsce też, chyba iż wjedziemy kolejką na Kasprowy Wierch lub odbędziemy 25-kilometrową wyprawę w Tatry Wysokie – a przecież nie o to nam chodzi. Konfrontacja wyobrażeń z rzeczywistością („Mamo, gdzie te góry? To zwykły las!”) może bardzo osłabić motywację do wędrowania.

Męczące są też niższe góry, zdominowane przez turystów i zatłoczone, jak popularne i łatwe szlaki w Sudetach. Dzieci nie docenią niestety piękna ciemnego lasu ciągnącego się za barierką, odległego widoku z dołu na Rysy ani subtelnych łagodnych pagórków wyłaniających się z oddali. Gdy dojdą już do Morskiego Oka, prawdopodobnie zmęczenie przysłoni im postrzeganie rzeczywistości. Nie będą mogły wejść do jeziora, a na lody trzeba będzie czekać w kolejce. Dzieciom potrzeba konkretnego „wow” tu i teraz; nie po trzech godzinach marszu – tylko przez całe jego trwanie. Jak znaleźć takie miejsce „wow”, które jednocześnie nie jest zadeptywane jak Szczeliniec czy Morskie Oko w sezonie? Mam dla was wskazówkę.

Skałki zamiast Gubałówki

Wszystkie „namacalne atrakcje”, czyli wyjątkowo wyglądające skały, tajemnicze przejścia, zróżnicowany, otwarty teren, relatywnie (dla dzieci) spore ekspozycje i rozległe przestrzenie, a także bonusy w postaci zamków i jaskiń oferują skałki – na przykład w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Podobnie jest na Pogórzu Karpackim i Sudeckim, w Górach Kaczawskich czy na Pogórzu Dynowskim. Naprawdę nie musimy wspinać się na Sokolicę, Giewont ani iść do Morskiego Oka, by pokazać dzieciom piękno wędrowania w skalistym terenie.

Jednocześnie w tych „niegórskich” miejscach dzieci spokojnie poradzą sobie o własnych siłach: bez marudzenia i bez „daleko jeszcze?”. A czuć się będą jak zdobywcy! Szlaki wyżynne i na pogórzach są zaprojektowane w taki sposób, iż zwykle da się robić kilkukilometrowe pętle, a więc przeżyć z przedszkolakami i wczesnymi szkolniakami szczęśliwy dzień bez wzywania na pomoc GOPR-u.

A może Jura Krakowsko-Częstochowska i Szlak Orlich Gniazd?

Na pierwszą „górską niegórską” wycieczkę proponujemy wybrać się na piękną Jurę, czyli część Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej z malowniczymi jurajskimi ostańcami. Zamiast kierować się na jeden z licznych zamków Kazimierza Wielkiego (proponowane w niemal każdym przewodniku rodzinnym), obierzcie za cel mniej popularne skałki. Nasza wycieczka wybrała rezerwat przyrody Sokole Góry koło jurajskiego Olsztyna – nazwa, jak się domyślacie, działa na dziecięcą wyobraźnię.

To takie „prawie góry”, a jednak nie tak męczące i niewymagające pokonywania aż takich dalekich tras. Przewyższenia nie są tu duże, ale dzieci z pewnością odczują różnice terenu dochodzące niekiedy do 250 metrów (typowy zakres przewyższeń na szlakach Jury to 50-150 metrów). Spacer jest więc przyjemny, ale nie monotonny. Po drodze możecie liczyć na: brak turystów, dzikie zwierzęta, jagody, które można zbierać (w parkach narodowych, na przykład w Tatrach, Górach Stołowych i Karkonoszach, jest to zabronione).

Do tego w kilku miejscach natkniecie się na interesujące formacje skalne, zachwycające wręcz strukturą. Dzieci mogą się w nich bawić, chować, wspinać, eksplorować. Jura Krakowsko-Częstochowska to także tradycyjny wypas owiec – zupełnie jak na Podhalu! Urocze owieczki kręcą się po halach na wapiennych pagórkach. Są też jurajskie jaskinie – niektóre z nich to niebezpieczne leje krasowe, do których wejście jest zabezpieczone barierkami.

Uważajcie! Tu i ówdzie realizowane są kursy dla grotołazów – warto poobserwować, jak wyposażeni w czołówki, spuszczają się w dół mrocznych jam na linach, w specjalnych kaloszach.

Emocje w jaskinii

Towarzyszący mi wujek moich dzieci ma uprawnienia grotołaza i taternika – dzięki czemu możemy wraz z nim bezpiecznie zwiedzić choćby te niedostępne dla turystów jaskinie. Są naprawdę niesamowite! jeżeli chcecie tak jak my poznać ich piękno, na spokojnie i bezpiecznie, polecamy Jaskinię Głęboką w Podlesicach – można do niej wejść z przewodnikiem, wejścia realizowane są co kilkadziesiąt minut.

Może zobaczycie nietoperze, a może – tak jak my – jaja i kokony bardzo dziwnego pająka? Dreszcz emocji gwarantowany, a jest dużo bezpieczniej niż w jaskiniach dostępnych dla turystów w Tatrach. Obok znajduje się ośrodek edukacyjny, gdzie poznacie więcej ciekawych szczegółów dotyczących geologii i przyrody Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Warto tam pójść!

Udana wycieczka górsko-wyżynna

Gdy mamy już wybraną trasę i konkretną lokalizację na trekking, czas przystąpić do przygotowań. Możliwe, iż część z was doskonale wie, jak się zabrać do pakowania na górski marsz. Z mojego doświadczenia wynika jednak, iż nie są to rzeczy oczywiste. Zbyt wiele razy widziałam na popularnych szlakach, na przykład w Bieszczadach czy Sudetach, dzieci popędzane przez rodziców czy ciągnięte w górę na siłę, całkowicie nieprzygotowane sprzętowo. Najczęściej były po prostu zmęczone, znudzone lub miały obtarte nogi w plastikowych sandałkach czy tenisówkach.

Co to oznacza? Że podstawowe sprawy, takie jak możliwość odpoczynku i zebrania sił (psychika jest najważniejsza!), a także zadbanie o atrakcyjność wyprawy i komfort marszu, muszą być zapewnione. O uatrakcyjnieniu powiem w następnym akapicie, teraz skupmy się na komforcie. Nikt z nas nie jest sobą, gdy jest mu za zimno, za gorąco, jest głodny lub spragniony. Na każdej, choćby krótkiej wycieczce musicie więc mieć przede wszystkim jedzenie, picie i komfortową odzież.

Jaką? Na pewno lekką, termoaktywną, czyli taką która dopasuje się do zmieniających się warunków pogodowych i nie narazi was na spocenie się. Na pogórzu czy wyżynie nagłych ataków niepogody nie ma, ale w górach są one normą. Trzeba więc mieć ubrania na każdą sytuację – wiatr, deszcz, zimno i upał. Niestety. Z pomocą przychodzą na szczęście profesjonalne stroje sportowe od marki Jack Wolfskin. Co powinniśmy mieć na sobie podczas górskiej wycieczki?

Spodnie 2 w 1, czyli z odpinanymi nogawkami. Prosta i niezwykle praktyczna rzecz dla wszystkich piechura, nie tylko górskiego. Nogawki przypinamy, kiedy wchodzimy do jaskini lub gdy zrobi się chłodniej. Nie zajmują dodatkowego miejsca w plecaku, są oddychające, czyli nie będą grzały jak dresy ani też nie zmarzniemy w nich, gdy się spocimy, a temperatura następnie spadnie. Tego typu spodnie są niezwykle praktyczne.

Lekkie T-shirty. Niektórzy rodzice wolą bluzki merino czy bieliznę termoaktywną syntetyczną. Z mojego doświadczenia wynika, iż dzieci pocą się mniej niż dorośli, rzadko widujemy je przecież z plamami potu na plecach, mimo iż na placach zabaw szaleją bardziej niż my na siłowni, prawda? Więc t-shirty z bawełny lub bawełny z dodatkiem syntetycznych włókien przeważnie dzieciom wystarczają. Typowo termoaktywne „base layers”, czyli warstwy spodnie, daję dzieciom dopiero, gdy idziemy na szlak powyżej 1500 metrów n.p.m. – tam prawdopodobieństwo zmarznięcia czy przewiania wzrasta.

Polar i kurtka softshell na wypadek zmiany pogody. Lekkie, niezawodne materiały na okrycia wierzchnie, które są niezbędne w szafie każdego małego turysty. Łatwe w praniu, trudne do zniszczenia, praktyczne. Warto mieć te ubranka na cały rok, nie tylko na wakacje. Kurtka softshell (lekka tkanina chroniąca przed wiatrem i wodą, oddychająca) będzie idealny na wiatr i deszcz, a polar to dodatkowy ocieplacz. Uwielbiam polary i softshelle, to dla mnie podstawa całorocznej garderoby moich dzieci i mojej outdoorowej.

Obuwie. Właściwie od tego należałoby zacząć, żadne ubranie bowiem nie jest w górach tak ważne jak buty. To one gwarantują komfort marszu i bezpieczeństwo. Bardzo polecam zainwestowanie w buty wodoodporne – nie kalosze, ale sportowe sneakersy aka „trekkingi”, które mają pokrycie z materiału na lekki deszcz, czy parę kropli ze strumienia. W wielką ulewę i tak nie będziecie nigdzie szli, prawda?

Chodzi o to, by but wytrzymał lekkie zmoczenie, ale jednocześnie był oddychający i z solidną podeszwą. Tylko grubsza i sztywniejsza da dzieciom stabilność i dobre tarcie na skałkach. Uwaga: górskie buty nie muszą być za kostkę. Porozmawiajcie z jakimkolwiek trail runnerem (wasze dzieci mogą mieć z ich stylem życia wbrew pozorom wiele wspólnego!), a przekonacie się, iż zwłaszcza latem odchodzi się już od topornych butów górskich czy kleterek „jak za dawnych czasów”.

Ważne: buty dziecka powinny być wygodne. Te górskie można śmiało kupić o pół numeru czy choćby o jeden numer za duże (dotyczy to także dorosłych). Chodzi o to, iż przy schodzeniu ze szlaku stopa przesuwa się do przodu, ponadto puchnie, co może powodować dyskomfort. Warto zabrać plastry na odciski i dodatkowe wkładki, gdyby jednak maluch w połowie wycieczki zaskoczył was informacją, iż „nie jest mu wygodnie”.

Jack Wolfskin to marka, którą mamy już przetestowaną wielokrotnie w znacznie poważniejszych górskich warunkach, między innymi w śniegu tatrzańskim na wysokości 1700 metrów n.p.m. Poza tym lubimy Jacka za uniwersalny design i za to, iż górskie ubrania tej firmy nadają się też na rower w Warszawie, jogę czy po prostu do noszenia na co dzień. Kupując więc sprzęt na szlak, w rzeczywistości inwestujemy w wyposażenie outdoorowe na niemal cały rok, również do miasta. Z euforią stwierdzam, iż ja wbiłam się w superwygodne legginsy Jack Wolfskin z szerokim elastycznym pasem… pomimo siódmego miesiąca ciąży! Po prostu ubrania dla wszystkich i na każdą „aktywną” sytuację.

Bardzo polecam nowy model plecaka tej marki – mój to Trailflair Lite 40, spory, największy plecak turystyczny, jaki do tej pory miałam, idealny na dalsze wypady. Tym razem schowałam do niego sprzęt wspinaczkowy i kilka par butów do wspinaczki, ale planuję używać go na wędrówkach górskich od schroniska do schroniska – wyprofilowane, sztywniejsze plecy i pas biodrowy sprawdzają się genialnie u kobiety w ciąży, więc zakładam, iż dla osoby „bez dodatkowych gabarytów” ten plecak jest wręcz ultrakomfortowy, mimo sporej ładowności. To plecak na lata.

Buty dla chłopców cenowo mieszczą się w przedziale nieco lepszych adidasów, a gwarantują niesłychany komfort i jakość aktywnym dzieciom. Wiem, iż nie muszę już dokupywać nic innego na wakacje – te buty są idealne na szlak, rower, na lekki deszcz, na obóz sportowy i pewnie przydadzą się jeszcze długo jesienią do chodzenia po mieście. Jedyne, czym nie są – nie zastąpią sandałów, ale na to chyba nikt by nie liczył…

Plecak: za, a choćby przeciw

Być może zastanawiacie się, czy dziecko powinno na pierwszej wyprawie w góry mieć własny plecak. Zaskoczę was i powiem: nie. Chodzę z dziećmi po górach, od kiedy skończyły trzy lata (i chodzą same, bez nosideł czy chust, nigdy nie musiałam tego w górach używać). Jestem przekonana, iż gdybym od początku dołożyła im na plecy ciężar, zniechęciłyby się do wędrowania. W moim odczuciu pierwszy wypad w góry może się odbyć bez plecaka – na wyżynę tym bardziej.

Najważniejszy jest bowiem… plecak rodzica. To on powinien nieść cały sprzęt i odpowiedzialność za to, co potrzebne dzieciom: dodatkowe ubrania, apteczkę, picie, jedzenie, koc lub podkładkę do siedzenia, ewentualnie sprzęt sportowy, inne gadżety, czołówki, mapy itd. Oczywiście na kolejne wyjścia w góry, szczególnie te ambitniejsze i dalsze, możecie proponować dzieciom własne plecaczki. Według mnie jednak to już kolejny poziom wtajemniczenia – dla dziecka, które przywykło do wędrówki i czuje z niej naturalną przyjemność.

Dopóki ten etap nie nastąpi, minimalizowałabym wszelki dyskomfort i ograniczenia nakładane na dzieci, by wycieczka kojarzyła im się przede wszystkim z zabawą w naturze. Na pewno plecaka w góry nie polecam dzieciom poniżej piątego roku życia.

Pierwsza wycieczka w góry = świetna zabawa

Pierwsza wycieczka górska – choćby parogodzinna i choćby na wyżynie – może być fantastycznym przeżyciem. Warto z dziećmi odbyć rozmowę o tym doświadczeniu, zapytać o wrażenia, trochę podkręcić atmosferę, na przykład prowadzić dziennik wyprawy czy – to już na serio – wpisywać pokonane kilometry do książeczki turystycznej PTTK (jest dostępna w wielu punktach turystycznych i siedzibach PTTK).

Po wyprawie dzieci mogą otrzymać odznaki, co z pewnością zmotywuje je do dalszych wycieczek, na przykład w Góry Świętokrzyskie czy Beskidy. By uniknąć przykrych niespodzianek, zachęcam, by wziąć na szlak biodegradowalne mokre chusteczki z 99% wody, butelkę wody „z dzióbkiem” do mycia, miniapteczkę (środek na ukąszenia, odkażacz, plastry, folia NRC, bandaż, tabletki na podstawowe dolegliwości). Przyda się też dziecięca łopatka, gdy komuś zachce się skorzystać z leśnego WC.

***

Materiał powstał we współpracy z marką Jack Wolfskin.

Idź do oryginalnego materiału