Po 12 latach wrócił, a ból znów odżył, jakby to było wczoraj

twojacena.pl 1 tydzień temu

Poznałam Radka na imprezie u wspólnej koleżanki — był błyskotliwy, czarujący, uśmiechnięty, zdawał się świecić od środka. Wtedy po raz pierwszy naprawdę się zakochałam. Przed nim nie miałam żadnych romansów — wychowałam się w małym miasteczku, surowe zasady, nauka ponad wszystko. Rodzice nie pozwalali mi choćby myśleć o chłopakach. Zazdrościłam koleżankom, które były w związkach, ale trzymałam się swojej drogi: najpierw dyplom, potem może rodzina.

Ale Radek przewrócił wszystko do góry nogami. Zbliżyliśmy się gwałtownie — był kimś, na kogo czekałam całe życie. Kwitłam przy nim, a on, wydawało się, też. choćby moi surowi rodzice zaakceptowali nasz związek, i niedługo wzięliśmy skromny ślub. Rok później przyszli na świat bliźniacy — Kuba i Tomek. To było szczęście, ale i próba. Nie byłam gotowa na podwójną odpowiedzialność, ale Radek wtedy był przy mnie — pomagał, uczył się być ojcem. Razem kąpaliśmy, karmiliśmy, choćby w nocy wstawaliśmy oboje. Umiał współczuć, starał się. Wierzyłam, iż mamy szczęście.

Ale wszystko się zmieniło, gdy dzieci podrosły. Stał się obcy. Wracał późno, zmęczony, rozdrażniony. Zaczęłam podejrzewać — czy zdradza? Prawda wyszła sama: pewnego dnia, gdy brał prysznic, zadzwoniła kobieta. Przedstawiła się jako Grażyna. Powiedziała, iż spotyka się z moim mężem od ponad roku. Świat się zawalił. Potem była Brygida. Potem — Alicja. Następnie — Zofia i Weronika. Wybaczałam. Dla dzieci. Dla rodziny.

Bałam się, iż jeżeli się rozstaniemy, chłopcy wyrosną bez wzoru prawdziwej miłości. I znosiłam. Zamykałam oczy. Wymazywałam zdradę z serca. Ale gdy synowie dorośli i wyprowadzili się, stało się jasne: między mną a Radkiem nie zostało nic. Byliśmy jak sąsiedzi. Ani miłości, ani szacunku. Rozwiedliśmy się. On odszedł. Ja zostałam. Przyzwyczajałam się do ciszy. Do samotności. Próbowałam wypełnić pustkę — przyjaciółmi, hobby, książkami. Żyłam. Bez narzekania. Bez pretensji.

Minęło dwanaście lat. Pewnego jesiennego wieczora zadzwonił dzwonek do drzwi. Na progu stał on. Radek. Siwy, przygarbiony, obcy. Poprosił, by wpuścić go do środka. Chciał porozmawiać. Przy herbacie wyszeptał: nigdy nie znalazł szczęścia. Kobiety się zmieniały, prac nie utrzymał, zdrowie zawiodło. Został z niczym. Sam. Nieszczęśliwy. I teraz prosił o wybaczenie. O nowy początek.

A ja siedzę i nie wiem, co powiedzieć. Dwanaście lat — ani słowa, ani telefonu, ani kartki na urodziny. A teraz — przebaczenie, szansa, nowe życie? W środku wszystko boli. A jednak serce bije — bo wciąż coś do niego czuję. Nigdy nikogo innego nie pokochałam. Nie wpuściłam nikogo. On jest ojcem moich synów. Nie jest obcy. Ale już nie ten sam.

Nie odpowiedziałam. Siedzę, myślę. Szukam w sobie siły, by wybaczyć. Albo siły, by w końcu puścić.

Idź do oryginalnego materiału