Po 12 latach wrócił po rozstaniu z kochanką – ból powrócił, jakby to było wczoraj

twojacena.pl 1 tydzień temu

Poznałam Szymona na imprezie u wspólnej znajomej – był pełen życia, czarujący, uśmiechnięty, zdawało się, iż promienieje od środka. Wtedy pierwszy raz naprawdę się zakochałam. Przed nim nie było w moim życiu romansów – wychowałam się w małym miasteczku, surowe wychowanie, nacisk tylko na naukę. Rodzice nie pozwalali choćby myśleć o chłopakach. Zazdrościłam koleżankom, które były w związkach, ale szłam swoją drogą: najpierw dyplom, potem może rodzina.

Ale Szymon wszystko przewrócił do góry nogami. Zbliżyliśmy się gwałtownie – wydawał się tym, na kogo czekałam całe życie. Rozkwitałam przy nim, a on zdawał się równie szczęśliwy. choćby moi surowi rodzice zaaprobowali nasz związek, i niedługo wzięliśmy skromny ślub. Rok później pojawili się bliźniacy – Kacper i Tymek. To było szczęście, ale i próba. Nie byłam gotowa na podwójną odpowiedzialność, ale Szymon wtedy był przy mnie – pomagał, uczył się być ojcem. Razem kąpaliśmy, karmiliśmy, choćby nocą wstawaliśmy we dwoje. Potrafił współczuć, starał się. Wierzyłam, iż mamy szczęście.

Lecz wszystko się zmieniło, gdy dzieci podrosły. Stał się obcy. Do domu wracał późno, zmęczony, rozdrażniony. Zaczęłam podejrzewać – czyżby zdradzał? Odpowiedź przyszła sama: pewnego dnia, gdy brał prysznic, zadzwonił jego telefon. Kobieta przedstawiła się jako Bogusia. I powiedziała, iż spotyka się z moim mężem od ponad roku. Świat się zawalił. Potem była Zosia. Potem – Ania. Następnie – Magda i Krysia. Wybaczałam. Dla dzieci. Dla rodziny.

Bałam się, iż jeżeli się rozstaniemy, dzieci wychowają się bez wzoru prawdziwej rodziny. I znosiłam. Zamykałam oczy. Wymazywałam zdradę ze swej duszy. ale gdy chłopcy dorośli i opuścili dom, stało się jasne: między mną a Szymonem nie zostało nic. Byliśmy jak sąsiedzi. Ani miłości, ani szacunku. Rozwiedliśmy się. On odszedł. Ja zostałam. Przyzwyczajałam się do ciszy. Do samotności. Próbowałam wypełnić pustkę – przyjaciółmi, hobby, książkami. Żyłam. Bez skarg. Bez wyrzutów.

Minęło dwanaście lat. Pewnego jesiennego wieczora rozległo się pukanie do drzwi. Na progu stał on. Szymon. Posiwiały, przygarbiony, obcy. Poprosił, by wpuścić go do środka. Chciał porozmawiać. Przy herbacie wyznał: szczęścia nigdy nie odnalazł. Kobiety mijały jak w kalejdoskopie, pracy nie mógł utrzymać, zdrowie zawiodło. Został z niczym. Sam. Nieszczęśliwy. I teraz prosi o przebaczenie. O nowy początek.

A ja siedzę i nie wiem, co powiedzieć. Dwanaście lat – ani słowa, ani telefonu, ani kartki urodzinowej. A teraz – przebaczenie, szansa, nowe życie? W środku wszystko boli. A jednak serce bije – bo wciąż coś do niego czuję. Nikogo innego już nie pokochałam. Nie wpuściłam nikogo w swoje życie. On jest ojcem moich synów. Nie jest obcy. Ale już nie ten sam.

Nie odpowiedziałam. Siedzę, myślę. Szukam w sobie siły, by wybaczyć. Albo siły, by w końcu puścić.

Idź do oryginalnego materiału